Druga relacja z Białego Kruka
Dodane: 28-08-2007 16:10 ()
Na Białego Kruka jechałem z niemałym entuzjazmem. Nigdy nie byłem w Białej Podlaskiej, a program konwentu przedstawiony w wersji beta zapowiadał się interesująco. Trochę dziwiła mnie wysoka cena akredytacji, ale cóż - orgowie każdego konwentu mają wydatki, a to miał być z założenia mały konwent. I taki był, w sobotę wieczorem na liście w akredytacji było około 80 nazwisk, co razem z organizatorami dawało w sumie nieco ponad setkę uczestników. Konwent odbywał się w dużej szkole, kilka sal dzieliły bardzo długie korytarze i teren imprezy świecił przez to pustkami. Wraz z informatorem każdy uczestnik otrzymywał egzemplarz książki "Klątwa elfów" Agaty Waszkiewicz. Tu uwaga do autorki oraz wydawcy - książkę przed wydaniem należy poddać profesjonalnej korekcie, bo inaczej roi się w niej od prostych błędów i czytelnik zamiast zastanawiać się nad fabułą i przeżyciami bohaterów, zwija się ze śmiechu aż go boli przepona. A chyba nie to było zamierzeniem autorki...
PIĄTEK
Po zapłaceniu wejściówki nasza lubelska ekipa zabunkrowała się w jednym ze sleeping-roomów rozmieszczonych przy szkolnym basenie. Niestety ze względu na remont mogliśmy pływalnię jedynie oglądać przez okna. Szybki rzut oka na program umieszczony w informatorze dostarczył pierwszego rozczarowania - z planowanego bloku Star Wars ostały się tylko dwa punkty, w tym spotkanie ze Staszkiem Mąderkiem, które jednak się nie odbyło. Program składał się z czterech bloków: trzech prelekcyjnych i jednego konkursowego. W tle odbywać się miały dodatkowe punkty, np. pokazy rycerskie, astronomiczne, turniej walki na miecze PCV, konkurs rzutów shurikenami itp.
Prelekcje wypadły raczej słabo i nie gromadziły zbyt wielkiej liczby słuchaczy. Część z nich nie odbyła się wcale. Na pochwałę zasługuje przygotowanie przez orgów sali postapokaliptycznej - zaciemnione szyby, siatka maskująca, maski przeciwgazowe oraz duszna atmosfera nadawały prelekcjom w tej sali specyficzny klimat. Blok konkursowy ściągnął większą ilość uczestników, chociaż i niektóre konkursy nie odbyły się z powodu braku chętnych. Na konkursie muzycznym sala pękała w szwach, jednak większość utworów pochodziła z kategorii nowego metalu i była dla mnie oraz Krzysia-Misia całkowicie nierozpoznawalna. Małym bonusem były dodatkowe pokazywanki - tzw. Lupinbury, w których trzeba było pokazywać i odgadywać imiona wilkołaków. Poza kilkoma trudnymi hasłami zawierającymi słowa "caern", "umbra" czy "Gaia" większość haseł nie stanowiła dla drużyn lubelskich większego wyzwania. Zapowiedziane pokazy rycerskie oraz nocne pokazy astronomiczne nie odbyły się, ale wieczór można uznać za udany - napełniliśmy nasze żołądki w konwentowej knajpce Galeon, która serwowała pizzę na niesamowicie grubym cieście. Przy okazji poczytałem sobie znalezioną na szkolnej półce lekturę z dzieciństwa - książkę SF dla dzieci "Tapatiki" Marty Tomaszewskiej.
SOBOTA
W poszukiwaniu śniadania zwiedziliśmy rynek, gdzie zjadłem olbrzymiego gyrosa, który poprawił mi zdecydowanie humor. Wysłuchałem prelekcji Kaduceusza na temat Mega Konkursu - szczerze przyznam się, że wcześniejsze wiadomości na jego temat jakoś mi umknęły, a sam pomysł uznaję za bardzo ciekawy i godny powtórki, jeśli tylko założenia pierwszej edycji się sprawdzą. Konkurs cytatów filmowych, który odwiedziłem potem, okazał się dla mnie zbyt trudny. Cytaty były rozpoznawalne tylko dla osób, które znały filmy niemal na pamięć (większość cytatów po angielsku), więc nie osiągnąłem zbyt dobrego wyniku, mimo że większość filmów widziałem. Niemniej jednak pomysł na konkurs ciekawy i wart powtórzenia. Turniej walki na miecze PCV zgromadził na boisku większość uczestników konwentu i zapewnił wiele zabawy zawodnikom i widzom - uważam to za kolejny dobry pomysł organizatorów. Choć nie było ofiar w ludziach, to na przyszłość proponuję przygotować dla uczestników jakieś elementy ochronne.
Po południu nadeszła pora na kalambury, na które zawsze wyczekuję z niecierpliwością. Misiek przygotował konkurs dość nietypowo - hasła były złożone z przypadkowych słów, tworząc wyrażenia nie mające większego sensu i przez to dość trudne do pokazania. Ślivka i Lasek byli jak zwykle bezkonkurencyjni i wygrali odgadując niemal każde hasło. My z Krzysiem i Beaconem walczyliśmy dzielnie o drugie miejsce z dwiema innymi drużynami, w dogrywce mieliśmy na czas odgadnąć hasło: „true black satanic death gothic symphony melodic speed epic power folk viking trash metal". Dzięki świetnej dyspozycji Krzysia wygraliśmy z czasem 4' 45". Pozostałe drużyny zacięły się na słowach "folk" i "viking". Wieczorem udaliśmy się do restauracji Roma, gdzie w sympatycznym lokalu zjedliśmy znakomitą pizzę, jedną z lepszych jakie ostatnio jadłem.
NIEDZIELA
Ostatni dzień konwentu spędziliśmy na przygotowaniach do wyjazdu. Z ciekawszych punktów programu mogę wymienić drugi konkurs Miśka - fandomowy, gdzie jedną z najciekawszych konkurencji było rozpoznawanie na zdjęciach tzw. fejmusów fandomu (niestety mnie nie było na żadnej fotce). Byłem w drużynie z Krzysiem-Misiem, ale to on odpowiadał na wszystkie pytania, moja wiedza była zbyt skromna. Odwiedziliśmy jeszcze raz pizzerię Roma i po sutym obiedzie ruszyliśmy w drogę powrotną, która upłynęła nam na czytaniu "Klątwy elfów" i wyszukiwaniu co zabawniejszych "kwiatków".
PODSUMOWANIE
Oprócz wyżej wymienionych (niewielu) plusów na pochwałę zasługuje umieszczenie na terenie konwentu barku (batoniki, soki, kawa, chińskie zupki) oraz dobre wyposażenie łazienek w papier i mydło. Natomiast do minusów dorzucę:
- Games Room, który był słabo wyposażony oraz pozbawiony organizatora, który wyjaśnia zasady gier i pomaga przy pierwszej rozgrywce;
- Sposób rozdawania nagród i sama ich wartość - nagrody można było sobie wybierać i najlepsze zostały rozdane zwycięzcom konkursów z piątku. Na sobotę zostały konwentowe koszulki, filmy mangowe i czasopisma. Dla 3-osobowej drużyny jedna koszulka jako nagroda to lekkie nieporozumienie. Ja wiem, że na konwenty nie powinno się jeździć dla nagród, ale przy tak wysokiej cenie akredytacji można to było jakoś inaczej zorganizować.
Mam nadzieję, że organizatorzy wyciągną wnioski z krytycznych opinii i następny Biały Kruk będzie lepszy. Mały konwent wcale nie musi być gorszy i mniej ciekawy od Polconu czy Falkonu - najlepszym tego przykładem były Dni Jakuba Wędrowycza, Mantikora oraz Kreskon.
* * * * *
Beacon - Krzysiu, ile Paradoks płaci za teksty?
Krzyś - W sumie masz dziewczynę, pracę...
Ja - ... i módl się, żebyś tego nie stracił.
* * * * *
Dyskusja o wyższości czołgu nad walkerem:
X - Kopiesz rów 5x5 metrów i czołg nie przejedzie, a walker przejdzie.
Y (mocno zdziwiony) - A czym się kopie takie rowy?
X - Koparką.
* * * * *
Kalambury. Ślivka pokazuje długi, wrzecionowaty kształt, chodzi jej o czopek.
Lasek nie zgaduje i z niedowierzaniem - A gdzie ty widziałaś takie wielkie czopki???
* * * * *
Krzyś-Miś - Jest taka strona www, na której jest 2000 imion żeńskich i kobiecych.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...