„Negalyod” tom 2: „Ostatnie słowo”- recenzja
Dodane: 19-09-2022 23:41 ()
Dwa lata temu, całkiem nieoczekiwanie, „Negalyod” autorstwa Vincenta Perriota, okazał się przyjemną niespodzianką. Postapokaliptyczna, awanturnicza fabuła opisująca perypetie grupki rebeliantów próbujących obalić dyktaturę tzw. Sieci zarządzającej dostępem do wody pitnej. Historia miała dobre tempo, a oprawa plastyczna imponowała pomysłowością i brawurową konstrukcją świata, gdzie obok świata wysoko rozwiniętych technologii egzystowały plemiona pierwotne i… dinozaury. A to wszystko w anturażu rodem z Mad Maxa. Opisując wizualną stronę komiksu Perriota, uciekałem się do porównań stylu francuskiego artysty z językiem wizualnym takich tuzów, jak Moebius czy Kevin O'Neill, co nie wydaje się przesadą, bo Perriot, laureat wielu nagród, na wysokości kontynuacji „Nagalyod” noszącej podtytuł „Ostatnie słowo” skalę talentu potwierdza. Niestety ofiarą artystycznych ambicji pada scenariusz.
Fabuła „Ostatniego słowa” zaczyna się po wydarzeniach, które doprowadziły do obalenia Sieci, co okazało się pyrrusowym i ostatecznie tragicznym w skutkach zwycięstwem. Uwolnione spod kontroli sztucznej inteligencji globalne zasoby wody wywołały potężne zmiany klimatyczne, a te, realną wizję zagłady ludzkości. W „Ostatnim słowie” pasterz Jarri, jego ukochana Korienze i generał Alice kierują masową ewakuacją, jednocześnie stawiając czoło sekcie wyznawców Apokalipsy pod wodzą niejakiego Isao. Od pierwszych stron komiksu nie ulega najmniejszej wątpliwości, że mamy do czynienia z rysownikiem ponadprzeciętnym, który czuje się, jak ryba w wodzie (bardzo dużej wodzie!), dając co rusz imponujące wizualizacje czasów ostatecznych. Stronice „Ostatniego słowa” zapełniają studia wyszukanych napowietrznych okrętów transportowych, bohaterowie przesuwają się przez krajobraz, mając za dekoracje płonące resztki cywilizacji czy roztrzaskujące się majestatycznie o powierzchnię planety dumne, wiszące miasta, teraz zdane na pastwę żywiołów i pozbawione balastu Sieci. Niszczycielski żywioł wody wdziera się w każdy dialog, a horyzont rozświetlają atomowe eksplozje i wyładowania atmosferyczne podbijane świetnie kładzionym, kontrastowym kolorem. Trudno więc się dziwić, że w kontekście tak spektakularnych obrazów umykają gdzieś losy pojedynczych bohaterów. Co prawda poczucie zagrożenia nie opuszcza czytelnika ani na moment, będąc jedną z głównych zalet komiksu, ale skupienie się autora na tym kluczowym aspekcie świata przedstawionego jest też źródłem scenariuszowej mizerii.
Vincent Perriot wierny zawrotnemu tempu zmian, jakie zachodzą w świecie „Negalyod”, poszczególne wątki fabularne traktuje po macoszemu. Czytając komiks, obcujemy z pobieżnym nakreślonymi charakterami poszczególnych bohaterów i wątłym umotywowaniem ich racji działania. Odwołując się do medium filmowego, trochę wygląda to tak, jakbyśmy dostali zestaw teaserów uwypuklających główne węzły dramaturgiczne, które prezentowane w ostrych cięciach montażowych i przeskokach czasowych pozostawiają puste fabularnie przestrzenie, generując lawinę domysłów albo zwykłego stawiania czytelnika przed faktami. Dlaczego Isao stał się grabarzem cywilizacji, skoro jedyną sceną poprzedzającą jego przemianę była scena samotnego picia lekko zgorzkniałego faceta w barze? Nie wiadomo. Jaki wewnętrzny bój stoczyła Korienze przed podjęciem decyzji, by porzucić rodzinę na długie lata w celu infiltrowania szeregów wroga? Co musiał w tym kontekście przeżywać Jarri i ich dwie córki? Można się jedynie domyślać, ale w sumie to nieważne, bo kilka stron dalej już walczymy z mitycznym potworem z głębin, którego trzewia po upolowaniu posłużą jako niezbędny element mistycznego rytuału. Napisałem mistycznego? Tak, tak, bo są przecież nadal w tym świecie pierwotne wspólnoty, które wymagają uwagi i jest magiczna księga, której wersy, gdy trafią na wybrańca będącego w stanie je odczytać, odmienią losy świata, a nawet wszechświata. Dużo tego i wydaje się, że im bliżej ostatecznej zagłady – tym więcej. „Ostatnie słowo” kończy się grafiką (po raz kolejny bardzo efektowną) niewykluczającej kontynuacji. Frankofoński komiks przygodowy, zwłaszcza ten osadzony w sztafażu popularnego science fiction, nie boi się szarżować, ale jednak mam wątpliwości, czy po raz trzeci byłbym w stanie wytrzymać tempo Vincenta Perriota i przyjąć zaproszenie do dalszej zabawy. Nawet jeśli ta wygląda tak imponująco.
Tytuł: Negalyod tom 2: Ostatnie słowo
- Scenariusz: Vincent Perriot
- Rysunki: Vincent Perriot
- Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
- Wydawca: Egmont
- Data premiery: 10.08.2022 r.
- Przekład: Maria Mosiewicz
- Oprawa: twarda
- Papier: kreda
- Druk: kolor
- Objętość: 200 stron
- Format: 216x285
- ISBN: 978-83-281-5600-5
- Cena: 139,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus