„Amazing Spider-Man” tom 4: „Ścigany” - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 03-06-2022 21:59 ()


Spotkałem się kiedyś z opinią, że Kraven Myśliwy to najgłupszy przeciwnik z panteonu wrogów Spider-Mana. Czegokolwiek by ta głupota nie oznaczała, po lekturze „Ściganego” trudno nie przyznać racji tej tezie. Oczywiście samej postaci nie pomógł Nick Spencer, który słowa – powrót do korzeni – zrozumiał na opak. Zamiast uchwycić w większym lub mniejszym stopniu ducha dawnych historii o Pajęczaku, ten co rusz nawiązuje, przetwarza i opowiada to samo. „Ostatnie łowy Kravena” już były, ale widać brak pomysłów lub przekonanie o swojej (prze)biegłości sprawiło, że oto Spencer postanowił ponownie wysłać  potomka rosyjskiej arystokracji na polowanie. W czwartym tomie „Amazing Spider-Mana” dochodzi więc do kulminacji wątku, który towarzyszył nam od początku tego runu. Okazuje się, że Taskmaster i Black Ant porywający superzłoczyńców o zwierzęcych totemach  pracowali dla Kravena. Również stary dobry Arcade, mistrz śmiertelnych pułapek został przez niego wynajęty, a wszystko tylko po to, aby nieszczęśliwy Sergiej mógł odzyskać utracony spokój. 

Zawiłość logiki wspomnianych działań i ich konsekwencji na twarzy czytelnika wywołuje jedynie uśmiech politowania. Daje się tu we znaki niekonsekwencja w prowadzeniu głównego antagonisty. To bohater należący do minionego świata, który przeminął wraz z jego śmiercią. Jednak Spencer uparcie wierzy w to, że można go przywrócić z godnością na łamy komiksu. Z uporem maniaka stara się wykazać recyklingową biegłością. Nadać swojej historii drugiego dna, wodząc odbiorców za nos, lecz ostatecznie ponad dramatyczne wybory i wydarzenia wybijają się standardowe w ostatnich latach marvelowskie głupotki.

Wyobraźmy sobie, że potężna grupa przestępców w kostiumach ląduję w samym środku Central Parku otoczonym polem siłowym nie do przeniknięcia. Wielka klatka staje się nowojorskim safari dla bogatych miłośników polowań, marzących o zwierzęcych trofeach. Któż nie chciałby postawić obok kominka wypchanego Rhino albo powiesić na ścianie facjaty Sępa lub Scorpiona, nie mówiąc już o dywaniku z… kogokolwiek? Trudno oprzeć się takiej pokusie. Wyobraźmy sobie rzecz jeszcze jedną. Bandę zaprawionych w boju kryminalistów uciekających niczym bezbronne dzieci na widok strzelających do nich drono-robotów będącymi avatarami myśliwych. I gdyby to była cała cholerna armia, świetnie posługująca się bronią, to może uwierzyłbym w  ten strach. Jednak to zwykła zgraja nieumiejących celować amatorów. Owszem Spencer poświęca na ołtarzu pewnego bohatera, aby podkręcić dramatyzm sytuacji.  Szkopuł w tym, że jest to po prostu jeden z tych zapomnianych reliktów przeszłości, bezwstydnie wykorzystywanych przez wielu scenarzystów w podobnych przypadkach. Łatwo uśmierca się tych, którzy – jakkolwiek nieprzyjemnie to zabrzmi – nie mają znaczenia.

Za to należy przyznać Spencerowi pewną rzecz. W końcu przywrócił na łamy serii złowieszczość czarnych charakterów, wyrażaną tu za pomocą starej gwardii, w której bryluje wysuwający się na pierwszy plan Sęp. Widocznie nowe pokolenie złoczyńców jest zbyt zniewieściałe, aby zawładnąć współczesnym komiksem superbohaterskim, ale w doświadczonych (nie)mistrzach zła nadal tkwi morderczy potencjał. Dlatego negatywnie zadziwiająca jest postawa rysowników (Ryan Ottley, Alberto Alburquerque) mających ogromny problem z oddaniem odpowiedniej mowy ciała niektórych z nich, a szczególnie Kravena. Doskonale znamy tę kamienną minę łowcy i jego melancholijny wzrok utkwiony poza czasem rzeczywistym. Takich kadrów jest tu wiele, lecz nie wiedzieć czemu przeplatają się one z zupełnie bezsensownymi rysunkami, w których prowodyr całego zamieszania zachowuje się jak nastolatek przed balem maturalnym. Natomiast wielkim zaskoczeniem okazała się postawa Humberto Ramosa wspomaganego przez inkera Victora Olazabę. Charakterystyczna karykaturalna kreska została przytłumiona ciemną kolorystyczną paletą Edgara Delgado i Ericka Arciniegi, a tym samym straciła dużo ze swojej ekspresyjności i sztuczności, co korzystnie sprzyja jej czytelności. Plansze atakują nas mroczną tonacją, emanując grozą i potęgują napięcie poszczególnych sekwencji. A wisienką na torcie pracy tego twórczego zespołu jest pojedynek Spider-Mana z synem Kravena.

„Ścigany” podobnie jak poprzednie tomy w wykonaniu Spencera to lektura, której permanentnie brakuje balansu między humorem a tragizmem. Konsekwencji w prowadzeniu bohaterów i wątków oraz świeżych pomysłów. To wszystko już było, co samo w sobie nie jest niczym złym, ani niezwykłym. Należy korzystać z udanych wzorców, jednak Spencer stara się na nowo wymyślić koło, a to już prosta droga do twórczej porażki. Jeżeli to jest najlepsza opowieść o Spider-Manie w karierze tego scenarzysty, to przyszłość Człowieka-Pająka jawi się w ponurych barwach.

 

Tytuł: Amazing Spider-Man tom 4: Ścigany

  • Scenariusz: Nick Spencer
  • Rysunki:  Ryan Ottley, Humberto Ramos, Gerardo Sandoval, Alberto Alburquerque
  • Przekład: Bartosz Czartoryski
  • Wydawca: Egmont
  • Data wydania: 27.04.2022 r. 
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Objętość: 300 stron
  • Format: 167x255
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • ISBN: 978-83-281-5426-1
  • Cena: 89,99 zł 

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus