„Słyszeliście, co zrobił Eddie Gein?” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 17-09-2022 23:58 ()


Co może mieć wpływ na niewyobrażalne zbrodnie? Morderstwa, o których nie śniło się nie tylko zwykłym ludziom, żyjącym w codziennym znoju na zabitej dechami prowincji, ale także drobnym przestępcom mającym na sumieniu pomniejsze grzeszki. Bo w swoich czterech ścianach każdy grzeszy, jednak jak bardzo te działania rezonują na okoliczne społeczeństwo czy nas samych, będzie wiadomo, gdy coś złego zadzieje się za miedzą u sąsiada.

Eddie Gein uchodził za przykładnego obywatela. Wycofanego, a raczej zacofanego w rozwoju, ale niegroźnego, pomocnego, uczciwie pracującego. Tacy jak on wielokrotnie stawali się pośmiewiskiem dla innych, tych niby bardziej inteligentnych, przekonanych o swojej wyższości nad drobnym nieborakiem niemogącym poradzić sobie z narastającymi traumami oraz trudnym, naznaczonym bólem i wyrzeczeniami dzieciństwem, które upłynęło u boku zaborczej fanatyczki religijnej. Eddie Gein dorastał w zgniłym, pełnym fałszywego dobra domu, gdzie religia była remedium na wszelkie zło tego świata, a ciepło rodzinnej miłości nigdy nie ogrzało serc bohaterów tej opowieści. Matka Geina - Augusta - była święcie przekonana, że otaczają ją sami grzesznicy. Wszystkich szufladkowała równo, obojętnie czy będą to grzesznicy łamiący z premedytacją dziesięć przykazań, czy biedna kobieta, której jedyną przewiną jest to, że nie dorobiła się w życiu majątku. Mając więc przed oczami same negatywne bodźce, karmiące go treściami nie zawsze pobożnymi, Eddie nie mógł wyrosnąć na normalnego człowieka. A może tego nie chciał? Może zapatrzony w swojego fałszywego bożka – matkę będącą dla niego pępkiem światem, dał się uwieść tej niepokojącej wizji zależności, lęku przed utratą miłości rodzicielki, został podręcznikowym przykładem kompleksu Edypa. Na pewno przypadek Eddiego był fascynującym materiałem dla wszelkiego rodzaju domorosłych psychiatrów, psychologów, kryminologów, a także wymiaru sprawiedliwości, który nigdy wcześniej nie widział takich zbrodni.

Harold Schechter przybliża historię pierwszego potwora – bo tak można nazwać Eddiego – który wstrząsnął Ameryką z uwagi na swoją morderczą działalność. Uprowadzał kobiety, skórował je, patroszył jak wieprze, szył talizmany z ich wagin, nosił stroje z ciała zabitych, nakładał maski z dopiero co zdjętych facjat swoich ofiar. Do tego plądrował groby. W tych wszystkich wydarzeniach mających zdecydowanie podłoże silnych zaburzeń psychicznych i emocjonalnych Eddie poszukiwał zaspokojenia swoich pierwotnych żądz. A że był głupiutkim, dobrodusznym farmerem z sąsiedztwa, nikt początkowo nie podejrzewał go o to, jak wielki dramat rozgrywa się pod strzechami jego chaty.

Autorzy tego zbioru serwują nam mocną historię osadzoną w realiach prawdziwej zbrodni. Nie unikają jej najbardziej makabrycznych elementów, przez co obcujemy z komiksem niczym z dobrą literaturą faktu. Robią swoistą wiwisekcję chorego umysłu tudzież ofiary systemu wychowania, który po cichu, przez lata wypartych i tłumionych emocji eksplodował, tworząc potwora. Przy tym na stałe zapisał się w historii i popkulturze. O bezeceństwach, których dopuszczał się Eddie, należałoby nie mówić głośno, a piętnować i sprawić, aby taka sytuacja nigdy się nie powtórzyła. Rozwój mass mediów sprawił jednak, że zbrodnie rozgrywające się na prowincji stały się nie tylko kanwą powieści, ale posłużyły za materiał, który Alfred Hitchcock przekuł w swoje najsłynniejsze dzieło, czyli Psychozę. Potrzeba dalszego recyklingu tej historii sprawiła, że Eddie stał się protoplastą Skórzanogębego w kolejnym klasyku kina gore, czyli Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną. A to nie jedyne nawiązanie do tej okropnej opowieści. Większość tytułów mających za bohaterów maniakalnych morderców działających w ukryciu ma w swojej genezie jakąś cząstkę Eddiego Geina. Po prostu przed jego historią nie było lub nie mówiło się o takich zbrodniach. Zbrodniach, które nie tylko wstrząsały, ale też fascynowały, zwłaszcza podobnych osobników, bojących się do tej pory przekroczyć granicę. Eddie tej granicy oficjalnie nie przekroczył w pełni świadomie. Jednak tak jak finał Psychozy jest niejednoznaczny, tak też w tym przypadku nigdy nie dowiemy się, jak bardzo świadomy swoich zbrodni był Eddie Gein.

Ponure, szorstkie, zachowane w czarno-białych barwach rysunki Erica Powella odzierają tę opowieść z jakiejkolwiek pozytywnej myśli. Przez cały czas ma się uczucie obcowania z tytułem na wskroś wypełnionym bólem, niesprawiedliwością, cierpieniem i bezdusznym traktowaniem. A także pełnym odrażających scen przemocy. Całość skrojona w kronikarskim stylu ma kształt dziennika skupiającego się  na najważniejszych wydarzeniach. Wywiady, wypowiedzi postronnych świadków nadają mu posmak dzieła dokumentalnego, tworząc swoistą anatomię zbrodni. Przeprowadzoną brawurowo, bezkompromisowo, niebiorącą jeńców, a przy tym zaskakująco prawdziwą. Lektura komiksu wciąga, mimo że na kolejnych kartach odkrywamy przeróżne aspekty morderczej działalności Eddiego Geina. To jeden z tych tytułów, które warto znać, a także jeden z poważnych kandydatów do komiksu roku. Wybitne dzieło o przerażającej i mrożącej krew w żyłach tematyce.

 

Tytuł: Słyszeliście, co zrobił Eddie Gein?

  • Scenarzysta: Harold Schechter
  • Ilustrator: Eric Powell
  • Tłumacz: Marek Strosta
  • Wydawnictwo: KBOOM
  • Data publikacji: 12.08.22 r.
  • Format: 152x229 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: cz-b
  • Druk: kolor
  • Stron: 224
  • ISBN-13: 9788396182968
  • Cena: 99 zł

Dziękujemy wydawnictwu KBOOM za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus