Recenzja książki "Ragnarok 1940, t.1" Marcina Mortki

Autor: Toveri Redaktor: druzila

Dodane: 06-09-2007 08:28 ()


 

Jest gorący sierpniowy poranek. Pijąc kolejną szklankę wody powoli dochodzę do siebie po wczorajszym „wieczorku literackim". Cóż - nie ma jak interesująca dysputa na tematy spirytualne. Trzeba również oddać honor gospodarzowi, którego piwniczna biblioteka zawiera mnóstwo nietkniętych jeszcze tomów przedniej wiedzy... Istna skarbnica mądrości! Zaraz, zaraz... Niewyraźne strzępy myśli próbują przyoblec się w jakiś irytujący kształt. Słowo „recenzja" niczym sęp zaczyna krążyć wokół głównego strumienia świadomości.

Od niechcenia wyciągam z plecaka otrzymaną książkę. Raptem 400 stron. Zerkam na okładkę. Autor: Marcin Mortka. Hmm... Jakieś nieznośne wspomnienie nie daje mi spokoju. Tytuł: "Ragnarok 1940". Ragnarok... To przynajmniej znam. Taki nordycki Armageddon, tyle że z elementami lokalnego folkloru. Natomiast data 1940 w oczywisty sposób kojarzy mi się z niemiecką agresją na Europę. Pewnie znowu jakaś wojenna powieść - myślę z rezygnacją. Widniejący na okładce znak, przypominający pieczęć, zdaje się płonąć i ogarniać mapę Starego Kontynentu. A zarzewiem ognia jest... no tak - III Rzesza. Obowiązek recenzenta, psiamać! Trzeba było grzecznie odmówić...

Przewracam kilka pierwszych stron. Pierwsza niespodzianka - dołączone do książki mapy nie zgadzają się z przekazaną mi w szkole wiedzą. Co prawda mamy Rzeczpospolitą w kształcie międzywojennym, podobnie Rzeszę Niemiecką czy naszych ówczesnych południowych sąsiadów, jednakże Cesarstwo Rosyjskie nieco psuję tę wizję. A już brutalnie niszczy ją fakt, że na północnym wschodzie graniczymy z Holmgardem. Ki diabeł? Upewniam się, że wzrok mnie nie myli, i przy okazji natrafiam na kolejne różnice: Królestwo Swionii, Królestwo Danii, Nordveghr, Republika Islandii a nawet Królestwo Grenlandii ze stolicą w Hammarhafn. Czuję, że jestem bliski wyjaśnienia tej zagadki. Kolejnej wskazówki dostarczają mi normańskie nabytki kolonialne w Afryce: Togo Swiońskie, Dańska Afryka Równikowa, Hornland...

Oświecenie przychodzi nagle. Marcin Mortka! „Ostatnia saga", "Wojna runów",  „Świt po bitwie" Oczywiście! A teraz „Ragnarok 1940". Przecież nawet gdzieś czytałem zapowiedź tej książki. „Kraje Europy Północnej są pogańskie, a rządzą nimi potomkowie... Wikingów!" - czy jakoś tak. To ostatnie każe mi zweryfikować podejście do obowiązków wobec Redakcji. Chcecie recenzji? Z dziką chęcią...

Proponuję więc zacząć, a jakże! - od początku. Akcja powieści dzieje się ponad dwie dekady po zakończeniu Wielkiej Wojny. Ostatnie stulecie to czas zaniku tendencji militarystycznych i stopniowego zbliżenia Wielkiej Brytanii i Bractwa Normańskiego, i to po wielu wiekach konfliktu. Potomkowie dumnych Swionów czy żądnych chrześcijańskiej krwi Danów zdają się być zadowoleni z pokoju i pomnażają majątek w cywilizowany sposób. Skandynawski przemysł rozwija się wyjątkowo intensywnie i sprzedaje swoje wyroby na całym świecie. Po ulicach większych miast jeżdżą stylowe citroeny i luksusowe magnusy, wojsko wykorzystuje thursy i sześciokołowe jotuny, tajniacy strzelają z grungnirów, a surtry to odpowiednik „naszego" AK-47. Na europejskich salonach modna staje się normańska kultura, nawet pomimo jej niezrozumiałych dla chrześcijańskiego świata aspektów, takich jak składanie ofiar czy wznoszenie toastów za elfy. Jednak te szczegóły nie stanowią problemu i w krótkim czasie „normanofilia", będąc klasyczną formą snobizmu i wyrażenia życiowych aspiracji, opanowuje przede wszystkim zmanierowane angielskie wyższe sfery.

W tej malowniczej scenerii autor prowadzi nas przez precyzyjnie skonstruowaną historię, w której towarzyszymy angielskiemu korespondentowi „The Times" w jego prywatnej krucjacie przeciwko prześladowcom. A trzeba przyznać, że Jeremy Baldwin ma powody, by szukać zemsty na Normanach. Sprzedany przez nich w niewolę „jemeńskiemu sodomicie", prawie dwa lata pracował ponad siły na plantacji tytoniu, co  odcisnęło niezatarte piętno na jego psychice. Po powrocie do domu Baldwin odcina się od świata, by oddać się przelewaniu swych emocji na płótno. Niestety los ponownie rzuca go do Sudanu, gdzie właśnie zaczyna się powstanie mahdystów, a na dodatek wszystko wskazuje na to, że Mussolini szykuje się do wypowiedzenia wojny królowi Jerzemu i jego poddanym. Nawiedzany przez upiory przeszłości, Jeremy zmuszony jest stawić czoła także rzeczywistym zagrożeniom. W ogniu walki spotyka normańskich najemników, odkrywa też ich związek z wybuchem powstania i konfliktem z Włochami. Wiedziony żądzą zemsty i czystą dziennikarską ciekawością postanawia podążyć tropem zagadki, wplątując się coraz mocniej w walkę wywiadów i zbliżając się do odkrycia rzeczywistych motywów działania władców Północy...

Zdecydowanie fabuła powieści „Ragnarok 1940" jest jej mocną stroną. Pomimo pojawiającej się miejscami wtórności (na szczęście dość rzadko) i standardowych rozwiązań czytelnik z uwagą i zaangażowaniem śledzi rozwój wydarzeń, nie mogąc być pewnym zamysłów autora. Wszystko to przedstawione jest żywym, nacechowanym emocjonalnie językiem, choć chwilami razić może surowość opisów - daleko im do artystycznych obrazów. Co prawda uwypukla to znaczenie akcji, niemniej spodziewałem się po nich nieco większego „uduchowienia" (takie moje skrzywienie, bo na potrzeby „przeciętnego" czytelnika opisy są aż nadto bogate :)). Natomiast szczere słowa uznania należą się Marcinowi Mortce za wplecenie w fabułę aspektów humorystycznych (być może przypadkiem :)) i okraszenie jej garścią filozoficznych spostrzeżeń.

Nie będę się może skupiał na ocenie wyrazistości bohaterów, bo wierny swej wizji autor znakomitą większość uwagi skupił na Baldwinie, pozostałym przydzielając zaszczytną rolę tła. Dość powiedzieć, iż to rozwiązanie pasuje do konwencji i pozwala skoncentrować się na akcji. Ot, taka sztuczka rodem z RPG :). Jak już wspomniałem, sama fabuła jest niezwykle wciągająca i bardzo chętnie poznam jej dalszy przebieg, natomiast trochę zawiodłem się na realiach epoki. Na pierwszy rzut oka wszystko zdaje się być w porządku, czytelnik jest nawet lekko przytłoczony nagromadzeniem normańskiej terminologii, wtrętami w języku duńskim (lub raczej „dańskim") czy fragmentami opracowań, które oddają ducha świata przedstawionego. Spójrzmy jednak na sprawę z punktu widzenia historyka i prześledźmy te skrawki dziejów, jakie raczył pokazać nam Marcin Mortka.

Rzecz pierwsza i nader oczywista - ludy skandynawskie nigdy nie przyjęły chrześcijaństwa. Co więcej, prowadziły zażartą walkę z wyznawcami Boga - ofiary. Danowie rozbijali kolejne papieskie krucjaty, hulali bezkarnie na ziemiach Cesarstwa Zachodniorzymskiego i przez wieki zaciskali dłonie na gardłach angielskich królów. Swioni zdusili zakon rycerzy gotlandzkich i przez wieki ciemiężyli Polskę. Waleczni wojownicy z Holmgardu zniszczyli potęgę Bizancjum, a na dodatek pokonali Złotą Ordę. Jak by tego było mało, normańscy osadnicy zajęli kolejno Islandię, Grenlandię i ogromną część kontynentu na Zachodzie, gdzie po wiekach zmagań ze Skraelingami utworzyli Vinlandię, a następnie odparli Anglików i rozbili hiszpańską flotę na Morzu Karaibskim.  (Akurat motyw próby kolonizacji Ameryki przez Wikingów nie jest tylko wymysłem autora - ślady skandynawskiej obecności (np. grobowce) znajdziemy nawet setki kilometrów w głąb kontynentu!).

Tu dochodzimy do oczywistego pytania. Mianowicie - jakim cudem w zdominowanym przez Normanów świecie Europa połowy XX wieku wygląda tak podobnie do naszej? Co działo się w Czasach Młota i Ognia, a co w wieku XVIII i później? Pomijając nawet wzmianki o udziale Danów w pokonaniu Napoleona i holmgardzkiej ekspedycji, która stłumiła rewolucję w Rosji, odczuwam ogromny niedosyt informacji. Moja logika podpowiadałaby raczej jakieś inne rozwiązania, a wybuch Wielkiej Wojny około 1915 roku uważam za wyjątkowo słabo uzasadniony. Zdaję sobie sprawę z faktu, że autor miał prawo do takiej wizji (ech... licencia poetica), ale mógł wykazać nieco więcej wyrozumiałości dla dociekliwego czytelnika, tu i ówdzie podrzucając co smaczniejsze kąski...

Podsumowując, „Ragnarok 1940" to pozycja obowiązkowa dla wszelkiej maści „normanofilów", osobistych fanów Marcina Mortki, jak również miłośników historii alternatywnych (to ostatnie odrobinę na wyrost; mam nadzieję, że tom drugi rzuci trochę więcej światła na wydarzenia, które doprowadziły do opisanego stanu rzeczy). Mogę też z czystym sumieniem polecić ją tym, którzy lubią czasem zanurzyć się w opowieści sensacyjnej czy szpiegowskiej, albowiem i oni się nie zawiodą :)... Wszyscy inni mogą przystąpić do lektury na własną odpowiedzialność, dla czystej radości czytania.

Ja natomiast czekam na następny „wieczorek literacki". W takim upale chłód piwnicznej biblioteki jawi się niczym wybawienie...

 

Autor: Marcin Mortka

Tytuł: Ragnarok 1940

Wydawnictwo: Fabryka Słów , Lipiec 2007

ISBN: 978-83-60505-60-1

Liczba stron: 408

Wymiary: 125 x 195 mm

Okładka: miękka

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...