„Dylan Dog”: „Długie pożegnanie” - recenzja

Autor: Jacek Szeląg Redaktor: Motyl

Dodane: 04-10-2022 23:21 ()


Federico Fellini zmarł w 1993 roku, był znany ze swojego barokowego, cyrkowego oraz onirycznego stylu. Uznawany za jednego z najbardziej wpływowych i najważniejszych reżyserów w historii kina, czołowy przedstawiciel europejskiego kina autorskiego, a właściwie król włoskiego neorealizmu. Dlaczego o tym piszę w recenzji nowego tytułu z serii „Dylan Dog”, jakim jest „Długie pożegnanie”?

Myślę, że scenariusz opisywanego epizodu bardzo spodobałby się wymienionemu reżyserowi. Tak zakręconego komiksu dawno już nie czytałem. Przejdźmy jednak do sedna sprawy. Do biura naszego ulubionego detektywa mroku zawitała pewna dziewczyna. W sumie czytelnika nie powinno to zdziwić, gdyż prawie w każdej odsłonie tej serii Dylana „nawiedzają” dziewczyny: czy to byłe kochanki, czy dopiero przyszłe. Tym razem niewiasta o imieniu Marina (jak informuje głównego bohatera) nagle pojawia się przed drzwiami jego biura, chociaż chwilę wcześniej siedziała we własnym domu. Po krótkiej konwersacji Dylan rozpoznaje w niej swoją bodaj pierwszą miłość. To spotkanie daje początek podróży, podczas której poznamy młodzieńcze fascynacje obojga wymienionych, a przeszłość i rzeczywistość mieszają się ze sobą. Czas nie gra roli, tutaj liczą się tylko uczucia, stracone szanse i chęć ich odkupienia.

Na pomysł tego epizodu serii wpadł Mauro Marcheselli, którego fani Dylana powinni znać z takich części jak „Serce Johnny’ego” i „Johnny Freak”. Fabułę zaś rozwinął Tiziano Sclavi, jak dla mnie przysłowiowy koń pociągowy i człowiek, który pisze najlepsze scenariusze dla niniejszej serii. Rysunkami zajął się tym razem Carlo Ambrosini, którego kreska jest bardziej nowoczesna od Corrado Roi czy Giampiero Casertano. Carlo to utalentowany rysownik, który przed współpracą z Sergio Bonellim, rysował opowiadania wojenne. „Dylana…” zaczął natomiast rysować w 1987 r., a pisać doń scenariusze od roku 1994. Jego kreska jest na pierwszy rzut oka delikatna, czasem przypominająca precyzyjne szkice. Tę właśnie metodę w niniejszym komiksie wykorzystuje podczas prezentacji retrospekcji lub wspomnienia naszych zagubionych w życiu bohaterów. To duży plus, gdyż czytelnik na początku lektury może się pogubić niczym Dylan, który nie wie już, czy to sen, czy realne wydarzenia.

Sporo jest w tym komiksie humoru, ale jest on raczej wyważony, bardzo sarkastyczny i nieco głupkowaty, co odzwierciedla i pokazuje młodość obojga głównych bohaterów. Młodzieńcza naiwność, niedojrzałość czy bardziej skrywane uczucia i do tego namiętności to główny temat tej niebanalnie napisanej historii. Chęć odkupienia straconego czasu oraz mylnych wyborów, które mają później wpływ na całe życie. Jak to ujmuje zagadkowa Marina: „Uwaga, nadciąga kolejna mądrość: nie da się zniszczyć życia… ono już jest totalną ruiną”. Oboje są zakochani, ale nie potrafią tego sobie wprost powiedzieć. Toteż kiedy Dylan to w końcu czyni, zostaje bez odpowiedzi. A co stanie się dalej, to drogi czytelniku musisz przekonać się, czytając ten komiks, jeśli chcesz bardziej poznać detektywa mającego Groucho za asystenta. A jeśli już wspominam o Groucho, to w tej odsłonie serii jest on nad wyraz powściągliwy w swoich żartach, gdyż w sumie nie ma ich wcale. Jest od początku lektury bardzo poważny i stonowany, tak jak by wiedział, że dziewczyna, która zawitała do biura, jest klientką wyjątkową.

Wydawnictwo Tore powinno dostać nagrodę za propagowanie włoskiej kultury na naszym gruncie. Za każdym razem, kiedy czytam nowy tom Dylan Doga, myślę, że nie można zaskoczyć czytelnika, ale mimo to za każdym razem jestem w błędzie. Mimo tak dużej ilości komiksów z tej serii Dylan to fenomen na włoskim rynku wydawniczym, ale też coraz większa rzesza czytelników w Polsce przekonuje się do komiksu tej klasy. Bo Dylan to zwykły facet, który kocha kobiety, a one jego. Jest impulsywny, pełen wątpliwości do siebie i świata, który go otacza. Gra na klarnecie i konstruuje model galeonu, którego budowa ma swoje źródło właśnie w tym tytule.

Na stryczek Judasza! Ten komiks to must have dla każdego fana, ale ostrzegam, że nie ma zbyt wiele akcji oprócz jednego wystrzału z rewolweru. Polecam i równocześnie przypuszcza, że jeśli mam wracać do Dylana, to będzie to właśnie ten tytuł, dosycony mnogością emocji i przeżyć, nieobcych przecież żadnemu człowiekowi. 

 

Tytuł: Dylan Dog: Długie pożegnanie

  • Scenariusz: Tiziano Sclavi, Mauro Marcheselli
  • Rysunki: Carlo Ambrosini
  • Tytuł oryginału: Dylan Dog 74 – II lungo addio
  • Tłumaczenie z języka włoskiego: Jakub Łagoda
  • Ilustracja na okładce: Angelo Stano
  • Wydawca wersji oryginalnej: Sergio Bonelli Editore
  • Wydawca: Tore
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 01.11.1992 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 30.09.2022 r.
  • Wydanie: pierwsze
  • Oprawa: miękka
  • Format: 190x260 mm
  • Druk: cz-b
  • Papier: offset
  • Liczba stron: 96
  • Cena: 32 zł

Dziękujemy wydawnictwu Tore za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus