„Podpalaczka” - recenzja
Dodane: 25-05-2022 21:56 ()
Powieści Stephena Kinga cieszą się zasłużoną estymą, co wiąże się z potencjalnymi próbami ich ekranizacji. Nie każdy jednak materiał nadaje się przekuć w zajmujące widowisko, a już na pewno takie, które wstrząśnie widzem. Zwłaszcza teraz, gdy kino grozy wydaje się wydrenowane z oryginalnych pomysłów jak nigdy wcześniej. Nie przeszkodziło to jednak fabryce snów ponownie sięgnąć po starszy z tytułów niekwestionowanego króla horroru. Podpalaczka była już zekranizowana w 1984 roku, a jedną z pierwszych swoich ról wykreowała wówczas młodziutka Drew Barrymore. Film, mimo że był dość wierną adaptacją, nie zrobił jednak furory. Zatem czy jest sens wybierać materiał, który już raz nie sprawdził się na dużym ekranie? Dziwne są wybory producentów, zwłaszcza że King nigdy nie przepadał za pierwotną ekranizacją Podpalaczki.
Rzecz rozgrywa się w rodzinie, w której główna bohaterka jest obdarzona potężnymi zdolnościami pirotechnicznymi, a nie panując nad nimi, często popada w gniew lub zwyczajnie bojąc się, daje upust nieograniczonej mocy. Mocy, której nie sposób okiełznać, ukierunkować, a już na pewno stłumić. Jej rodzice również obdarzeni niesamowitymi umiejętnościami – ofiary eksperymentu sprzed lat, starają się nie dopuścić do zdemaskowania ich rodziny, a już na pewno dziecka, które darzą wielką miłością. No właśnie, czy tak wielką, to nie jest powiedziane wprost, gdyż dziewczynka sprawia wiele problemów wychowawczych wynikających z jej dorastania, zmieniającego się ciała, a także z nasilenia niekontrolowanych wybuchów emocjonalnych. W konfrontacji z cynglami tajnej rządowej organizacji pragnącej przejąć dziecko rodzice nie mają zbyt wielkich szans, natomiast zdawałoby się niewinna dziewczynka, która zakosztowała niczym nieograniczonej potęgi anihilacji, doprowadzona do skrajnej sytuacji daje upust swojej furii i emanacji ponadnaturalnego talentu. Staje się chodzącą bronią.
Problem Podpalaczki leży w całkowitym braku emocjonalnego zaangażowania większości relacji między bohaterami w obrazie. Zarówno Zac Efron, jak i Sydney Lemmon grają dość beznamiętnie, sterylnie, nie ma w ich przypadku miejsca na eksperymenty czy brawurę. Wątek pościgu i złej organizacji rozwija się ślamazarnie, bez zaskoczenia, napięcie praktycznie nie istnieje, widz może usnąć na fotelu. Przewidywalny finał nie ratuje sytuacji, a wręcz każe się zastanowić, czy obecnie nie można się pokusić o bardziej finezyjne rozwiązania. Problemem starej Podpalaczki była zbyt bliska obecność Carrie – filmu dość podobnego, również traktującego o nastolatce z mocą. Problemem tegorocznej Podpalaczki jest jej całkowita nijakość.
Nową wersję ekranizacji dzieła Kinga wyjałowiono całkowicie z udanych pomysłów, fabuła jest nudna, a główna bohaterka nie zaskarbia sobie sympatii widza. Jedynym plusem tejże produkcji jest ścieżka dźwiękowa Johna Carpentera, który miał reżyserować oryginalny film, ale został zastąpiony. Tutaj stworzył jedyny element obrazu, który stara się nam na każdym kroku przypominać, że mamy jednak do czynienia z horrorem, a nie tandetnym rodzinnym dramatem z wybuchową córką w tle. Carpenter prezentuje znajome brzmienia, jego muzyka nasuwa skojarzenia z serią Halloween, a także oddaje hołd pewnej epoce horroru, która, mimo że usilnie wskrzeszana przez kolejnych twórców raczej już nie wróci. I dobrze, bo warto iść do przodu, a nie oglądać się za siebie. Na Podpalaczkę nie warto marnować czasu ani pieniędzy.
Ocena: 2/10
Tytuł: „Podpalaczka”
Reżyseria: Keith Thomas
Scenariusz: Scott Teems
Obsada:
- Zac Efron
- Ryan Kiera Armstrong
- Sydney Lemmon
- Michael Greyeyes
- Gloria Reuben
- Kurtwood Smith
- John Beasley
Muzyka: Cody Carpenter, John Carpenter, Daniel A. Davies
Zdjęcia: Karim Hussain
Montaż: Timothy Alverson
Scenografia: Mike Leandro
Kostiumy: Aline Gilmore
Czas trwania: 94 minuty
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus