„X-Men: Ostatni Bastion” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: GONZO

Dodane: 16-08-2006 10:45 ()


Chcą nas uleczyć,

Ale to my jesteśmy lekiem! - Magneto

Dwie poprzednie odsłony przygód mutantów w samych Stanach zarobiły ponad 370 mln dolarów. Kwestią czasu było powstanie kolejnej części. Jednak okres produkcji wystawił fanów na ciężką próbę. Nie wszystkie gwiazdy chciały po raz kolejny wystąpić w dochodowym widowisku, a z czasem reżyser Bryan Singer opuścił X-Men na rzecz Supermana. Pomimo tych przeszkód udało się zrealizować część sprawnie zamykającą całą trylogię.

Wszyscy, którzy chociaż raz czytali „Dark Phoenix Saga”, doskonale zdają sobie sprawę, przed jak trudnym zadaniem stanął reżyser Brett Ratner. Przenieść na kinowy ekran kultową, jedną z najlepszych historii o mutantach to naprawdę wielka sztuka. Sam wątek Phoenix nie posłużył do nakręcenia obrazu. Scenariusz oparto również na bardziej współczesnej idei. Mam na myśli lekarstwo na mutacje zaczerpnięte prosto ze stron poczytnego „Astonishing X-Men”. Jeżeli do tego dodamy nieprzerwaną krucjatę Magneto przeciw ludzkości, a także wielu nowych mutantów to otrzymamy mieszankę wybuchową. Śmierć w „X-Men” nie zawsze jest rzeczą naturalną. Nikogo nie mógł dziwić powrót Jean Grey. Scena z końcówki drugiego filmu była tak wymowna, że aż się prosiło o nakręcenie kontynuacji. Dodanie wątku z lekarstwem na mutację wydaje się właściwym posunięciem. Tak skonstruowany scenariusz pozwala po raz kolejny pokazać różnice dzielące ludzi i mutantów. Zadziwiające zdolności nie zawsze idą w parze z tolerancją. Pozwalają czuć się kimś wyjątkowym, odrzucić swoją anonimowość, wyróżniać się w społeczeństwie. Jednak kolektyw traktuje każdą odmienność z wrogością i strachem przed nieznanym. Mutacja stanowi rysę na nieskazitelnym szkle, chorobę, którą należy leczyć. Magneto zdaje sobie sprawę, że jego współbracia nie będą mieli własnego zdania odnośnie do kuracji lekarstwem. Po prostu zostaną przymuszeni do jego zażycia. Wojna ludzi z mutantami jest w tym przypadku nieunikniona. Jedyną alternatywą dla ludzkości stają się... X-Men.

Cała historia przedstawiona jest w miarę spójnie. Twórcy bazowali na kilku komiksach o mutantach, zarówno starszych, jak i nowszych. Stworzyli swoisty miks, który nie w każdym przypadku odzwierciedla główne zamierzenia tych historii. Finałowa rozgrywka z udziałem X-Men jest bardziej widowiskowa niż w poprzednich filmach, lecz brak jej finezji i nieprzewidywalnej ręki Bryana Singera. Brett Ratner w przeciwieństwie do Singera preferował ujęcia kręcone na otwartej przestrzeni i to w pełni widać w filmie. Mamy mniej zdjęć w pomieszczeniach, a więcej w terenie. Ogólnie większy nacisk został położony na akcję, kosztem mrocznego klimatu i odrobiny tajemniczości. Niestety bardzo razi nierówne rozplanowanie ról. Oczywiście na pierwszy plan wysuwają się Storm, Wolverine, Magneto czy Phoenix, ale brak głębszego zaakcentowania charakterów Colossusa, Angela, Rogue czy Juggernauta. Kilkuminutowe pojawienie się w obrazie to zdecydowanie za mało. Ich komiksowe pierwowzory posiadają dużo większy potencjał do wykorzystania. Natomiast na plus należy odnotować rolę, z których aktorzy wycisnęli wszystko, co tylko było możliwe. Prawdziwym odkryciem tej części jest Ellen Page/Shadowcat, ale na uwagę zasługują także postacie IcemanaBeasta czy niewielka rólka Madroxa.

Autorzy filmu starali się za wszelką cenę pokazać ewolucję w zachowaniu bohaterów. Jaki wpływ wywarł pobyt w Instytucie Xaviera na pewne charaktery. Wolverine z dzikiego samotnika zmienił się w spokojnego nauczyciela i lidera grupy. Storm poprzez swoje rozsądne decyzje stała się głównym kontynuatorem myśli profesora Xaviera, gdy tymczasem w wyniku emocjonalnych problemów świat przestał obchodzić Cyclopsa. Rozdarta wewnętrznie Jean Grey to zdecydowanie postać tragiczna, której nieograniczona moc stała się zagrożeniem dla każdej żyjącej na Ziemi istoty. Młode pokolenie mutantów, które pod okiem wytrawnego nauczyciela dużo szybciej opanowuje własne możliwości, to do nich należy przyszłość mutantów. Wreszcie sam Xavier, który nie do końca jest świętoszkiem, za jakiego uchodził, a jego zdolności telepatyczne są potężniejsze, niż nam się wydaje. Umiejętność pracy zespołowej, wpajana na treningach przez profesora swoim uczniom, stała się podstawą do odniesienia zwycięstwa, ale jedynie pyrrusowego zwycięstwa. Oczywiście w filmie nie brakuje podniosłych przemówień ku pokrzepieniu serc oraz typowo amerykańskich akcentów. Jednak bez takich elementów dla producentów kino nie funkcjonuje, nie odgrywa roli dochodowego towaru.

Finałowa odsłona przygód mutantów zadziwi nie jednego widza. W kategorii kina rozrywkowego bohaterowie Marvela prezentują się całkiem nieźle, widowisko nie traci niczego ze swojej atrakcyjności. Wszystko wskazuje na to, że kolejna cześć raczej nie powstanie. Szkoda, ponieważ został niewykorzystany spory potencjał kolejnej generacji mutantów. Zresztą jest w obrazie scena pokazująca trening w Danger Room łudząco przypominająca scenografią „Days of Future Past”. Z chęcią obejrzałbym film oparty na tej historii i pewnie spora ilość fanów serii ma podobne odczucia.

Ocena: 7/10

Tytuł: X-Men: Ostatni Bastion

 Reżyseria: Brett Ratner

Scenariusz: Simon Kinberg, Zak Penn

Muzyka: John Powell

Obsada:

  • Ian McKellen
  • Patrick Stewart
  • Hugh Jackman
  • Halle Berry
  • Famke Janssen
  • Vinnie Jones
  • Shawn Ashmore
  • Aaron Stanford
  • Rebecca Romjin
  • Ellen Page
  • Anna Paquin

Czas trwania: 104 minuty


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...