„Jurassic World Dominion” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 12-06-2022 21:04 ()


Finał kolejnej trylogii z dinozaurami w tle zapowiadał się ekscytująco z uwagi na to, że twórcom udało się namówić oryginalną obsadę do powrotu. A może nie tyle namówić, ile potrzebowali koła ratunkowego, by przyciągnąć rzesze oddanych fanów po raczej przeciętnej wyprawie do prehistorycznego świata, którą zaserwowało nam Upadłe królestwo? Coś jednak jest na rzeczy, że trzecie części obu serii – Parku Jurajskiego i Jurassic Worldu – analogicznie zaliczają najsłabszą historię. I może dobrze, że postanowiono tutaj zamknąć wszystkie wątki, bo teraz nadszedł czas odpoczynku od przerośniętych gadów.

Końcówka Upadłego królestwa zwiastowała katastrofę dla świata, gdyż wypuszczone na wolność genetyczne potwory rozpierzchły się po kontynentach i rozpoczęły koegzystencję z raczej nieprzewidującą skali tragedii ludzkością. I o ile roślinożerne stworzenia co najwyżej mogą zagrozić swoimi gabarytami, o tyle mięsozaury – jak trafnie nazwał je niegdyś mały Tim – mają teraz szwedzki stół w postaci kilku miliardów ludzi. Pojawiły się również inne problemy, jak nielegalny handel dinozaurami czy zmodyfikowana genetycznie szarańcza pustosząca pola uprawne, przez co świat szybkimi krokami zbliża się na skraj głodu. I właśnie wątek wszystkożernej (albo prawie wszystko) szarańczy jest jednym z głównych, który prowadzi nas do bohaterów z oryginalnej trylogii. Doktor Sattler i doktor Grant pragną inwigilować swoistego pogrobowca Ingenu, czyli firmę Biosyn zarządzaną przez cichy szwarccharakter z filmu Spielberga. Oto bowiem na czele korporacji pragnącej zbić majątek na modyfikacjach genetycznych stoi Lewis Dodgson, ten sam, który dał Nedry’emu niepozorny pojemnik z pianką do golenia, aby ten wykradł embriony dinozaurów z parku Hammonda. Tym razem sam bawi się w boga, ma zastępy dinozaurów w rozległej posiadłości i umyślnie lub nie zmierza do zagłodzenia ludzkości. Nie zapominajmy także o doktorze Wu, szarej eminencji genetycznego półświatka, geniuszu, który sprowadza na świat prehistoryczne potwory od blisko trzydziestu lat.

Tymczasem bohaterowie nowej trylogii, czyli Owen Grady oraz Claire Dearing zaszyli się gdzieś na pustkowiu, aby mieć na oku Blue oraz ukryć przed światem Maisie Lockwood, której łańcuch DNA jest podobno szczególnie ważny. W dobie współczesnej technologii trudno się schować przed nieproszonymi gośćmi nawet na takim odludziu jak pasmo górskie Sierra Nevada. Dziewczynka, która nie chce żyć pod kloszem, zostaje porwana, a jej przyszywani rodzice ruszają w pościg za kidnaperami, którzy nie tylko uprowadzili córkę Charlotte Lockwood, ale też złapali dziecko Blue. Tak oto wszystkie drogi prowadzą do Biosyn, gdzie spotkają się obie ekipy bohaterów – stara warta oraz młode wilki. A wszystko to przy akompaniamencie pożeranych postaci drugoplanowych, knowaniach genetycznego boga oraz szmuglerach nielegalnego towaru. Nie wspominając o licznych pościgach, ucieczkach i szczękach potworów co rusz zasadzających się na smaczną ofiarę.

Colin Trevorrow – twórca niezłego Jurassic Worldu, który wskrzesił dla kina po raz kolejny dinozaury – tym razem nie stanął na wysokości zadania. Dominion w większej części to jego dziecko, bo nie tylko stanął za kamerą, ale też maczał palce w scenariuszu. Ten zaś można nazwać nieudolnym skryptem obrażającym inteligencję widza, z mnóstwem poszatkowanych wątków, zgubionych po drodze postaci, kuriozalnych scen i mało zajmujących zwrotów akcji. Wszystko jest w filmie generyczne, schematyczne, by nie rzec nudne. Oglądanie na ekranie przerośniętych gadów, które nie potrafią porządnie ukąsić kogoś z głównej obsady, prezentuje się komicznie i nie gwarantuje widzowi odpowiedniej dawki emocji.

Trevorrow za bardzo chciał oddać hołd oryginalnemu filmowi i obsadzie, więc w rezultacie trudno jego dzieło nazwać świeżym, przełomowym czy zwyczajnie dostarczającym niezapomnianych wrażeń wizualnych. Kurczowe trzymanie się przeszłości nie wyszło nikomu na zdrowie. Wprowadzenie do głównej intrygi jest przydługie i nużące, później zbieg kilku okoliczności i intryga szyta grubymi nićmi nie stanowią dla widza żadnego zaskoczenia. Z kolei finał jest kuriozalny. Nie dość, że rozgrywający się w nocnej porze, w której trudno napawać się majestatyczną potęgą zwierzęcych bohaterów, to w dodatku z chaotycznie poprowadzoną akcją ze zbyt liczną grupą bohaterów. De facto wszystkie najfajniejsze sceny wytwórnia upakowała do zwiastunów promujących film, a w produkcji za wiele nowych i imponujących sekwencji nie znajdziemy. W dodatku spiknięcie dwóch ekip wypada nader nienaturalnie, by nie powiedzieć, że dziwnie. W tym miszmaszu aktorskich dokonań najlepiej wypada rzecz jasna Jeff Goldblum, którego cięty dowcip i sarkastyczne komentarze stanowią niejako osłodę monotonnej i przewidywalnej akcji. Dzielnie poczyna sobie także stawiająca pierwsze kroki na dużym ekranie Isabella Sermon, dla niej to dopiero drugi film w karierze. Cieszą wszelkie mrugnięcia okiem do widza i nawiązania do pierwszego Parku Jurajskiego –  wykopanie skamieliny pokroju Lewisa Dodgsona i jego słynnego pojemnika na embriony, który traktuje jak jakiś totem czy trofeum. Jednak to nie na takich tanich chwytach buduje się szkielet wytrawnego blockbustera, tylko na porządnie skrojonej fabule, która sprawi, że widz zapragnie powrócić do tego filmu. A po seansie Jurassic World Dominion ma się nieodparte wrażenie, że całość powstała na siłę, aby tylko zebrać na planie wszystkich żyjących dotychczas bohaterów.

Czasem nostalgia nie wystarczy ani tym bardziej olbrzymi budżet gwarantujący festiwal efektów specjalnych. Jurassic World Dominion to najsłabsze ogniwo nowej trylogii, film pełen wad, który nie dostarcza swoistej magii kina. Nie dorastający do pięt oryginałowi, a także pozostawiający spory niedosyt. Oby kolejne podejście do ożywiania dinozaurów na dużym ekranie doczekało się przynajmniej jakiegoś scenariusza, a nie luźnych pomysłów spisanych na kolanie. O ostatnim akcie tej trylogii najlepiej więc szybko zapomnieć. 

Ocena: 3/10

Tytuł: Jurassic World Dominion

Reżyseria: Colin Trevorrow

Scenariusz: Colin Trevorrow, Emily Carmichael

Obsada:

  • Chris Pratt
  • Bryce Dallas Howard
  • Laura Dern
  • Sam Neill
  • Jeff Goldblum
  • DeWanda Wise
  • Mamoudou Athie
  • BD Wong
  • Isabella Sermon
  • Campbell Scott
  • Omar Sy

Muzyka: Michael Giacchino

Zdjęcia: John Schwartzman

Montaż: Mark Sanger

Scenografia: Dorit Hurst, Carol Lavallee, Richard Roberts

Kostiumy: Terry Archer

Czas trwania: 146 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus