„Amazing Spider-Man” tom 5: „Za kulisami” - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 10-10-2022 23:45 ()


Czasem nie warto wchodzić za kulisy spektaklu, aby spotkać swoich ulubieńców. Często okazuje się, że w „realu” nie świecą już takim blaskiem jak na scenie. Niepokojącą przypominają nas samych, zwykłych śmiertelników zmagających się z trudnościami dnia powszedniego. Nie pojmuję więc, co przyświecało Nickowi Spencerowi w zdemaskowaniu jednego z najlepszych numerów, jaki wykręcił Mysterio dawno temu na łamach serii poświęconej Śmiałkowi („Daredevil”, tom 0, Egmont). I choć na dłuższą metę ruch ten nie może dziwić, wszak tajemnica nie ma już takiej mocy, co niegdyś. A świętości w komiksowych korporacjach są po to, by je bezcześcić, to jednak żaden szanujący się sztukmistrz nie zdradza własnego warsztatu. W końcu magia efektów specjalnych jest po to, by uwierzyć w to, co niewiarygodne.

I o ile czuje się zniesmaczony taką postawą Spencera, o tyle nie mogę mu odmówić znakomitego poprowadzenia tego wątku. Scena seansu terapeutycznego faceta z akwarium na głowie siedzącego na kozetce wypadła bardzo przekonująco i logicznie. Scenarzysta rozłożył na czynniki pierwsze psychiczne „dolegliwości” Quentina Becka, a do tego skutecznie odwrócił uwagę czytelnika, przypominając mu, że uczestniczy on w reżyserowanym show. Tym samym znów czuję się rozdarty, obcując z przygodami Człowieka Pająka. Nadal drażni mnie przerabianie tych samych motywów oraz jednowymiarowe postaci, ale nie mogę nie docenić udanych dialogów i krytyki wobec medium, tak udanie przemycanej przez Spencera.

Szersze spojrzenie na problemy trawiące komiksową rozrywkę nie przynosi jednak wymiernych skutków w samych fabułach pisanych przez Amerykanina. Zapewne hierarchia oraz wytyczone cele przez władze Marvela skutecznie hamują wszelkie odstępstwa od szablonowo tworzonych przygód obrońców ludzkości. Zastanawiam się, ile jest teraz Spider-Mana w Spider-Manie i w jakim stopniu on i jego rzeczywistość przypominają supków zaprezentowanych w serialu (nie w serii komiksowej) „The Boys”? Jasne to nie ten poziom brutalności, dosadności i przerysowania, lecz samo podejście do współczesnej rzeczywistości mediów społecznościowych wpływającej na rolę herosa i złoczyńcy czy też ich feminatywów pokazuje, że to właśnie internetowa sieć generuje problemy, z którymi muszą się mierzyć zarówno ci stojących po jasnej, jak i ci znajdujący się po ciemnej stronie mocy.

A skoro ludzie pragną igrzysk i chleba, to przedsiębiorcze umysły zrobią wszystko, aby dostarczyć im tego typu rozrywkę, spychając reputację superbohaterów na dalszy plan. Łatwiej i przyjemniej śledzić porażki drugo- i trzecioligowych złoczyńców i choć przez chwilę dzięki nim poczuć się lepiej we własnej zakompleksionej skórze, niż podziwiać nieskazitelnych bohaterów, których altruistyczne czyny wywołują lub pogłębiają w nas poczucie winy za to, w jaki sposób żyjemy. Dlatego niechęć wszystkich kryminalistów i kryminalistek, które w tym tomie odgrywają główną rolę, do sytuacji, w jakiej się znalazły przez dekady funkcjonowania, jest w pełni uzasadniona. Przedmiotowo traktowane przez kolegów po fachu i wyszydzane przez typów pokroju Spider-Mana, mogą czuć się na swój sposób niedowartościowane. A przede wszystkim niesłusznie ignorowane. Tylko że Spencer nie ma odwagi, aby pójść dalej, stworzyć silne kobiece postaci emancypujące się w półświatku w przemyślany sposób. Zamiast tego dopisuje on żeńskie końcówki do męskich przydomków i ot w skrócie cała feministyczna rewolucja.

W tej materii na pewno na uwagę zasługuję fakt, że kryminalistki nie są już poddawane tak silnej seksualizacji. Nie wiem, jak dalece wynika to z przejętych pseudonimów i umiejętności po męskich odpowiednikach, a ile jest świadomą decyzją autorów stawiających na kostiumy przypominające żołnierskie uniformy. Tak czy inaczej, Lady Octopus, Scorpia, Beetle, Electro, Trapstr i w mniejszym stopniu Biały Królik, którą można uznać za żywą reklamę „Playboya”, zawiązują złowieszczy „Syndykat”, mając nadzieję na zmianę swojego losu. Dzisiejszy świat pełen nowych technologii, a także zagmatwanego prawa, daje zupełnie inne możliwości do zaistnienia, z czego skrupulatnie korzysta Spencer w kreowaniu nowych konfliktów i komplikowania życia najważniejszym postaciom jego runu.

W opozycji do fabularnych zawiłości stoją rysownicy odpowiadający za zeszyty tworzące to wydanie zbiorcze. Ryan Ottley, Kev Walker, Humberto Ramos i Pat Gleason posługują się prostą kreską, stawiając przede wszystkim na rzekomą czytelność, a tak naprawdę kierują się szybkością wykonania ilustracji. Od wielu lat brakuje mi w przygodach Spider-Mana piękna jedynego w swoim rodzaju tańca wykonywanego za pomocą pajęczyn i zwinności między wieżowcami Nowego Jorku. Chyba ostatnim takim rysownikiem, który potrafił wydobyć unikalność tego bohatera, był John Romita Jr. Obecnie noszący czerwono-niebieski kostium Peter Parker jest tylko jednym z wielu wpadających znikąd herosów i spuszczających nudny łomot swoim przeciwnikom. Nie ma tu gracji i dramatyzmu, wyeksponowania ciosów i poczucia porażki lub zwycięstwa. Rysunki przypominają przeciętne zdjęcia nadające się jedynie do wrzucenia na ścianę czyjegoś profilu, tylko po to, by przepadły po chwili w zalewie innych podobnych. Natomiast żadna szanująca się gazeta nie umieściłaby ich na swojej pierwszej stronie.

Tylko kto czyta w dzisiejszych czasach gazety, prawda Panie Jameson?

 

Tytuł: Amazing Spider-Man tom 5: Za kulisami

  • Scenariusz: Nick Spencer
  • Rysunki:  Ryan Ottley, Humberto Ramos, Pat Gleason i Kev Walker
  • Przekład: Bartosz Czartoryski
  • Wydawca: Egmont
  • Data wydania: 07.09.2022 r. 
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Objętość: 156 stron
  • Format: 167x255
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • ISBN: 978-83-281-5427-8
  • Cena: 59,99 zł 

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus