Philip K. Dick „Radio Wolne Albemuth” - recenzja
Dodane: 01-08-2022 23:02 ()
Żywot Philipa K. Dicka można podzielić na dwa zasadnicze okresy: sprzed momentu, gdy uświadomił on sobie, że twórcą literatury głównego nurtu raczej już nie zostanie (a polem twórczej realizacji pozostanie dlań fantastyka) oraz na cały późniejszy bieg spraw. Miało to miejsce w roku 1963, gdy powieść jego autorstwa – „Człowiek z Wysokiego Zamku” – spotkała się ze zgodnym uznaniem zarówno krytyki, jak i publiczności. Zapewne wówczas Dick doszedł do wniosku, że nadeszła chwila zaprzestania kopania się z przysłowiowym koniem i czas najwyższy zaakceptować stan faktyczny. Czytelnicy chcieli tworzonej przezeń literackiej science fiction miast kronik codzienności stylizowanych na utwory m.in. Johna Steinebecka.
Można jednak pokusić się o przypuszczenie, że sam wspomniany wskazałby nie tylko zupełnie inną cezurę, ale wręcz całą ich mnogość. Do tego znacząco różniące się w zależności od momentu, w którym zostałby o nie zapytany. Odbiorców choćby kilku przejawów jego twórczej aktywności nie trzeba bowiem szczególnie długo przekonywać, że była ta osobowość, oględnie rzecz ujmując, złożona. Mimo tego, z dużym prawdopodobieństwem, znaczące wśród nich miejsce zajmowałoby zapewne tzw. doświadczenie 2-3-74. Tak zdefiniowanym terminem Dick zwykł określać trudne dlań do jednoznacznego zinterpretowania wydarzenie, do którego dojść miało 3 lutego 1974 r. Czymkolwiek jednak ono było, pewne jest jedno: do końca jego dni stało się dlań istotnym punktem odniesienia w postrzeganiu całokształtu stworzenia. Biorąc pod uwagę częste użytkowanie w jego aktywności literackiej wątków autobiograficznych, nie zaskakuje okoliczność, że także owo wydarzenie znalazło swój refleks w twórczości rzeczonego. Nie dość na tym bardzo znaczący. Wszak powieść „Valis”, dla której doświadczenie 2-3-74 stanowi oś fabularną zwykła być uznawana za jedno z najważniejszych (a niekiedy wręcz najważniejsze) z dokonań Dicka w całym jego dorobku.
Zanim jednak Koniolub Grubas (tj. centralna osobowość wspomnianego chwilę temu utworu) miał sposobność ochrzcić syna nabytym w barze szybkiej obsługi mlecznym koktajlem (a jeszcze wcześniej trafnie zdiagnozować trawiącą go dolegliwość) już dwa lata przed rozpisaniem „Valis” Dick przekazał swojemu wydawcy gotową powieść, w której po raz pierwszy zmierzył się ze zasygnalizowanym wyżej zagadnieniem. Mowa tu oczywiście o niniejszej inicjatywie twórczej, tj. „Radiu Wolnym Albemuth”, za sprawą której rzeczony usiłował dokonać swoistej i spójnej zarazem konceptualizacji zjawiska, które ewidentnie nie dawało mu spokoju. Stąd uporał się z tym problemem tak, jak potrafił najlepiej, tj. ujął go w ramy literackiej refleksji. Przedłożony tekst został co prawda przez wydawcę nabyty (notabene entuzjastę twórczości Dicka w osobie Marka Hursta z wydawnictwa Bantam), aczkolwiek nie bez sugestii w kontekście ewentualnych, raczej kosmetycznych zmian w strukturze powieści. Szkopuł w tym, że szanowny pan autor w roli redaktora własnych tekstów zupełnie się nie odnajdywał. I Bogu dzięki, bo za sprawą tej okoliczności miast doszlifowywać „Radio Wolne Albemuth” dwa lata później miał już gotową kolejną powieść, czyli właśnie „Valis”. Co nie oznacza, że pierwsza z wymienionych nie jest warta rozpoznania
Gwoli ścisłości wypada nadmienić (tudzież przypomnieć), że wzmiankowany incydent z lutego 1974 przejawił się emanowaniem ku niemu wiązki światła nieznanego pochodzenia. Za jej sprawą stopniowo uświadomił on sobie (oczywiście we własnym mniemaniu) zarówno swój faktyczny status ontologiczny, jak i całokształtu stworzenia jako tzw. żelaznego więzienia, tj. zasadniczego środka opresji ze strony skutecznie kamuflującego się i wciąż funkcjonującego Imperium Rzymskiego. Natomiast enigmatyczny Valis interpretował jako swoiste koło ratunkowe „z zewnątrz” (choć bez jednoznacznego wskazania źródła jego pochodzenia) dla zniewolonej ludzkości. W „Radiu Wolnym Albemuth” rola tzw. kontaktowca przypadła Nicholasowi Brady’emu, w swoim czasie ekspedientowi sklepu muzycznego na terenie kalifornijskiego Berkley. Jak się w toku lektury okazuje, już tylko ta lokalizacja generuje wartość poznawczą niniejszej powieści. Za jej bowiem sprawą Dick przybliżył ów specyficzny region Ameryki, swoistą kuźnię neomarksistowskich aktywistów, którzy już niebawem mieli odegrać istotną rolę w antykulturowej rewolucji przełomu lat 60. i 70. XX w. Do tego z perspektywy niegdysiejszego bitnika, sympatyzującego z tzw. ruchami kontestacyjnymi, a przy tym niestroniącego od przyswajania substancji halucynogennych. Nie dość na tym nie omieszkał on umieścić w tej przestrzeni przedstawionej siebie samego, na wspominanym etapie zaakceptowania przezeń pozycji uznanego twórcy literackiej science fiction. Stąd obok Nicka (skądinąd swoistej hipostazy Dicka w wariancie niepodjęcia przezeń pisarskiej aktywności) dopełniającą rolę dualnego protagonisty pełni właśnie szanowny pan autor. Toteż z ich perspektyw i niejako dwutorowo autor stara się zrozumieć fenomen, z którym w jego mniemaniu miał on do czynienia, kreując przy tej okazji nadspodziewanie spójną parafrazę czasów sobie współczesnych. Toteż właśnie w ich towarzystwie ewentualny odbiorca tej propozycji wydawniczej wyruszy w osobliwą (acz czytelniczo satysfakcjonującą) podróż poprzez zakamarki umysłu Philipa K. Dicka, pełnego kłębiących się obsesji (m.in. na tle osoby Richarda Nixona), ale też nierzadko porywających koncepcji kosmozoficznych i umiejętnie dozowanych złudnych tropów. Skala napięcia pod tym względem bliska jest zatem właściwej (a przy tym nieformalnej) trylogii Valis, przez co wręcz można pokusić się o przypuszczenie, że miast o trylogii wypadałoby mówić o tetralogii… Natomiast z pewnością „Wolne Radio…” jawi się jako utwór wobec „Valis” autonomiczny, kompletny, a przy tym w równym stopniu odbiorcę angażujący (a przynajmniej tak się sprawy miały w przypadku piszącego te słowa).
Zgodnie z tradycją tej edycji literackich dokonań pierwowzoru wzmiankowanego Konioluba Grubasa także tym razem nie mogło zabraknąć wstępu w wykonaniu wybranej osobowości z naszego krajowego poletka. Tym razem wybór redaktorów prowadzących tego przedsięwzięcia padł na postać z punktu widzenia wielbicieli fantastyki nietypową, bo na Wojciecha Manna. Okoliczność ta jest tym bardziej interesująca, że znany a nonszalancji i samozadowolenia niegdysiejszy „Głos” z lansującego potomstwo PZPR-owskiej wierchuszki programu „5-10-15” (w jego pierwszej, tzw. dwójkowej odsłonie, kierowanej przez skądinąd znaną Bożenę Walter) nie omieszkał po raz kolejny dać wyraz swojej frustracji wobec odsunięcia od kierowania państwowymi mediami osób z bliskich jego sercu kręgów towarzyskich. Paradoksalnie tym bardziej warto z tym przejawem bezsilnej zawiści się zapoznać, jako że trafnie oddaje stan umysłu indywiduów zawdzięczających wygodną i dostatnią egzystencję zażyłym relacjom z prominentami samo mianowanej elity zarówno schyłkowego PRL, jak i nieboszczki III RP. Tym samym można zaryzykować twierdzenie, że w przypadku tego na swój sposób humorystycznego tekstu mamy do czynienia co prawda z osobliwą, aczkolwiek mimo wszystko wartością dodaną.
Pomimo statusu ledwie przygrywki dla właściwej realizacji (tj. rzecz jasna powieści „Valis”), także „Radio Wolne Albemuth” w pełni zasługuje na czytelniczą uwagę oraz wnikliwe rozpoznanie. Stylistyczna i strukturalna klarowność tego utworu, przekonujące realia kreowane oraz piętrzący się od niejednoznaczności główny wątek sprawiają, że także obecnie ów utwór ma znaczną szansę wkupić się w łaski szerokiego grona odbiorców. Traktowany bowiem jako zapis wysiłków na rzecz okiełznania pogłębiającej się choroby psychicznej autora okazać się może interesującą lekturą także dla odbiorców literatury spoza kręgu szeroko pojmowanej fantastyki.
Tytuł: „Radio Wolne Albemuth”
- Tytuł oryginału: „Radio Free Albemuth”
- Autor: Philip K. Dick
- Rysunki i kompozycja na okładce: Wojciech Siudmak
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Bieroń
- Przedmowa: Wojciech Mann
- Wydawca wersji oryginalnej: Arbor House
- Wydawca wersji polskiej: Dom Wydawniczy REBIS
- Data publikacji wersji oryginalnej: 1985
- Data publikacji wersji polskiej: 21 czerwca 2022
- Wydanie II poprawione
- Oprawa: twarda z obwolutą
- Format: 15,5 x 23 cm
- Druk: czarno-biały
- Papier: offset
- Liczba stron: 352
- Cena: 59,99 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus