Robert J. Szmidt „Uderzenie wyprzedzające” - recenzja

Autor: Damian Podoba Redaktor: Motyl

Dodane: 18-08-2022 20:57 ()


Uniwersum „Pola dawno zapomnianych bitew” powraca w kolejnej odsłonie serii o Bukowskim. Robert J. Szmidt prezentuje dalsze losy pioniera międzygwiezdnych wypraw w „Uderzeniu wyprzedzającym” i robi to z właściwą sobie finezją.

Robert Bukowski to bohater. Na takiego go wykreowano i taką rolę przyjął. Było wygodnie, ale nic nie trwa wiecznie. Dobre samopoczucie Roberta rozwiewa się, kiedy spotyka on swoją współocalałą z „Mayflower” Susan. Przyjdzie mu w konsekwencji podjąć decyzje, które bez przesady zaważą na życiu miliardów ludzi. W tym samym czasie korporacje knują jak przekonać do siebie ludzi i nie koniecznie zależy im na graniu czysto. Za kulisami tych zakusów na ludzkie sumienia i żywoty stoi profesor Diakow, który ma całkiem dużo do stracenia. Jednak projekt „Śnij-Żyj” odnosi sukcesy, o czym przekonuje się sam główny bohater, więc może i profesor nie jest na przegranej pozycji, mimo że jego praca coraz bardziej się komplikuje.

Oprócz dwójki głównych bohaterów, których poznaliśmy już na pokładzie „Mayflower”, mamy w książce dużą rolę wspomnianego Diakowa. Obok nich przewija się mnóstwo postaci-statystów, którzy mają jakąś rolę do odegrania, kwestię do powiedzenia, ale właściwie mogliby być anonimowi. Jest też dwoje bohaterów bardzo wyrazistych: Wergiliusz, czyli owiany tajemnicą człowiek za kulisami oraz Kaliope, której przygody z początku i końca książki czytało mi się z wielkim zainteresowaniem.

Mam do „Uderzenia wyprzedzającego” bardzo mieszane uczucia. Bardzo cenię powieści serwowane przez Roberta J. Szmidta, a jednak trochę się męczyłem przy tej lekturze. Bukowski z pewnych przyczyn stracił rezon, stał się bohaterem rozlazłym, który mnie nudził przez ponad połowę czasu, gdy gościł na kartach powieści. Dopiero pod koniec tomu bierze się on do roboty i pokazuje swoje zalety. Początek książki zdecydowanie należy za to do Kaliope, postaci wcześniej nieznanej, a teraz wprowadzonej bardzo dobrze, z fajnym tłem. Pozostali, jak już wspomniałem – statyści.

Rozwinę jednak myśl o problemach w czasie lektury. W pewnym momencie miałem wrażenie, że fabuła i akcja powieści stają. Trochę się kręcą wokół i potem mozolnie nabierają tempa przed bombowym finałem. Dużo rzeczy jest przegadanych. Wiem, że wymagało tego wprowadzenie w intrygę, jednak momentami trudno było mi jakoś przez to przebrnąć. Być może jest to też związane z kryzysem czytelniczym, jaki aktualnie przechodzę. Trudno orzec na pewno.

Na ogromny plus zasługuje jak zwykle wizja wielopoziomowych intryg i stopniowe ujawnianie ich. Na początku był szok, potem ujawnienie pewnych kulis rozjaśniające, o co toczy się gra i na koniec znowu szok. Robert J. Szmidt sięgnął po takie elementy, których używał wcześniej z powodzeniem. Co mam na myśli? Otóż korporacyjne knucie i zwyczajne knucie. Korporacje chcą kontrolować każdy aspekt naszego życia, to już dziś się dzieje, a Robert ostrzega w swoich książkach, jak daleko może to kiedyś zajść. Natomiast drugi aspekt dotyczy tego, co chcą z tym zrobić świadomi zagrożenia ludzie i jak dużo może zepsuć jeden nieświadomy i leniwy człowiek. O tak, mało kto umie tak dosadnie wyolbrzymić perfidia i negatywne cechy ludzi jak ten autor w swoich książkach. Po każdej czuję się zostawiony z całym workiem myśli do przeanalizowania.

Wydawnictwo zrobiło swoją robotę bardzo dobrze. Gdzieś mignęła mi jakaś literówka, ale był to odosobniony przypadek, zdarza się. Oprawa wizualna książki utrzymuje trend zapoczątkowany w „Per aspera, ad astra”, czyli przedstawienie na okładce postaci bohaterów, którym twarzy użyczyli fani autora. To znaczy, takie było założenie, nie dam głowy, że trend został utrzymany.

Co można powiedzieć na podsumowanie na temat „Uderzenia wyprzedzającego”? Nie jest to space opera, jaką były oryginalne „Pola…”, nie jest to też lekko klaustrofobiczna historia jak ta z „Per aspera, ad astra”. Tym razem mamy do czynienia bardziej z thrillerem szpiegowskim SF z bardzo mocnym finałem, który dość dosłownie mówi nam, że jazda zacznie się w kolejnym tomie. Jest to odświeżające dla serii, a moje marudzenie można zrzucić na dwie rzeczy: spodziewałem się czegoś innego i mimo wakacyjnej pory niezwykle ciężko mi siąść z uwagą do dobrej lektury. Tak czy owak, jeszcze dwa tygodnie do września, a ta książka na pewno dobrze wypełni wam ten czas!

 

Tytuł: „Per aspera ad astra”

  • Autor: Robert J. Szmidt
  • Wydawnictwo: Rebis
  • Data publikacji: 14.06.2022 r.
  • Liczba stron:488
  • Format: 132 x 202 mm
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Wydanie I
  • ISBN 9788381884051
  • Cena: 44,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus