„M*A*S*H. Ponadczasowa satyra wojenna, na podstawie której powstał kultowy serial” - recenzja

Autor: Luiza Dobrzyńska Redaktor: Motyl

Dodane: 04-08-2022 20:08 ()


"M*A*S*H" to chyba najbardziej rozpoznawalny serial komediowy na świecie. Powstał na bazie kultowego filmu w reżyserii Roberta Altmana, a ten z kolei - na podstawie książki Richarda Hookera. I właśnie ta książka, nakładem wydawnictwa ZNAK, z ponad sześćdziesięcioletnim opóźnieniem w stosunku do oryginału, ukazała się na polskich półkach. Trudno orzec, stało się źle czy dobrze. Sądzę jednak, że lepiej by się stało, gdyby ta książka ukazał się w Polsce przed rokiem 1971, lub gdyby nie ukazała się w ogóle. Dlaczego?

Pułkownik Henry Blake, zawodowy oficer i dowódca szpitala polowego nr 4077 w Korei, ciągle boryka się z nadmiarem rannych i notorycznym brakiem lekarzy. Nękany jego telefonami generał Hammond wysyła mu wreszcie dwóch chirurgów - Sokole Oko Pierce'a i Duke'a Forresta. Nowi doktorzy okazują się, delikatnie mówiąc, nadzwyczaj barwnymi postaciami, a z chwilą ich pojawienia w szpitalu dowódca jednostki może raz na zawsze zapomnieć o porządku i spokoju...

Fani serialu telewizyjnego, a także ci, którzy kochają jego kinowy pierwowzór z 1971 roku, powinni się dobrze zastanowić, zanim sięgną po wydanie książkowe. Nie tylko dlatego, że jego treść odbiega poważnie od filmu, a z serialem nie ma prawie nic wspólnego. Problem jest zgoła inny. W reklamach często porównuje się "M*A*S*H" do "Paragrafu 22", ale w istocie Richard Hooker nie dorasta Josephowi Hellerowi do pięt pod żadnym względem.

Trudno powiedzieć, co jest największym mankamentem książki Hookera. Może fakt niezbity, że właściwie nie ma ona spójnej akcji. Może to, że główni bohaterowie są po prostu odstręczający, a nawet wredni. Jeśli chcą się kogoś pozbyć ze swego otoczenia, nie mają skrupułów w wyborze środków. Do kobiet, na przykład pielęgniarek, odnoszą się w najlepszym razie protekcjonalnie - ale też często z lekceważeniem, jeśli nie wręcz pogardą. Nie mają dla nich ani szacunku, ani cienia empatii.  Będąc na przepustce, szukają dla siebie "kurwy z epilepsją", bo taka daje dodatkowe atrakcje - nie przeszkadza im korzystanie za pieniądze z poniżenia chorej, cierpiącej i zapewne znajdującej się w przymusowej sytuacji dziewczyny. W mojej opinii dyskwalifikuje ich to zupełnie i dowodzi, że nie mają moralnego prawa być lekarzami - choć są w swoim fachu naprawdę dobrzy. Bycie lekarzem to przecież nie tylko umiejętność krojenia i zszywania, nawet gdy jest się chirurgiem w strefie przyfrontowej.  Sytuacje, w których umieją zdobyć się na szlachetny gest - choćby pomoc koreańskiemu pracownikowi szpitala w emigracji do USA - nie łagodzą obrzydliwego wrażenia, jakie wywierają na choć trochę uważnym czytelniku. Podobno Hooker zawarł w powieści własne doświadczenia - jeśli tak, to tym gorzej dla niego.

Drugi problem to język autora. Sposób, w jaki konstruuje tekst. Chciałoby się powiedzieć, że pisze, choć nie powinien, bo nie umie. Jego styl jest niechlujny, przeraźliwie nudny, nacechowany w dodatku uprzedzeniami, które trudno zaakceptować. O Koreańczykach z północy i Chińczykach nie mówi inaczej jak "żółtki", co można by ostatecznie przełknąć, gdyby owo pogardliwe określenie padało w rozmowach bohaterów - ale nigdy nie powinien pozwolić sobie na to w warstwie opisowej. "Przecież ta książka to satyra antywojenna!" mógłby zaprotestować ten czy ów. Tak? A co w niej jest satyrycznego i antywojennego? Można to znaleźć wyłącznie na siłę, chyba że kogoś rozśmieszy amerykański pediatra, będący jednocześnie właścicielem japońskiego burdelu i czerpiący zyski z nierządu,  czy udawanie Chrystusa i sprzedawania zdjęć z autografem Syna Bożego, choćby i w dobrym celu. Mnie chciało się rzygać, kolokwialnie mówiąc.

Reasumując, całość przypomina skrótowe zapiski w dzienniku człowieka, który:  a) nie do końca wie, co wokół niego się dzieje, b) nie potrafi odróżnić spraw istotnych od błahych, c) nie może zdecydować, o czym właściwie pisze. I pewnie dlatego najwięcej miejsca w książce zajmuje... opis turnieju golfowego. Tu może paść zarzut pod moim adresem, że przecież strefa przyfrontowa, ciężka praca w wojskowej rzeźni zwanej szpitalem itd. I że to usprawiedliwia wszystko. A u nas w czasie wojny czy podczas powstania, był może piknik? Jakoś nie słychać o podobnych zachowaniach wśród naszych lekarzy, operujących wśród huku bomb, widzących na co dzień najstraszniejsze, co człowiek może zrobić drugiemu człowiekowi i w każdej chwili narażonych na śmierć z rąk wroga, mającego gdzieś Konwencję Genewską.

Gdy po obejrzeniu serialu telewizyjnego, sięgnęłam po film Altmana, uznałam go za płytki, brutalny i prostacki. Nie potrafiłam zrozumieć, co ludzie w nim widzieli. Teraz go doceniam i sądzę, że gdyby nie on, a w konsekwencji serial, dziś nikt by nie pamiętał o książce Hookera. I to byłoby dla niej największą przysługą. Ta "Ponadczasowa satyra wojenna" powinna wylądować w koszu już na etapie selekcji tekstów w wydawnictwie. Tak się nie stało i dzięki temu mamy świetny serial. Jednak nawet on nie łagodzi mojej antypatii do książki i jej wątpliwych bohaterów, a w konsekwencji i do autora.

 

Tytuł: M*A*S*H. Ponadczasowa satyra wojenna, na podstawie której powstał kultowy serial

  • Autor: Richard Hoover
  • Przekład: Justyna Kukian
  • Okładka: miękka ze skrzydełkami
  • Ilość stron: 304
  • Rok polskiego wydania: 2022
  • Wydawnictwo: ZNAK
  • ISBN: 978-83-240-8438-8
  • Cena: 46,99 zł

comments powered by Disqus