„Noc Sprawiedliwych Pięści” - recenzja

Autor: Jacek Szeląg Redaktor: Motyl

Dodane: 11-11-2022 10:15 ()


Każdy, kto urodził się w czasach PRL-u, dobrze wie, jaką moc miały produkcje filmowe rodem z Dalekiego Wschodu. Młody człowiek (i nie tylko młody) wystawał pod kinami w długich kolejkach po bilety do kina, aby z wypiekami na twarzy oglądać „Wejście Smoka”, produkcję, która zapoczątkowała trend czy wręcz manię na filmy karate (ja zapamiętałem długie kolejki  i „koników”, którzy sprzedawali bilety na „Karatecy z kanionu żółtej rzeki”).

Polski komiks również miał udział w propagowaniu powyższego trendu. Przejawiło się to inicjatywą Andrzeja O. Nowakowskiego (bo o nim mowa), autora urodzonego w 1946 r., a zarazem jednego z najpopularniejszych rysowników lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Dodajmy, że jest on twórcą takich komiksów jak „Zemsta Harpera”, seria  o naszym słowiańskim Conanie, czyli „Doman” oraz „Noc sprawiedliwych pięści”. Ten ostatni tytuł to ewidentnie komiks pisany i rysowany ku „pokrzepieniu serc” dla domorosłych adeptów klasztoru Shaolin. Wprost trzeba przyznać, że scenariusz tej produkcji to istny majstersztyk. Niemniej po kolei. 

„Po rozgromieniu klasztoru Shaolin w chińskiej prowincji Fukien przez mandżurskich najeźdźców, jeden z ocalałych mnichów założył na wysepce No-Kami klasztor kształcący adeptów tajnej sztuki walki, tak zwanego nin-ja, czyli panów nocy. Wychowanek szkoły złożył przysięgę, że swych nadludzkich umiejętności użyje wyłącznie dla dobra człowieka”. Powyższy wstęp „powita” czytelnika tuż po otwarciu komiksu. Dalej nie ma już przeproś... Mamy zatem młodego adepta śmiercionośnych sztuk walki o słowiańsko brzmiącym imieniu No-Wang. Rzeczonego poznajemy podczas ostatniego egzaminu, po którym zostanie mistrzem kung-fu. Egzamin jest dość „prosty”, jako że musi jedynie przebyć bramę ognia i dzikiego zwierza, a później jest nieco trudniej, gdyż po nich czeka nań brama ciemności. Oczywiście chłopak daje sobie radę ze wszystkimi przeszkodami. Podobny trening zapewne przechodził Son Goku w jak najbardziej kultowej serii anime, autorstwa Akiry Toriyamy. Jak to mówił Alfred Hitchcock: „Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, później zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć”. Zapewne tym tropem szedł nasz scenarzysta i rysownik w jednej postaci, czyli Andrzej O. Nowakowski.

Po morderczej weryfikacji umiejętności No-Wanga chłopak wypija szampana z klasztornymi przyjaciółmi, po czym od razu otrzymuje misje w stylu „Mission: Impossible”. Polegać ma ona na infiltracji Megalopolis powstałego w bezludnych mokradłach piekła Amazonii. Owo państwo-miasto założone zostało przez geniuszy nauki oraz zdegenerowanych miliarderów, którzy za pieniądze zrobią dosłownie wszystko. Z komiksu dowiadujemy się, że jest ono „naszpikowane nowoczesną technologią cywilną i wojskową”, a „z podmiejskich platform wahadłowce penetrują nawet księżyc”. Istnieje podejrzenie o zbrodnicze testowanie tej technologii na ludziach i stąd wysłanych zostało już kilku zwiadowców. Nie dają jednak oni znaków życia. Misja, którą podejmie się nasz świeżo upieczony mistrz kung-fu, nie jest łatwa, ale nie jest też awykonalna. Chłopak ze spokojem, porównywalnym do dyscypliny wewnętrznej Yody, bierze się do roboty.

Komiks graficznie nie odbiega od typowych rysunków zamieszczanych w zinach, czy magazynie „Alfa”, wydawanym w tym samym czasie, czyli w czasach schyłkowego PRL-u. Główna postać stylizowana jest (jakżeby inaczej!) na Bruce’a Lee, co widać w poszczególnych kadrach, gdzie ewidentnie znać inspirację filmami z udziałem wymienionego aktora. Rysunki są zatem dość toporne, ale jest w nich „coś”, co przyciąga czytelnika. Może to magia sentymentu? Sam nie wiem, ale mi się jednak podobają. W powyższym wydawnictwie albo mi się wydaje, albo miałem takie tylko wrażenie, że mistrz naszego głównego bohatera, podobny jest do Sato, występującego w „Tajfunie: Aferze Bradleya”.

Podsumowując, tytuł na pewno zainteresuje fanów komiksu, miłośników nostalgii oraz hołdowników filmów klasy B czy nawet Z (vide pamiętny film, który miał być podobny do przygód Indiany Jonesa, czyli „Klątwa Doliny Węży” z 1988 r. w reżyserii Marka Piestraka - kto nie wiedział, to i może dobrze). Edycja tegoż wznowienia jest bez zarzutu. Cieszy zwłaszcza niewielki format, tym bardziej że mieści się w sam raz w większej kieszeni.

 

Tytuł:  Noc Sprawiedliwych Pięści

  • Scenariusz: Andrzej O. Nowakowski
  • Rysunki oraz grafika na okładce: Andrzej O. Nowakowski
  • Wydawca: Ongrys
  • Data publikacji: 2022.10.11 r.
  • Oprawa: miękka
  • Format: 145 x 205 mm
  • Papier: offset
  • Druk: czarno-biały
  • Liczba stron: 80
  • Cena: 25,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Ongrys za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus