„Sandman” tom 4: „Pora mgieł” - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 25-05-2022 20:54 ()


Morfeusz kiedyś kochał, kochał tak bardzo, tak narcystycznie, że nie był w stanie znieść odmowy, więc skazał ukochaną na potępienie. Z czasem punkt widzenia na pewne sprawy ulega zmianie. Szczególnie wtedy, kiedy za rodzeństwo ma się przebiegłe Pożądanie i szczerą Śmierć. Oto Kształtujący decyduje się wrócić do Piekła, aby uwolnić Nadę z objęć wiecznego cierpienia i zapomnienia. Wyprawa to śmiertelnie niebezpieczna, lecz to, co zostało postanowione, musi się wydarzyć. Los jest nieubłagany.

Nic nie przeraża mnie w „Sandmanie” bardziej od królestwa Lucyfera, choć zdaję sobie sprawę, że w domenie Morfeusza są koszmary równie straszne, a może nawet i straszniejsze. Włości upadłego anioła mają tę hipnotyczną moc przyciągania do siebie, pochłaniani każdej naszej cząstki. Wszak podążając za tropem myślenia jednego z bohaterów „Pory mgieł” „Piekło to coś, co nosisz w sobie”, a tym samym nie opuścisz go dopóty, dopóki do tego nie dojrzejesz, co może zająć miliardy lat... Nie jest to pocieszająca perspektywa, a jednak ktoś postanowił wreszcie zrobić ten ostateczny krok. Przekroczyć diabelski próg, uwolnić wszystkie istoty zamieszkujące w krainie bólu i zamknąć jej bramy. Gwiazda Zaranna porzuca dotychczasową egzystencję. Demony się wyniosły, umarli wrócili do życia, Nada zniknęła, Pandemonium opustoszało, a klucz do niego trafił w ręce Snu. Oto słodka zemsta za upokorzenie, którego niegdyś doznał Lucyfer („Nadzieja w Piekle”). Dla potępionych nie mogło wydarzyć się nic lepszego, ale zachwianie prawami ustalonymi przed eonami ma swoje konsekwencje. Władcy i posłańcy wielu światów (Odyn Wszechojciec, władca Azów i jego syn Thor oraz Loki Po Niebie Kroczący; Anubis, władca umarłych z Delty Nilu w towarzystwie Bast – pani kotów i Bes – bóstwa domowego; Susano-o-no-Mikoto, pan burzy; Azazel – dawny książę Piekła a wraz z nim Matka Pająków – Merkin i były książę Ósmego Kręgu – Choronzon; Lord Kilderkin i jego niewolnik; Drżąca Jemmy, księżniczka chaosu; Aniołowie Ramiel i Duma; Cluracan z Magicznej Krainy ze swoją siostrą, Nualą) przybywają do Morfeusza w celu uzyskania klucza. Jedni mają na handel informacje, inni pragnienia, a niektórzy groźby. Komu przypadnie przedmiot pożądania, kto wyjdzie z poselskiego starcia zwycięsko, kto zostanie zaciekłym wrogiem pana Śnienia, a kto wykorzysta zamieszanie, by ocalić samego siebie?

Neil Gaiman tworzy diabelną intrygę rozgrywającą się w komnatach utkanych ze snów i koszmarów. Rozbudowuje świat przedstawiony o kolejne wątki i pogłębia portrety psychologiczne bytów o niewyobrażalnej potędze. Paradoksalnie to, co boskie i magiczne, wykraczające poza nasze pojmowanie, jest strasznie maluczkie, małostkowe, irytujące i odrzucające. Oto bogowie, aniołowie, demony, elfy i odwieczne siły rządzące światami wdają się w głupawe dyskusje, upodlają się, ośmieszają, zatracają w przyjemnościach, przegrywają grę o władzę z samymi sobą. Na szczęście nie wszyscy, są bowiem istoty zdające sobie sprawę z powagi zaistniałej sytuacji. A na ich czele znajduje się Morfeusz majestatyczny jak nigdy dotąd. Osiągnięcie stanu godnego naśladowania, ostatniego sprawiedliwego, tego, który widzi więcej i dalej, wiązało się z obnażeniem wpierw własnego żałosnego, pysznego ja.

W rewelacyjnie rozpisanej scenie spotkania braci i sióstr odbywającego się na przyzwanie Losu bliżej poznajemy członków specyficznej rodziny, pełnej niezrozumienia i wzajemnych pretensji, walczącej o dominacje, knującej i ostatecznie nieumiejącej ze sobą rozmawiać (ani się słuchać) w sposób cywilizowany. Godny ich statusu. Gaiman sprowadza Nieskończonych do poziomu przeciętnej ludzkiej familii spotykającej się od święta przy wspólnym stole. To zabawne, obserwować istoty władające najważniejszymi człowieczymi aspektami życia, które upodobniają się rozkapryszonych bachorów, ale też szalenie niepokojące, bo jeżeli gdzieś tam, poza naszą świadomością, służymy jedynie zabawie wielkich i potężnych, to czymże ostatecznie jesteśmy? Na szczęście Gaiman nie jest aż ta pesymistyczny w wymowie. Wzruszające, choć niepozbawione bólu i smutku, zakończenie „Pory mgieł” ponownie ukazuje siłę człowieka, bez którego ten czy inny świat nie miałby racji trwania. Jesteśmy zdolni doceniać, postrzegać i czynić piękno. Zawładnąć duszą Nieskończonego, zmusić go do naprawienia win. Stanąć z nim twarzą w twarz jak równy z równym.

I gdyby tylko to Piekło nie istniało, gdybyśmy nie dążyli do tego miejsca/stanu tak uparcie i chciwie, skupiając się na krzywdzie i cierpieniu… Staczamy się w jego otchłań o dziwacznych kształtach, których sam widok wywołuje w duszy nieopisaną mękę, a Kelley Jones prowadzi nas przez szatańskie posiadłości niczym wierny sługa Lucyfera. Demoniczny przewodnik każący podziwiać druilettowe pejzaże, stawiający kreski w taki sposób, że niemal na własnej skórze czujemy fakturę strachu i zbliżającej się katorgi. Potrafi również Jones odnaleźć w tym królestwie potępionych cnoty najwyższe – nieważne, że oparte na obleśności, odrazie, deformacji i ślepym oddaniu. Bo jeżeli ktoś jest w stanie pójść za swym Panem wszędzie, porzucić wszystko i kochać go całym odsłoniętym sercem, czyż nie jest to godne podziwu? Czy nie jest to właśnie ten pierwiastek nadziei, bez którego Piekło nie miałoby racji bytu?

Wypijmy zatem „Za nieobecnych przyjaciół, stracone miłości, starych bogów i porę mgieł. I niech każdy z nas odda Diabłu, co jego”. Wasze zdrowie Panowie demiurdzy, prawdziwi władcy śnienia kształtujący nasze sny.

 

Tytuł: Sandman tom 4: Pora mgieł

  • Scenariusz: Neil Gaiman
  • Rysunki: Kelley Jones, Mike Dringenberg, Malcolm Jones III, Matt Wagner, Dick Giordano, George Pratt, P. Craig Russel
  • Przekład: Paulina Braiter
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 09.03.2022 r.
  • Wydanie: III
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kreda
  • Objętość: 224 stron
  • Druk: kolor
  • Format: 170x260
  • ISBN: 978-83-281-5486-5
  • Cena: 89,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus