„Tony Stark. Iron Man” tom 1 - recenzja
Dodane: 30-07-2022 23:33 ()
Tony Stark umarł. Tony Stark zmartwychwstał? Cudownie ożył, założył swoje nowe ludzkie ciało, w które wgrał nowego siebie. Najpopularniejszym bohaterom niedane jest odłożyć zbroję do garażu, odwiesić maskę na hak w piwnicy czy zarzucić pelerynkę na kołek. Tak już jest w jednym z dwóch największych wydawnictw amerykańskich, że trudno jest ubić na stałe jakiegoś bohatera, bo pustkę po nim nie tak łatwo zapełnić. Przygodami odrodzonego Iron Mana zajął się nie kto inny jak długoletni architekt przygód Pajączka, Dan Slott. Można zatem powiedzieć, że wreszcie trafił tam, gdzie chciał, bo o ile przygody Parkera posiadającego własną firmę, armię współpracowników, zabawek, gadżetów, robotów nie do końca pasowały do charakteru postaci stworzonej przez Stana Lee, Steve’a Ditko i Jacka Kirby'ego, tak już podobny anturaż dla Tony’ego Starka pasuje tu jak ulał.
A Tony jest bardzo zapracowanym człowiekiem, kroczącym od przełomowego wynalazku do przełomowego wynalazku, stale dopracowującym swój bojowo-ochronny pancerz, pracujący nad wirtualną grą, która zrewolucjonizuje rynek, po drodze gdzieś znajduje chwilkę na potyczki z poślednimi szwarccharakterami. Tym razem jednak nie działa sam, ma cały sztab ludzi, którzy pomagają mu utrzymać firmę, działają wraz z nim zarówno na polu biznesowym, jak i arenie superbohaterskich zdarzeń. Tony w swojej ekipie-rodzinie zatrudnia bystrzaka od robotyki, Andy'ego Bhanga, którego niegdyś nie tyle pokonał, ile upokorzył. Ten jednak nie czuje urazy, a na wieść o możliwościach, jakie daje mu Stark, jest wręcz wniebowzięty. To zdecydowanie należy zaliczyć po stronie plusów tej roboty. Minusy – zapracowana i nerwowa pod każdym względem szefowa ochrony ośrodka zarządzanego przez multimiliardera, Bethany Cabe, a jak dorzucimy do tego niełatwe relacje z biologiczną matką Tony’ego, Amandą Amstrong, atak Fin Fang Fooma, a także rozterki natury etyczno-moralnej Jocasty, kolejne próby kradzieży technologii Starka dostajemy obraz nałożonych na siebie licznych i oddziałujących problemów w nieprzeciętnym życiu genialnego wynalazcy.
Przekleństwem lub dobrodziejstwem współczesnych przygód bohaterów jest maniera, której hołduje też Dan Slott. Nie można odmówić jego fabule pomysłowości, naszpikowania jej piętrzącymi się przeciwnościami losu, licznymi wątkami postaci pobocznych, a także pewnej istotnej z punktu widzenia postaci pisanej przez kilka dekad, swoistej psychoanalizy bohatera dokonanej dzięki narzędziom wirtualnej rzeczywistości. Interesujące zagadnienie dotykające sfery wręcz intymnych przeżyć bohatera, a odnoszące się także do jego rodziców. Doświadczenie Slotta zbierane przez lata pozwala mu zasygnalizować wiele problemów, zbudować szeroką nić powiązań, a przy tym nie zanudzić czytelnika, a jeszcze doprowadzić do starcia z groźnym przeciwnikiem. Tym, który pociąga za wszystkie sznurki i rujnuje perfekcyjny, a zarazem ułomny świat Tony’ego. Pytanie, który świat? Prawdziwy czy iluzoryczny? Niemniej w tym gąszczu zależności brak miejsca na głębszą refleksję, wydarzenia rozgrywają się w błyskawicznym tempie, jakby nie była to narracja komiksowa, a filmowa. A przecież komiks - kolejne kadry i dymki, dają przestrzeń na przeprowadzenie spokojnej, niespiesznej interpretacji. I to chyba najpoważniejszy zarzut do tego tytułu, że brakuje w nim harmonijnego rozłożenia akcentów, momentów przestoju, które pozwoliłyby bardziej zanurzyć się w dramacie głównego bohatera.
Możliwe, że dla pokolenia ery ekranu rzucająca się w oczy pstrokacizna i wydarzenia zmieniające się szybciej niż przerzucenie kartki komiksu, są atrakcyjne, niemniej styl opowieści z czasem może okazać się męczący. Slott ma wiele do zaoferowania i widać, że jego pomysł na Iron Mana to nie jest tylko wątpliwy szkielet, a solidna podbudowa skutkująca rozrastającą się tkanką fabularną. Mamy przecież zainicjowany proces walki bohatera z zamierzchłymi demonami, próby kradzieży i deprecjonowania jego osiągnięć, a także rodzinne porachunki, a warto wspomnieć, że nie chodzi tylko o jego rodzicieli, ale również genialnego brata. Slott zatem ma ogromną piaskownicę, do której powrzucał mnóstwo zabawek, pytanie tylko, czy zbuduje z nich solidny zamek, czy pozwoli, by byle zefirek rozwaliła jego fundamenty. przebojowo prezentują się kluczowe zbroje Iron Mana, zwłaszcza z filmowymi konotacjami, to zdecydowanie atut cieszący oko.
Graficzna strona albumu zapewne przypadnie do gustu wielbicielom współczesnych rysunków, które możliwe, że na papierze prezentują się udatnie, zwłaszcza w połączeniu z mnogością detali i barw, ale przy dłuższym z nimi obcowaniu nieco tracą, pozostając jedynie rzemieślniczą pracą pozbawioną pazura, duszy, robioną na akord. Do nakreślenia wirtualnej rzeczywistości i kilku starć między oponentami się nadają, ale nie należy doszukiwać się w nich finezyjnych rozwiązań.
Pierwszy tom przygód żelaznego Tony'ego sygnowany nazwiskiem Slotta to wciągająca lektura, niepozbawiona wad, ale nie na tyle rażących, aby skreślić go z listy zakupowej. Mnogość wątków i postaci gwarantuje stały dopływ emocji, a zakończenie pozostawia bohatera niejako w rozkroku, a co za tym idzie, zachęca do sięgnięcia po więcej.
Tytuł: Tony Stark. Iron Man tom 1
- Scenariusz: Dan Slott
- Rysunki: Valerio Schiti
- Przekład: Nika Sztorc
- Wydawca: Egmont
- Data publikacji: 23.08.2022 r.
- Druk: kolor
- Papier: kreda
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Objętość: 268 stron
- Format: 167x255
- ISBN: 978-83-281-5459-9
- Cena: 79,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji
comments powered by Disqus