„Buffalo Runner” - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 08-10-2022 22:35 ()


Dla przemierzających dzikie ostępy amerykańskiej ziemi najgorszym było nie brak wody, Indianie, rabusie, pogoda, głód, niebezpieczne zwierzęta czy ukształtowanie terenu, a wszechogarniająca samotność. Towarzysząca podróżnikom, kowbojom, poszukiwaczom, ranczerom i ich rodzinom niemal w każdej sekundzie życia. Zmuszająca do wyrzeczeń, będąca świadkiem sukcesów i porażek, a także nieodłączna obserwatorka śmierci każdego z tych śmiałków, głupców i marzycieli. Taka była cena za nowe życie. I choć na pierwszy rzut okaz wydaje się zbyt wygórowana, to tak naprawdę jest ona wkalkulowana w nasze istnienie.  Czasem jest przerażająca, innym razem błogosławiona. Można się z nią zaprzyjaźnić lub jej nienawidzić, jednak bez względu na wszystko, samotność zawsze będzie przy/w nas.

Nie jest tajemnicą, że droga do ucywilizowania Dzikiego Zachodu była usłana cierpieniem, wyrzeczeniami i śmiercią. Przekonał się o tym również Edmund Fisher, kowboj, żołnierz, tropiciel, kochanek, łowca bizonów, strzelec wyborowy i wybawiciel, który pewnego razu ratuje z rąk pospolitych bandytów młodziutką dziewczynę – Mary Ducharmes. Fisher wie, że w okolicy czai się reszta bandy, więc jedyną ich szansą na przeżycie jest zaszycie się w opuszczonej chacie i przyjęcie przestępców na własnych warunkach. Dla Tiburce Ogera zaś to punkt wyjściowy dla opowieści o człowieku zmagającym się z samotnością, a przede wszystkim samym sobą.

W czasie przygotowań do odparcia ataku (wytapiania naboi, zaopiekowania się zwierzętami, walką ze snem) Fisher snuje historię swojego życia naznaczonego odorem śmierci. Tej czynionej w imię kapitalistycznych interesów, zemsty, zasad i bezsensownych uniesień. Głównemu bohaterowi daleko do prawego obrońcy uciśnionych. To człowiek pozwalający nieść się wichrom zmian. Dostosowujący się do panującej sytuacji, ale nie z konformizmu – na to stać było niewielu –  lecz z czystej potrzeby przeżycia. Nie ma tu powodu do wstydu i nieszczerości, szczególnie w obliczu zbliżającego się z każdą mijającą godziną śmiertelnego zagrożenia. Fisher nie buduje pomnika ani sobie, ani Dzikiemu Zachodowi, a Oger wraz z nim nie mitologizuje żywota niepokonanego samotnego kowboja, stającego w obronie słabszych, a później odjeżdżającego w stronę zachodzącego słońca.

Szkoda więc, że Francuz nie wgryza się mocniej w dusze swojego bohatera. Z pieczołowitością dba o detale epoki, o dokładny opis wykonywanych czynności, o ukazanie mniej znanych faktów z tego okresu podboju świata, jednak w opowieści zabrakło większej dozy emocji. Tak jakby chęć przybliżenia i objaśnienia życia w owym czasie była ważniejsza od samego człowieka stojącego w centrum przedstawionych wydarzeń. Oczywiście, opowieść Fishera prowadzona jest w skrótowym charakterze. Opiera się na przełomowych dla niego chwilach. Starzec przede wszystkim chce zająć czymś zszokowaną Mary, która właśnie straciła ojca i brata, a sama została zgwałcona. Dlatego niewiele w tej jednostronnej rozmowie uczuć, które z czasem albo stały się obce Fisherowi, albo zbyt bolesne. Lub to zwyczajny pragmatyzm. Emocje wytrącają strzelca z równowagi, a w tym przypadku każdy nabój i wystrzał mają znaczenie.

„Bufallo Runner” to nowela brutalna i surowa, taka, jakim był Dziki Zachód. Oger podziwia hart ducha ówczesnych siewców cywilizacji, jednocześnie zwracając uwagę na ginące w mgnieniu oka marzenia ludzi, chcących zbudować coś wartościowego, patrzących na ten nowy świat i jego możliwości w nieszablonowy sposób. Stąd też epizod dotyczący służby Fishera u przybyłego z Francji markiza de Morèsa, chcącego doświadczyć prawdziwej przygody, a przy tym wzbogacić się, jest zdecydowanie najciekawszym fragmentem omawianego komiksu. Akcja w tym momencie nabiera tempa, które autor podkręca za pomocą dynamicznych rysunków, a także specyficznej, nieco niedbałej na pierwszy rzut oka kreski. Huk rewolwerów miesza się z końskim tętentem, co oznacza tylko jedno – wybuch przemocy i zbliżającą się śmierci, która na planszach francuza zawsze jest gwałtowana i bolesna. Nie ma tu miejsca na efektowne pojedynki, ba Oger umyślnie unika ich obrazowania. Romantyczny obraz rewolwerowca pozostaje zamknięty w czterech ścianach i naszym spaczonym przez popkulturę umyśle. Za to na wierzch zostają wydobyte bezlitosne strzały w serca, czoła lub plecy, kopniaki w twarz i rozbicie głów kolbą. Zmasakrowanie Indian, w tym kobiet i dzieci, czy poćwiartowanie białych osadników. Bratobójcze rzezie i samosądy wykonane w imię prawa. Rysowane w sposób dosadny, niezwykle realistyczny, w taki sposób, iż niemal czuć na własnej skórze brutalność tych wszystkich aktów przemocy.

Wydawać by się mogło, że to nie był kraj dla starych ludzi, a jednak to Fisher – jego ręce i umiejętności budowały potęgę Stanów Zjednoczonych Ameryki. Z wiekiem refleks ustępuje pola refleksji. Czasem dzieje się to za wcześnie innym razem za późno. Jedno jest natomiast pewne. Kowboj nigdy nie jest sam, bo zawsze za towarzyszkę ma samotność, z którą może pogawędzić jak z ukochaną kobietą.

 

Tytuł: Bufallo Runner

  • Scenariusz: Tiburce Oger
  • Rysunki: Tiburce Oger
  • Tłumaczenie: Tomasz Łapiński
  • Wydawca: Wydawnictwo Lost In Time
  • Data polskiego wydania: 06.07.2022 r.
  • Objętość: 88 stron
  • Format 240x320 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolorowy
  • Cena okładkowa: 79 zł

 

Dziękujemy wydawnictwu Lost In Time za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus