„Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” tom 17: „Szabla w dżungli” - recenzja
Dodane: 27-10-2022 18:03 ()
Jerzy Wróblewski to bez wątpienia człowiek-legenda i postać kultowa polskiej szkoły komiksowej. Artysta mający w swoim dorobku momenty mniej chwalebne – „Było to na Podhalu” to opowieść, na którą należy spuścić zasłonę milczenia – ale w zdecydowanej większości jednak autor, który zapisał się złotymi zgłoskami w historii polskiego komiksu. Publikujący swoje prace, jak wielu mu podobnych, że choćby wspomnę nestora polskiej sztuki komiksowej i mojego krajana P. Zygmunta Similaka, wówczas w codziennej prasie trafiał ze swoją twórczością do rzeszy czytelników. Dziś mrówcza praca Leszka Kaczanowskiego z wydawnictwa Ongrys, który to wydaje „gazetowe paski” w formie regularnych albumów, sprawia, że z tym skarbem polskiego komiksu mogą zapoznać się kolejne grupy odbiorców tęskniących za „starą szkołą”. „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” liczy sobie już osiemnaście odsłon, a jedna z najnowszych tj. „Szabla w dżungli” udowadnia, że pokłady te kryją jeszcze wiele perełek i diamentów do wydobycia.
„Szabla w dżungli” to wydany w „tytusowym” formacie zeszyt z przygodową historią opartą na westernowym klimacie. Zeszyt, który (szczególnie na ówczesne czasy) może być uznany za dość odważny i przeznaczony raczej dla dorosłego czytelnika, ale który swoją awanturniczą atmosferą zapewne wówczas, jak i obecnie, przyciąga również tych nieco młodszych. To opowieść o dwójce przyjaciół, którzy ze względu na panujące ówcześnie tj. w drugiej połowie XIX w. warunki zmuszeni byli opuścić Ojczyznę i ukochane Podhale. Swoje miejsce znaleźli w amerykańskiej armii Północy, która okazała się zwycięska w wojnie z Południem. Po tej batalii Jan Lutrynia i Stefan Orsten – bo to właśnie jest duet naszych bohaterów – postanawiają, choć zbliżyć się do ukochanej Polski i w tym celu wyruszają podróż do Maroka, aby zaciągnąć się tam do armii hiszpańskiej. Ich plany krzyżuje jednak pogoda, a konkretnie sztorm, a cudem tylko uratowanym Janowi i Stefanowi przyjdzie się od tej pory mierzyć z przeciwnikiem równie silnym lub nawet silniejszym od wiatru, czyli z miejscowymi rzezimieszkami i handlarzami ludźmi, którzy nie kierują się empatią a pieniądzem. I ot tak w takich okolicznościach będziemy obserwować tę przygodę.
Odpowiedzialny w tym komiksie za scenariusz Andrzej Białoszycki wykreował niewątpliwe udaną i bardzo dynamiczną opowieść i choć posługiwał się raczej znanymi rozwiązaniami, przez co nie jest to komiks przesadnie nowatorski, to jednak jest zgodny z rzemiosłem. Mamy więc elementy, które muszą znaleźć się w historii przygodowej, która ma porwać czytelnika. Są tu bijatyki, pojedynki, gonitwy i zwroty akcji. Non stop dzieje się coś ciekawego, przechodzimy z miejscówki na miejscówkę, a każda z nich jest charakterystyczna i inna od poprzedniej. Dzieje się naprawdę dużo, a i sama fabuła choć prosta, to generująca emocje i nawet dzisiaj, po tylu lat od stworzenia wciąż wciąga. Podlanie tego sensacyjno-przygodowego dziełka westernowym sosem również dało doskonały efekt. Faktem jest też, że Białoszycki postawił w kilku momentach na niestandardowe rozwiązania i odważne posunięcia. Bohaterowie dokonują czynów dwuznacznych moralnie i często brutalnych a z drugiej strony są to postaci pozytywne, co wywołuje pewien dysonans u czytelnika, ale też zmusza go do zaangażowania w całość. Z drugiej strony ci źli są naprawdę źli, a w całość wmieszane są kwestie rasowe, polityka i niemoralny zarobek. Jest więc na czym zawiesić naszą uwagę, tym bardziej, jeśli te elementy ukazane są w tak bardzo przystępnej formie.
Oddać „to, co cesarskie trzeba też cesarzowi”, czyli rysownikowi albumu, który wykazał się w nim naprawdę dużymi umiejętnościami i wysoką formą. Fakt, że komiksy ukazywały się pierwotnie w prasie codziennej, wymusza oczywiście odpowiednią formę, pewną skrótowość i minimalizm (ale również korzystanie jedynie z czerni i bieli) jednakże w założonej konwencji jest to pewien majstersztyk, bo i kadry żyją i można dostrzec wiele szczegółów na rysunkach. Same postacie również mają swój wyrazisty i niepodważalny charakter, a sceny pojedynków prowadzone są w bardzo prawidłowy sposób. Pamiętajcie jednak, że komiks ma już swoje lata, co warunkuje pewne rozwiązania jak choćby specyfika prowadzonej na kadrze narracji. Jednakże, jeśli lubicie starszą komiksową szkołę, to ten album będzie dla was zapewne nie lada gratką i okazją do ujrzenia Mistrza w najlepszej formie.
Lubię tego typu produkcje, lubię komiksy, przy których można się dobrze bawić i miło spędzić czas. I właśnie taką propozycją jest ten zeszyt z przygodami dwójki Polaków na drugim końcu świata, którym przyszło się mierzyć z bandą rasistowskich bandytów. Skorzystajcie z okazji i zwróćcie na niego uwagę, gdyż to klasyka i rozrywka w najczystszej postaci.
Tytuł: „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” tom 17: „Szabla w dżungli”
- Scenariusz: Andrzej Białoszycki
- Rysunki oraz grafika na okładce: Jerzy Wróblewski
- Opracowanie okładki: Andrzej Janicki
- Rekonstrukcja graficzna pasków komiksowych: Maciej Jasiński i Rafał Śladowski
- Wydawca: Ongrys
- Data publikacji: 27.09.2022 r.
- Oprawa: miękka
- Format: 30 x 21 cm
- Papier: offset
- Druk: czarno-biały
- Liczba stron: 36
- Cena: 25,90 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w „Dzienniku Wieczornym” od 18 listopada 1976 r. do 1 marca 1977 r.
Dziękujemy Maciejowi Jasińskiemu za udostępnienie tytułu do recenzji.
comments powered by Disqus