„Go West, Young Man” - recenzja
Dodane: 08-08-2022 23:55 ()
Jeden kontynent, tysiące przybyszy, 175. lat przemocy. Wśród monumentalnej przyrody w bólach rodzi się nowa cywilizacja. Brutalnie niszcząca wszystko, co napotka na swojej drodze. Nie ma tu szacunku dla świętości, a jedyną nieprzemijającymi wartościami są woda, pieniądze, złoto i ołowiane kule. Dzięki nim można zdobyć lub zabrać wszystko. Wolność, dziewictwo, ziemię. Zbudować bogactwo i z pogardą patrzeć na wszystkich tych, którym się nie udało, czekających na uśmiech losu w postaci np. złotego zegarka, będącego nadzieją na lepsze jutro. Co, jednak gdy ów przedmiot pożądania staje się swoistym wysłannikiem kostuchy, przynoszącym śmierć właścicielowi?
Pomysłodawca i scenarzysta „Go West, Young Man”, Tiburce Oger, wspomagamy przez Hervé Richeza, zabiera nas na równiny, rzeki, w góry i lasy Dzikiego Zachodu. Nie ma tu bohatera indywidualnego, jest zbiorowość tworząca nowy świat i walcząca o stary, który zaczął odchodzić do lamusa wraz z ujrzeniem białych żagli przez plemiona rdzennej ludności ziemi amerykańskiej. Jednak nikt tu nie miał zamiaru tanio sprzedać swojej skóry. Dlatego podbój nieznanych krain trwał tak długo, choć w końcu systematyczne działania białego człowieka wpłynęły ostatecznie na kształt zachodniej części kontynentu.
Oger niczym doświadczony reportażysta relacjonuje zaistniałe wydarzenia bez ogródek i upiększeń. Ukazuje nam marzenia młodych chłopców, dorosłych mężczyzn i starców. Białych, czarnych, czerwonoskórych i Latynosów. To opowieść na wskroś męska, patriarchalna, a mimo to znalazło się tu miejsce dla kobiet dążących do szczęścia, szukających własnej drogi, chcących żyć własnym życiem, a nie wiernie służyć mężom, ojcom i całemu społeczeństwu w imię ówczesnym konwenansów. Może i było to naiwne z ich strony, lecz nie niedorzeczne. W końcu Zachód jawił się jako ziemia obiecana. A więc gdzie, jeśli nie tam, należało szukać wolności, przygody i lepszego bytu?
Wbrew pozorom nie jest to nostalgiczna epopeja o czasach, w których wszystko było lepsze, a samo życie prostsze. Mimo że Oger oddaje hołd Westernowi jako takiemu, to nie przebija się przez jego scenariusz tani sentymentalizm. Dziecięce doświadczenia nie biorą góry nad oceną wydarzeń, które mogły się wydarzyć lub się wydarzyły przez dojrzałego artystę. Stąd też bliżej „Go West, Young Man” dwóm wybitnym filmowym balladom niż epickiemu w formie i sposobie realizacji „Jak zdobyto Dziki Zachód” (1962) Richarda Thorpe’a i Johna Forda. Co prawda oba teksty kultury są wielkim freskiem historycznym, mówiącym o podboju tej samej części świata, jednak operującym zupełnie innym językiem.
Obraz wyprodukowany w studiu MGM ukazuje ludzką niezłomność w dążeniu do celu wbrew wszelkim przeciwnościom losu. Wiarę w prawo i sprawiedliwość zarówno w tę ludzką, jak i – a może przede wszystkim – boską. To portret pomnikowych, wzorowych herosów, śniących amerykański sen. Komiks Ogera zaś opowiada o tej drugiej, niefilmowej stronie człowieczeństwa. O ludziach, owszem, tworzących tamten kraj, poszukujących lepszego życia, lecz pozbawionych tej charakterystycznej dla klasycznych opowieści szlachetnej natury. To bohaterowie w przeważającej części mściwi, zachłanni, zmierzający do celu nieco na oślep, kierujący się przeczuciem, liczący na łut szczęścia. Brutalni i nieprzebierający w środkach. Zabijający i ginący z byle powodu, chociaż czy chęć przetrwanie jeszcze jednego dnia nie jest wystarczającym powodem do pociągnięcia za spust?
A więc opowieści Ogara oraz postaciom w niej występujących bliżej do niezapomnianej „Ballady o Cable’u Hogue’a” (1970) Sama Peckinpaha, rozprawiającej o przemijającym świecie kowbojów, gdzie zgubą dla tytułowego bohatera jest jego nieoczekiwane bogactwo w postaci źródła wody oraz nowoczesność rozjeżdżająca z łoskotem dotychczasowy stan rzeczy. Ot, cały tragizm nadciągającej cywilizacji. Drugą balladą, którą rymuje się „Go West, Young Man”, jest ta nakręcona przez braci Coen, a wyśpiewana przez Tima Blake’a Nelsona, czyli „Ballada o Busterze Scruggsie” (2018). Oba dzieła łączy dramatyzm przedstawionych wydarzeń i nieustające próby oszukania rzeczywistości przez łaknące „powietrza” na swój sposób przegrane jednostki, które nie do końca poradziły sobie z wyzwaniem dorosłości. Może zabrakło im wystarczające wiary w siebie i Boga. A może tak wygląda naturalna selekcja. Strzelaj szybko i celnie. Nie zadawaj pytań. Kradnij tak, aby nikt Cię nie przyłapał. Zabij albo zgiń.
Ta ciemna strona rodzącego się państwa została doskonale przedstawiona przez kilkunastu rysowników. Przypominające ryciny kadry Michela Blanc-Dumonta i Steve’a Cuzora („List”) ilustrują płonne nadzieje kochanków niemające szans na urzeczywistnienie się w starciu z wojenną zawieruchą. Fenomenalnie wypadają realistyczne prace Christiana Rossiego („Mówiąca Góra”), ukazujące działania Niebieskich Kurtek i Indian dowodzonych przez legendarnego Geronimo. Z kolei Ronan Toulhoat oddaje w swoich dynamicznych planszach szaleństwo domowego konfliktu w Meksyku („Viva Villa”). Piękne malarskie ilustracje Patricka Prugne’a z rozmachem prezentują starcie plemion Wielkich Jezior z Brytyjczykami na tle majestatycznej przyrody („Dwa Słowa”). Oliver Taduc wyłuskuje swoją delikatną kreską najlepsze cechy z bohaterów „Malheur River”.
Benjamin Blasco-Martinez przenosi nas na równiny Missouri („Conestoga”), by ukazać skutki zakazanego związku. Zderzyć nieczułość i uprzedzenie z pragnieniem miłości zdruzgotanym przez jeden wystrzał. Ralph Meyer portretuje marzenie dzielnego chłopca i koniec pewnej ery („Pyramid Lake War”) za pomocą prostej, nieco cartoonowej kreski. Chropowaty styl Félixa Meyneta buduje pełną napięcia nowelę „Nie umieraj”, gdzie przypadkowość bezlitośnie wpływa na uczestników Wojny Secesyjnej. Utrzymane w sepii prace Dominique Bertail, przypominają o tym, że piekło wybrukowane jest dobrymi chęciami („Siostry Austin”). Surowe obrazy Hugues Labiano sprowadzają czytelników na nieprzyjacielską teksańską ziemię („Znałem Dzikiego Billa”). Natomiast rysunki Françoisa Boucqa cechują się drapieżnością osaczonego przez myśliwych drapieżnika („Niedźwiedź”). Grzechy, grzeszki, zemstę i społeczną sprawiedliwość panującą w Kansas, uwiecznił z werwą Éric Hérenguel („The Girls and the Doc”), a Michel Rouge w klasyczny sposób przedstawił przewrotną nowelę rewolwerową, jedną z tych budujących mit Dzikiego Zachodu („Cattle Kate”).
Będące klamrą dla „Go West, Young Man” szczegółowe prace Paula Gastine’a spowite żarem słońca Nowego Meksyku, ilustrujące miniaturę „Golden Watch”, wyraźnie odcinają się od pozostałej warstwy plastycznej. Wyostrzone, współczesne, przypominające fotografie zawierają w sobie pierwiastek melancholijnej tęsknoty za tym, co było, a już nie wróci. Za wolnością i zewem natury, które przegrały z szufladkującą wszystko cywilizacją, ale jedno się nie zmieniło. Magia/siła złota. Tik-tak, tik-tak, tik-tak, czas płynie, a ludzka żądza nie przemija…
Zawierzcie swój czas i pieniądze kowbojom, szeryfom, żołnierzom, traperom, Indianom, prostytutkom, pionierom i bandytom dowodzonym przez Tiburce’a Ogera. Czeka Was prawdziwa przejażdżka z diabłem. Tak budowano (zdobywano) Amerykę. Tak tworzy się wybitne komiksy. Chylę czoła Panowie autorzy. Kolejka dla wszystkich!
Tytuł: Go West, Young Man
- Scenariusz: Tiburce Oger, Hervé Richez
- Rysunki: Steve Cuzor, Benjamin Blasco-Martinez, Michel Rouge, Paul Gastine, Ralph Meyer, Christian Rossi, Hugues Labiano, Ronan Toulhoat, Dominique Bertail, Michel Blanc-Dumont, François Boucq, TaDuc, Félix Meynet, Patrick Prugne, Éric Hérenguel, Corentin Rouge, Tom Cuzor, Serial Color, Jérôme Maffre, Jack Manini
- Tłumaczenie: Jakub Syty
- Wydawnictwo: Lost In Time
- Data publikacji: 04.02.2022 r.
- Liczba stron: 112
- Format: 240 x 320 mm
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- ISBN-13: 9788396295545
- Cena okładkowa: 93 zł
Dziękujemy wydawnictwu Lost In Time za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus