„Hołd dla ziemi” - recenzja

Autor: Piotr Dymmel Redaktor: Motyl

Dodane: 24-05-2022 21:21 ()


„Hołd dla ziemi” Joe Sacco rozpoczyna idylliczna opowieść Paula Andrew, który kreśli obraz życia tzw. Pierwszych Narodów lub, jak sami się określają, Dene („lud”), wspólnoty zamieszkującej dziewicze i surowe obszary Północno-Zachodniej Kanady. Poczynając od sceny narodzin w łodzi, poprzez opis dorastania na łonie natury i życia podporządkowanego rytmowi pór roku, Andrew maluje przed autorem komiksu obraz doskonale funkcjonującej struktury społecznej, która płynnie asymiluje młode pokolenia, angażując je w codzienność wspólnoty, daje praktyczne narzędzia przetrwania i poczucie przynależności poprzez system wierzeń przekazywanym ustnie przez starszyznę. Jest to obraz ludzi silnych, żyjących z ziemi, niezależnych. Wszystko zmienia się wraz z przybyciem samolotu.

Nowy komiks autora „Palestyny” i „Strefy Gazy. Przypisów” to kolejny w dorobku Joe Sacco reportaż o potężnie zakrojonych ambicjach i tematyce, zdawałoby się, odmiennej od tej poruszanej we wspomnianych tytułach, ale to tylko pozór. „Hołd dla ziemi” jest bowiem kolejną kroniką konfliktu, tyle że rozgrywającego się w samym sercu kultury pierwotnej. Dzieje plemion zamieszkujących subarktyczne Terytoria Północno-Zachodnie to opowieść o utraconej i odbudowywanej tożsamości, zmaganiach z piętnem kolonialnej przemocy i trudnej koegzystencji w ramach cywilizacji tzw. białego człowieka. Wszystkie te aspekty Sacco porusza w serii wywiadów, które przeprowadził dzięki admiratorce jego talentu, Shaunie Morgan z miasta Yellowknife. Shauna miała pomysł zorganizowania spotkania autorskiego z Sacco, do którego ostatecznie nie doszło, ale po latach zadzierzgnięta znajomość okazała się bezcenna, gdy autor „Strefy Gazy” postanowił zgłębić temat relacji, jakie łączą rdzennych mieszkańców Północy z przemysłem wydobywczym. Tak się narodził pomysł „Hołdu dla ziemi”.

To, co najbardziej imponuje w tym reportażu to metodyczna konsekwencja, z jaką Sacco maluje zbiorowy portret ludności Dene. W jakimś sensie konstrukcja „Hołdu” przypomina wybitny serial „Prawo ulicy”, który pokazywał, jak jednostkowe dramaty bohaterów są dalekim echem problemów o dużo większej skali, a ich błędy czy życiowe niepowodzenia to w dużej mierze efekt systemowych patologii – edukacji, administracji, służb publicznych itd. Nie inaczej rzecz ma się z „Hołdem dla ziemi”. Po otwierającym komiks wspomnianym rozdziale mającym walor etnograficznego wprowadzenia, w kolejnych kreśli Sacco specyfikę uwarunkowań geograficznych, w jakich przyszło żyć ludom Dene. Na własnej skórze przekonuje się, jak trudnym miejscem są Terytoria Północno-Zachodnie, gdy chce się do nich dotrzeć - zwłaszcza zimą. Uwarunkowania geograficzne i surowy klimat, a w związku z tym małe zaludnienie narzucają określone typy aktywności zawodowej, kulturowych zachowań i życiowych potrzeb.

Kolejne rozdziały to powolne wprowadzenie w główny temat symbolizowany przez rysunek z okładki komiksu, gdzie tytuł albumu przedziela wizualizację skrajnych typów organizacji społecznej – pierwotną od przemysłowej.  Zarysowana opozycja kusi, by już przed lekturą, albo przynajmniej po lekturze pierwszego rozdziału komiksu, opowiedzieć się po jednej ze stron, ale wielkość „Hołdu dla ziemi” polega na tym, że Sacco, będąc wytrawnym reportażystą, po prostu daje ludziom mówić, powstrzymując się przed ferowaniem wyroków. Tym bardziej że problematyka jest bardzo złożona i niejednoznaczna. Komiks Sacco to gorzka lekcja historii o nieodwracalności procesów cywilizacyjnych – o czym doskonale zdają sobie sprawę rozmówcy autora „Hołdu dla ziemi”. Pytaniem zasadniczym jest to, co z tym faktem można zrobić i jak zachować tożsamość w świecie ufundowanym na skrajnie odmiennych wartościach.

Zanim jednak padnie w „Hołdzie dla ziemi” to kluczowe pytanie, wraz z autorem reportażu prześledzimy koleje powolnej utraty niezależności Pierwszych Narodów, niebędących w stanie powstrzymać ekspansji ekonomicznej i opresji kulturowej białej rasy. Dene od pokoleń żyli z ziemi, jednocześnie nie roszcząc sobie do niej praw – zupełnie inaczej niż biali, którzy świat ubierają w traktaty, prawa własności itd. Zgoda na przyjęcie języka „zachodniego” prawodawstwa na początku XX wieku i respektowanie takich reguł gry było wyłomem w światopoglądzie Indian, przez który wkroczyła w ich rzeczywistość zachodnia cywilizacja z całym bagażem propozycji „nie do odrzucenia” – odrębnym systemem religijnym, językiem, kulturą przemysłową i chorobami cywilizacyjnymi typu alkoholizm i narkomania. Wszystkie te zagadnienia Sacco metodycznie opisuje i rozrysowuje w serii precyzyjnych, pieczołowicie kreskowanych rysunków, tworząc wiarygodne portrety rozmówców i życia, jakie wiodą. Bodajże największe wrażenie robią fragmenty „Hołdu dla ziemi” opisujące haniebną działalność kościoła katolickiego, pod którego kuratelą pozostawały tzw. szkoły rezydencyjne – miejsca przymusowej asymilacji indiańskich dzieci. Jak podają źródła - ostatnie tego typu placówki zamknięto w połowie lat 90. ubiegłego wieku. Setki, może nawet tysiące uczniów uciekły z nich lub zmarły, pozostając często ofiarami zupełnie anonimowymi, bo ich śmierci nigdzie nie odnotowywano. Na początku tego roku papież Franciszek przepraszał Pierwsze Narody za tę działalność, ale szkody, jakie wyrządziła instytucja szkół rezydencyjnych, są głębokie i praktycznie niemożliwe do naprawienia. Rozmówcy Joe Sacco, „wychowankowie” owych szkół, są w dużej mierze pokoleniem straconym, niezdolnym do projektowania przyszłości, dręczonym traumami, plagą alkoholizmu i uzasadnionej goryczy. Temat jest złożony, można go pogłębić, sięgając po książkę polskiej autorki Joanny Gierak-Onoszko „27 śmierci Toby'ego Obeda”. Dodam jedynie, że o skali krzywd niech świadczy fakt, że ciężar prac nad odzyskiwaniem tożsamości plemiennej wzięły na siebie pokolenia najstarsze i najmłodsze, gdyż pokolenie ich rodziców zostało przez opresyjny system edukacji szkolno-religijnej pozbawione własnego języka, aspiracji i narzędzi krytycznych. Ba, część tych ludzi na tyle została kulturowo przeformatowana, że swoją tożsamość identyfikują z kulturą białych.

Drugi potężny temat poruszany w „Hołdzie dla ziemi” to wspomniana wcześniej zależność ludów Dene od przemysłu wydobywczego. I znów, wydawałoby się, że jest to zagadnienie, przy którym łatwo o proste diagnozy. Nic z tych rzeczy, bo lektura „Hołdu dla ziemi” pokazuje wieloaspektowość problemu. Z jednej strony oczywistą dewastację przyrody, którą niesie ze sobą metoda wydobycia głęboko ukrytych złóż ropy poprzez szczelinowanie – z drugiej – w przemyśle wydobywczym i wszystkim, co go napędza, są pieniądze i praca, o którą na Północy niezwykle trudno. Pomysłów na wygranie tej zależności jest tyle, ilu rozmówców Joe Sacco. Zresztą, problem przemieszczania się kapitału i migracja produkcji itd. jest od dawna problemem globalnym, z którym borykają się choćby bohaterowie nagrodzonego Oskarami filmu „Nomadland”. Dość szybko czytelnik zdaje sobie sprawę, że „Hołd dla ziemi” wykracza dużo dalej poza próbę opisu problemów pewnej społeczności, bo tematy, z którymi borykają się ludy Dene są tak uniwersalne, jak metody odzyskiwania wspólnotowej tożsamości i wybijanie się na niezależność w czasach globalnych kryzysów. Produkcja własnej żywności, nauka rzemiosła, wzmacnianie roli kultury i oddolna samoorganizacja to narzędzia, które wydają się jakąś alternatywą wobec systemowego bezrobocia czy zależności względem państwa regulującego społeczne dysfunkcje obywateli i niepewność na rynku pracy systemem różnego rodzaju zasiłków i zapomóg.

O tym właśnie jest „Hołd dla ziemi”, komiks gorzki, ale pozbawiony taniego sentymentalizmu czy nostalgii. Rozmówcy Joe Sacco to ludzie przytomni, świadomi cywilizacyjnych zmian, szukający swojego miejsca w świecie. Jest tutaj miejsce na żart, ironię, dystans, który być może bierze się z przekonania żywionego przez niektórych bohaterów, że czasy, gdy człowiek był blisko ziemi, mogą powrócić. A że nosicielami tej wiary jest najmłodsze pokolenia Dene, wydaje się tym bardziej budujące. 

Trudno przykładać do publikacji takich jak „Hołd dla ziemi” recenzenckie kryteria ocen, bo jest to komiks zbyt ważny, by przejść nad nim do porządku i ustawiać w jakiejś hierarchii istotności. Jest ważny i tyle. Na pewno trzeba jednak podkreślić kolosalną pracę, jaką wykonał w wymiarze plastycznym Joe Sacco. Autor świadomy bycia zaproszonym do świata, którego istnienie podtrzymuje wysiłek niezliczonej ilości ludzi dobrej woli, odwdzięcza się wysiłkiem równie wielkim, co przejawia się w pieczołowitości rysunków i mnogości spisanych historii. I nawet niekomfortowy, bardzo mały rozmiar tekstu jakoś tu pasuje, bo narzuca percepcję odbioru (komiks trzeba czytać z bliskiej odległości), pozwalając jeszcze bardziej docenić maestrię rysunków Sacco, skupionych na detalu, bardzo realistycznych.

„Hołd dla ziemi” to bardzo rzetelnie skonstruowany wielowarstwowy i wnikliwy reportaż, który, jak każda dobra literatura zawsze opowiada historię nas samych, nawet jeśli dotyczy ludów kanadyjskiej Północy.

 

Tytuł: Hołd dla ziemi

  • Autor: Joe Sacco
  • Tłumaczenie: Agnieszka Matkowska
  • Wydawca: Timof Comics
  • Data publikacji: 21.02.22 r. 
  • ISBN: 978-83-66347-70-0
  • Format: 185X260
  • Oprawa: twarda
  • Liczba stron: 272
  • Druk/barwność: czerń i biel
  • Zalecane dla odbiorcy: Młodzież i dorośli
  • Komiks nr 359
  • Wydanie: I
  • ISBN: 978-83-66347-70-0
  • Cena: 110 zł

Dziękujemy wydawnictwu Timof i cisi wspólnicy za udostępnienie egzemplarza. 


comments powered by Disqus