„Lato, fajerwerki i moje zwłoki” - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 10-08-2022 23:28 ()


Tegoroczne wakacje przyniosły fanom publikacji Waneko nie lada niespodziankę. Specjalizujące się w japońskich komiksach wydawnictwo wprowadziło na rynek pierwszą książkę w klimacie horroru. Padło na „Lato, fajerwerki i moje zwłoki” autorstwa autora ukrywającego się pod pseudonimem Otsuichi. Publikacja została zresztą nagrodzona w 1996 roku jedną z prestiżowych nagród w japońskim konkursie. Start w tej grupie z wielkiego „C” więc i nadzieje spore. Czy jednak spełnione? Przekonajmy się.

Recenzowana książka to tak naprawdę dwie opowieści w żaden sposób ze sobą niepowiązane. Tytułowa dłuższa oraz druga, zatytułowana „Yuko”, która ją zamyka. To dobre posunięcie, gdyż „Lato…” nie jest historią przesadnie długą, więc dołożenie dodatkowego rozdizału na pewno poprawia sytuację. Nadal jest to lektura na de facto jeden wieczór, o czym warto pamiętać, zasiadając w fotelu czy na kanapie. Wydanie publikacji nie pozostawia wiele do życzenia, aczkolwiek nieco specyficzny wydaje się ozdobnik stron, przywodzący na myśl powieści dla młodzieży. Przecież to w dużej mierze jest opowieść dla młodzieży więc może jednak w tym względzie wszystko gra?

Tak, książka, o której właśnie czytacie, umieszczona jest – i reklamowana – jako horror i mogę się z tym, jak najbardziej zgodzić z jednym zastrzeżeniem. Horror w zdecydowanie japońskim klimacie i powieść, która nie do końca straszy, a na pewno nie straszy czytelnika, który na tym gatunku zjadł zęby. To raczej powieść w klimacie horroru, natomiast skierowana również do nieco młodszego czytelnika (znaczek +18 nie jest raczej potrzebny) więc obrazując, napisałbym, że bardziej opowieść ta wzbudza niepokój, niż straszy. I nie określam tego pod żadnym pozorem jako wada, informuję, aby ktoś, kto szuka naprawdę mocnych wrażeń, nie czuł się po lekturze zawiedziony. Japońskiego klimatu tu pod dostatkiem, natomiast groza serwowana jest nam z dozą ostrożności.

Pierwsza z historii opowiada o losach Satsuki i dwójki jej przyjaciół, którzy na skutek jednego zdarzenia wplątani zostają w nielichą kabałę. Jedna z nich ginie w niezwykłych okolicznościach, stając się problemem dla pozostałej dwójki. Losy pozbycia się tego problemu poznajemy z perspektywy zmarłej osoby, która staje się narratorem toczących się zdarzeń. Cała akcja umiejscowiona została na japońskiej wsi podczas wakacji, a bohaterami w głównej mierze są dzieci. To w mojej opinii wzmaga dramaturgię, gdyż nie brak tu bezwzględności, która w wypadku dzieci nieustannie szokuje. Autor zręcznie buduję nastrój i choć jakoś nie przeraża, tak samą opowieść czyta się z wypiekami na twarzy, chcąc poznać zakończenie. Piszę on zresztą niezwykle sugestywnie, przez co na własnej skórze odczuwamy letnie warunki czy słyszymy w głowie odgłosy cykad. To, że nie brakuje w historii kilku zwrotów akcji, zaskoczeń i fakt, że opowieść posiada bardzo zręczne zakończenie, powoduje, że jest to – w mojej opinii – lektura udana i ciekawa. Owszem bez wielkiego strachu czy ciar na plecach, ale obserwowana z zaciekawieniem i wciągająca. Ni to thriller, ni to powieść grozy ni kryminał w końcu. To wszystko razem daje niezły efekt. Jest klimatycznie i ciekawie, a także sugestywnie, choć nie brakuje też nieco przesadzonego łutu szczęścia, które nie opuszcza najważniejszych postaci. Podobał mi się też pomysł oddania narracji jednej z postaci, przez co cała opowieść zyskała dużo na dramaturgii i stała się bardziej efektowna i wyróżniająca z tłumu. Nieczęsto tego typu zabiegi są bowiem stosowane, a tu mamy taki głos zza grobu, który wybrzmiewa bardzo głośno w naszej głowie. Ciekawe rozwiązanie. 

Druga z historii, czyli „Yuko” to całkowicie inna opowieść. Opowieść, która chyba jeszcze mocniej wpisuje się w standardowy japoński horror. Gwarantuje wam, że nawet po zakończeniu czytania będziecie się zastanawiać, o co tak naprawdę chodzi, kto był ofiarą, a kto był odpowiedzialnym za całą sytuację. „Yuko” opowiada o losach małżeństwa i zatrudnionej przez nich pomocy domowej. Ok, niby nic wielkiego, ale zważając na to, by nie padły jakieś niepotrzebne spoilery, trudno jest napisać o fabule coś więcej. Warto więc tylko dodać, że przez cały czas lektury unosi się nad nią atmosfera szaleństwa i schizofrenii. Tutaj nikt chyba tak naprawdę nie wie, co się dzieje, autor podkręca niepewność, pozostawiając pole do ogromnej interpretacji przez czytelnika, a dodatkowo sprawia, że odczuwamy niepokój. Jest szaleństwo, musi więc być i mrok i brutalność. I rzeczywiście jest to wszystko, a całość wieńczą pytania, które zostają w głowie po lekturze.

Reasumując krótko, „Lato…” jest pozycją, którą warto się zainteresować szczególnie teraz w tym letnim okresie. Lekka, choć dość mroczną, rozrywkową książką, która pochłania nas i intryguje. Nie spodziewajcie się ogromnej dawki strachu, ale swoisty niepokój odczujecie. Fakt, że nie ma tu jakiś przesadnie brutalnych momentów, sprawia, że jest to dobry wybór dla nastolatków szukających mocniejszych wrażeń, aczkolwiek moja osoba jest przykładem na to, że i starszy może się w niej odnaleźć. Myślę, że z pewną dozą ostrożności, ale mogę wam ją polecić, gdyż jest to przyjemna letnia lektura na wakacje. 

Tytuł: Lato, fajerwerki i moje zwłoki

  • Autor: Otsuichi
  • Tłumacz: Lucyna Wawrzyniak
  • Wydawnictwo: Waneko
  • Data publikacji 06.07.22 r.
  • Oprawa: miękka w obwolucie
  • Papier: offset
  • Druk: cz-b
  • ISBN-13: 9788382421613
  • Cena: 29,99 zł

 

Dziękujemy wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji


comments powered by Disqus