„Potwory” - recenzja
Dodane: 31-10-2022 16:57 ()
Ścigany przez służby rządu amerykańskiego, zdeformowany przez eksperymenty związane z transmutacją – Bobby Bailey, wraca do opuszczonego rodzinnego domu, siada na schodach prowadzących na piętro i zaczyna raz jeszcze przeżywać swoje dzieciństwo. Ciąg bolesnych wspomnień atakuje jego cierpiącą duszę, rozpadające się ciało i o dziwo jeszcze sprawny umysł. W międzyczasie major Roth i siły przez niego dowodzone podążają nieustępliwie za zbiegłą zwierzyną, nie zważając na konsekwencje swoich działań. Liczy się tylko ostateczne rozwiązanie ze skutkami nieudanego eksperymentu, którego korzenie sięgają niemieckich laboratoriów, gdzie za sprawą projektu Prometeusz miał narodzić się dla dumnego germańskiego narodu Übermensch, zdolny zmienić oblicze II wojny światowej. Historia potoczyła się jednak inaczej, ale takich „naukowych” skarbów jak Prometeusz nie można było zignorować, w końcu jego wyniki mogły odmienić losy kolejnego zbrojnego konfliktu czającego się już na horyzoncie. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby notatki na jego temat trafiły w ręce radzieckich towarzyszy… Dlatego odpowiedzialny za ów eksperyment – Doktor Friedrich zostaje z chęcią przygarnięty przez armię USA. Od tej pory będzie mógł śnić swój sen o potędze w cieplarnianych warunkach. Sen, który dla wielu okaże się koszmarem.
„Potwory” to dzieło włażące człowiekowi pod skórę. Powoli, strona za stroną wżynające się w ciało, podążające ku sercu, by tam ostatecznie się zakorzenić. Ogromna emocjonalność opowieści Barry’ego Windsora-Smitha nie pozwala, aby było inaczej. Brytyjczyk skupia się na kilku postaciach, których losy pomimo różnic płciowych, klasowych, rasowych i narodowościowych przecięły się w ten czy inny – na pierwszy rzut oka w niewiarygodny – sposób, prowadząc do tragicznej w skutkach hekatomby. Z uwagi na brak linearności fabularnej możemy dokładnie przyjrzeć się każdemu z bohaterów i bohaterek, wyrobić sobie o nich pewne zdanie, a później zostać skonfrontowanym z rzeczywistością, z którą mierzyli się oni sami i raz jeszcze spojrzeć na nich z nowej perspektywy. Ta świadoma manipulacja pozwala autorowi wywołać i utrzymać niewyobrażalne napięcie od pierwszego do ostatniego kadru komiksu.
Centralną częścią opowieść jest akt, w którym Tom Bailey wraca po kilku latach z wojny do syna i żony Janet. Radość spotkania z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień zostaje tylko niespełnionym marzeniem. Ulotnym wspomnieniem czegoś ekscytującego, ponieważ Tom zupełnie przestał przypominać człowieka, którym był przed zaciągnięciem się do wojska. Rodzinny dom rozpada się na kawałki, stając się miejscem nieszczęśliwym pełnym cierpienia i bólu. Nie wiadomo, jakie tajemnice skrywa głowa rodziny, co przeżył na froncie, ale cokolwiek to było, zrujnowało psychikę mężczyzny, który czyni to samo najbliższym. Obcując z tym fragmentem, pochłaniając kolejne kadry przedstawiające sielankową małomiasteczkową Amerykę, kontrastującą z grozą życia codziennego, ukrytą w zamkniętych czterech ścianach, ujętą na stronach skrupulatnie prowadzonego pamiętnika Janet, przez całe moje ciało przechodziły drgawki. Natężenie przemocy fizycznej i psychicznej jest tu nie do zniesienia, lecz Windsor-Smith długo unika epatowania czystą brutalnością.
To przemyślenia Janet, jej wspomnienia danych sytuacji uświadamiają nam pułapkę miejsca i czasu, w której się znalazła. Oto musi utrzymywać i wpisywać się w iluzję świata idealnego. Pięknej żony wiernie czekającej na męża walczącego za amerykańskie ideały. Mierzyć się z oczekiwaniami otoczenia i bez względu na wszystko dbać o domowe ognisku, w końcu przyrzekała przed bogiem – „na dobre i na złe”. Drugą bohaterką, stojącą w opozycji do Janet, bo to ona nosi spodnie w domu, lecz również stłamszoną nie tyle przez presję społeczeństwa, ile przez ortodoksyjne religijne wychowanie, jest genialnie rozpisana Bessie McFarland. Żona sierżanta McFarlanda, który nie potrafi poradzić sobie ze skutkami swojej decyzji – skierowania Bobby’ego do projektu Prometeusz. Bessie nie potrafi zrozumieć męża popadającego w depresję, ale też widzącego i dostrzegającego świat niedostępny dla jego żony. Windsor-Smith łączy postaci w pary niewidzialną nicią przeznaczenia. Janet z Bessie, Eliasa McFarlanda z posterunkowym Jackiem Powellem, Toma Baileya z pułkownikiem Friedrichem, Bobby’ego z Niną (córeczką McFarlandów). Wszyscy oni są wzajemnym dopełnieniem. Każde z nich popełniło w swoim życiu błąd, nie podjęło słusznej decyzji na czas, lub zwyczajnie znalazło się w niewłaściwym miejscu i czasie. Ponieważ nie wszystko to, co na spotyka, jest naszą winą. A jednak jakaś siła sprawcza kieruje ludzi na te same tory w sobie tylko wiadomy celu…
„Potwory” to intymny portret USA ery Trumana, Eisenhowera, Kennedy’ego i Johnsona. Kraju oferującego możliwości i spełnienie marzeń, mierzącego się z komunistycznym zagrożeniem, budującego mit niepokonanego hegemona i dźwigającego na swoich barkach światowy ład i porządek. Jednak za zamkniętymi drzwiami zwyczajnych domostw czają się demony przywiezione z frontu, panuje dyskryminacja rasowa i patriarchat wymagający od kobiet wcielenia się w określone role. We znaki daje się brak wykształcenia oraz bieda. Kultywowana jest siła fizyczna i społeczna znieczulica uprzywilejowanych. Pomimo tego to właśnie ci najbardziej narażeni na skutki polityki państwa tworzą prawdziwą Amerykę. Baileyowie, Powellowie i McFarlandowie to zaledwie wierzchołek góry lądowej, który przy nieodpowiednim kursie rządu jest w stanie go roztrzaskać. Dlatego też wewnętrzne poczucie sprawiedliwości przeciętnych obywateli pozwala im przeciwstawić się nadjeżdżającym czołgom będącymi atrybutem zniewolenia.
Trudno wartościować zbrodnię, oceniać potworność czynów w skali od jednego do dziesięciu, ale czasem nie mamy wyboru. Windsor-Smith długo trzyma czytelnika w pełnym skupieniu, aż w końcu przenosi nas do Schongau, miasta leżącego w Bawarii, w którym amerykański oddział odnajduje tajne laboratorium III Rzeszy. To tu dojrzewał Prometeusz i to tu rozegra się dramat trójki bohaterów przeradzający się w szereg późniejszych tragicznych wydarzeń. Brytyjczyk nie oszczędza nam okrucieństw tego miejsca. Turpistyczne plansze atakują wszystkie nasze zmysły. Kadry wypełnione są szczegółami, tworzącymi barbarzyńskie tło dla historii. Rozczłonkowane ciała spoczywające w kadziach i wielkich wannach, kawałki ludzkiego mięsa, kości, obcięte palce z wystającymi przewodami, korpusy zwisające na łańcuchach, czaszki o nieludzkich kształtach, na wpół spalone trupy. Szereg żelastwa, próbówek, pieców zawalających pomieszczenia. Smród chemikaliów miesza się z odorem śmierci przenikającym maski przeciwgazowe. Obrazy bestialstwa druzgoczą błyskawicznie najwrażliwsze umysły. Narkotyczne wizje obezwładniają ciało. Oto siedziba zła, lecz autor „Broni X” nadaje tej odrażającej sekwencji drugiego dna – ludzkiego oblicza. Kreśląc swoisty zmierzch bogów, ostatnią odprawę załogi fabryki śmierci. Fenomenalnie rozegrał tę scenę, grając po raz kolejny na naszych emocjach, przedstawiając ludzi wierzących w swoją pracę, pragnących powrotu do domu i szczęśliwego życia po wojnie. Bojących się śmierci i tych, którzy gotowi są ją przyjąć w imię żołnierskiego honoru. Niemal jesteśmy w stanie im współczuć sytuacji, w której się znaleźli. Tak, to czyste szaleństwo szukać pozorów normalności w tym obłędzie, a jednak trudno uwierzyć, że człowiek jest zdolny to takich okropieństw i snuć plany na przyszłość nie odczuwając skrupułów ze swoich zbrodni, ba nie postrzegając torturowania ludzi w imię wydumanych medycznych praktyk za zbrodnię.
„Potwory” to wizualny majstersztyk, noszący znamiona długoletniej pracy nad nim, co samo w sobie jest niezwykle interesujące. Jednak ostatecznie autor pozostał wierny swojemu stylowi wypracowanemu przez lata działalności w branży. Delikatnie prowadzone linie podkreślają kruchość i ludzkiego życia. Natomiast mocne cieniowanie wprowadza do historii niezbędny element niewidocznego, aczkolwiek wyczuwalnego zła. Tego czynionego z premedytacją i tego zupełnie przypadkowego. Wypełnione detalami plansze oddają atmosferę panującą w zwycięskim kraju oraz obrazują zmieniającą się Amerykę w ciągu dwudziestu lat po drugiej wojnie światowej. Częste zbliżenia na twarze bohaterów pozwalają nam odczytywać targające nimi emocje, z takim bezbłędnym wyczuciem zilustrowanym przez Brytyjczyka. Liryczność i romantyzm niektórych plansz kontrastuje ze stronicami skupionymi na aktach bezceremonialnej przemocy, bo przecież piękno nie może istnieć bez brzydoty.
Nie sposób przejść obok tej opowieści obojętnie. Z jednej strony to zapis ludzkiego bestialstwa, z drugiej siły życiowej gotowej przeciwstawić się ekstremalnym sytuacjom. Jestem pełen podziwu dla Windsora-Smitha, który stworzył dzieło proste i czytelne, a jednocześnie głębokie w wymowie. Pełne odcieni szarości wypełniających naszą zawsze coś znaczącą egzystencję. Perfekcyjne połączenie wszystkich przenikających się wątków zasługuje na największe uznanie. Również należy docenić odwagę, z jaką poprowadził całą opowieść, nadając jej nieco Kingowego charakteru, udanie łącząc elementy z pozoru do siebie niepasujące. Fenomenalna warstwa dialogowa urzeczywistnia portrety psychologiczne. Doskonałe wyczucie słowa potęguje poszczególne wydarzenia, zwielokrotniając ich wydźwięk. Zwróćcie uwagę, co usłyszał Bobby po rodzinnej tragedii. Z pozoru nic nieznaczące zdanie, ginące w tłumie postaci, a nieodwracalnie rzutujące na przyszłość chłopaka...
Komiks Barry'ego Windsora-Smitha to jedno z najbardziej niepokojących studium człowieczeństwa. To podróż po labiryncie bez wyjścia – typowa dla twórczości tego autora. Matnia, w której znaleźli się bohaterowie, doprowadzi ich do granic wytrzymałości. I właśnie wtedy będą musieli odpowiedzieć sobie na pytanie, czy warto być szczerym wobec siebie?
- Scenariusz i rysunki: Barry Windsor-Smith
-
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
- Wydawca: Mucha Comics
-
Liczba stron: 368
-
Format: 203 mm x 289 mm
-
Premiera: 29 września 2022 roku
-
Oprawa: twarda
-
Papier: offset
-
Druk: czarno-biały
-
ISBN 978-83-66589-88-9
-
Wydanie pierwsze
-
Cena okładkowa: 179 zł
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus