„Wiedźmin. Ronin” tom 1 - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 28-09-2022 22:05 ()


Wiedźmin to bez wątpienia jedna z najważniejszych (pop)kulturalnych postaci pochodzących z Kraju nad Wisłą. Komiksy, gry, książki (albo w odwrotnej kolejności jak zapewne chciałby widzieć to twórca postaci) robią furorę nie tylko u nas, ale też na świecie. Mania dotarła też do pewnego azjatyckiego kraju zwanego Japonią, a pokłosiem tego jest komiks „Wiedźmin. Ronin”. Palce przy tej produkcji maczali oczywiście „Redzi”, którzy de facto doprowadzili do światowej „wiedźminomanii” swoimi produkcjami, w doskonały sposób oddając w grach wykreowany przez Andrzeja Sapkowskiego świat. Wycieczka „łowcy” do Japonii zapowiadała się ze wszech miar wybornie, więc do lektury z pewnością większość z nas zasiądzie z wyostrzonym apetytem. Jednakże pytanie, czy będzie to przekazane w nasze ręce kunsztowne i przygotowane z pietyzmem sushi wykonane przez mistrza Jiro Ono, czy mało jadalne danie z baru szybkiej obsługi? Sprawdźmy.

Na początek krótka wyliczanka osób, które odpowiadają za Ronina, gdyż jest to lista dość pokaźna. Rafał Jaki, czyli postać w dużej mierze odpowiedzialna za najnowszy sukces polskiej popkultury, czyli netflixowa adaptacja Cyberpunka, przygotował scenariusz do komiksu, który z kolei zilustrowała japońska ilustratorka Hataya. Na tym się jednak lista nie kończy, gdyż dopisać do niej należy jeszcze Matthew Meyera, który odpowiada za bestiariusz. Do tego jeszcze Bartosz Sztybor i Satoru Homma jako redaktorzy oraz Adiya Bidikar w roli liternika. Jak więc łatwo dostrzec, nad albumem pracowały osoby znające świat Wiedźmina, ale też japoński folklor związany z nadprzyrodzonymi elementami. I właśnie do takiego świata trafił Geralt poszukujący pewnej yuki onny, kobiety śniegu, która zapadała mu w pamięć. Z jakiego powodu? Tego przez długi czas nie wiemy, natomiast przemierzając tajemniczą Japonię, wojownikowi staną na drodze rzesze postaci żywcem wyjętych z japońskiego bestiariusza, takich jak doskonale znane kappy czy tengu. Droga będzie pełna wyzwań i tajemniczych zdarzeń to pewne.

Czy jednak pewne jest to, że komiks jest na tyle doskonały, jak dalece zapowiadał się przed lekturą? Cóż, tutaj mam jednak wątpliwości, gdyż zakończyłem go z dozą pewnego niedosytu. Oto bowiem z miejsca rzuceni jesteśmy na głęboką wodę, nie znając do końca motywacji ronina, nie wiedząc nic o tym, jak znalazł się w tym niecodziennym dla niego świecie, a sama fabuła i jej rozwinięcie mają pewne wady. Struktura poszczególnych rozdziałów, przez zdecydowanie większość czasu, ma podobną budowę, tj. Geralt dociera do pewnego miejsca, dostaje zlecenie zlikwidowania miejscowego yokai – lub ich grupy – wyrusza na misję, potencjalne ofiary okazują się nie być takie złe, sytuacja więc się zmienia, zdarzenia prowadzą do kolejnego punktu i tak w kółko. Przyznam, że taka konstrukcja za pierwszym razem wywołała bardzo pozytywny efekt i spore zaskoczenie, jednakże wraz z upływem czasu stało się to nieco wtórne, a co za tym idzie przewidywalne. Komiks oczywiście nie jest przez to nudny, a możliwość zetknięcia się z kolejnymi przedstawicielami japońskiego folkloru ma swoje duże plusy, ale też nie sposób nie odnieść wrażenia, że są one trochę wciśnięte na siłę. Z jednej strony mamy więc naprawdę zręcznie budowaną główną intrygę z ciekawym zakończeniem w ostatnim rozdziale, a z drugiej prowadzi do niego jednak bardzo liniowa konstrukcja fabularna i powtarzalne wątki. Komiks nie jest na tyle długi, żeby mógł nas znudzić – do tego daleka droga – jednakże można odnieść wrażenie, że z połączenia świata Japonii i Wiedźmina można było wycisnąć nieco więcej. To, co na pewno autorom się udało, to oddanie klimatu Japonii, wkomponowanie miejscowego folkloru i wykorzystanie najbardziej chyba znanych z yokai, które uatrakcyjniają odbiór komiksu, ale też wybornie prezentują się zgodnie z panującymi wierzeniami. Historii nie brakuje dynamiki, aczkolwiek walki mogłyby być nieco ciekawsze i lepiej poprowadzone, gdyż panuje w nich spora skrótowość. I właśnie taki jest ten komiks, pełen sprzeczności i (być może to trochę za przesadzone określenie) niespełnionych obietnic w warstwie fabularnej.

Trudno natomiast zarzucić wiele oprawie graficznej, która efektownie łączy ducha japońskiego komiksu z (umownie określając) zachodnim stylem. To pierwsze reprezentują czy to zachowane oryginalne onomatopeje, czy to sposób czytania od prawej do lewej, czy w końcu takie detale jak brak niektórych narysowanych twarzy u postaci drugoplanowych. To drugie to jednak bardziej realistyczne niż w komiksie japońskim przedstawienie bohaterów czy użycie stonowanych kolorów, czego, jak powszechnie wiadomo, w komiksie z Japonii brak. Ponadto jest to komiks, który naprawdę dobrze wygląda, w którym mamy mnóstwo dynamicznych kadrów i gdzie yokai robią spore wrażenie. Oprawa graficzna jest na pewno tym, co może do niego przyciągnąć czytelników.

„Wiedźmin. Ronin” nie jest komiksem złym, natomiast z pewnością nie jest to też historia idealna. Lektura sprawia przyjemność, jednakże niektóre elementy sprawiają, że nie sposób uznać komiks za "absolutne musisz znać". Połączenie dwóch światów wyszło dobrze, ale fabuła mogłaby być bardziej dopracowana. A tak? A tak dostaliśmy ciekawostkę wartą grzechu, jednakże nie za wszelką cenę.

 

Tytuł: Wiedźmin. Ronin tom 1

  • Scenariusz: Rafał Jaki
  • Rysunki: Hataya, Akiramela, Akira Mitsusawa, Hanzo, Mattchew Meyer
  • Wydawca: Egmont
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • Objętość: 128 stron
  • Format: 170x260
  • ISBN: 978-83-281-5572-5
  • Cena: 49,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji


comments powered by Disqus