Jamie Delano „Hellblazer” tom 2 - recenzja
Dodane: 13-04-2022 21:23 ()
Trudno o bardziej ryzykowne zajęcie niż, ujmując rzecz kolokwialnie, babranie się w bagnie okultyzmu. A jednak John Constantine niemal od kołyski lgnął ku tej sferze niczym muchy ku pochodnej procesów wydalniczych (zob. „Hellblazer Briana Azzarello” tom 1). Tego typu fascynacje mają swoje konsekwencje; na ogół dotkliwe i problematyczne, w tym m.in. wiążące się z koniecznością natychmiastowej zmiany trybu życia oraz unikaniem stróżów prawa. Tak się sprawy mają właśnie w przypadku bohatera tej serii.
Zostaje on bowiem uznany za sprawcę mordów w „rycie” satanistycznym, o czym ogół społeczeństwa zostaje poinformowany m.in. za sprawą poczytnych bulwarówek. Zszokowanemu Johnowi nie pozostaje zatem nic innego jak w trybie natychmiastowym ewakuować się ku zdecydowanie mniej zaludnionym obszarom, „modyfikując” jak bardzo to możliwe swoją powierzchowność. Stąd pojawienie się u wspomnianego gęstego zarostu oraz zastąpienie znoszonego prochowca nieco mniej typowym dlań odzieniem. Co jednak najważniejsze protagonista tej najbardziej żywotnej serii w dziejach linii wydawniczej Vertigo (bo liczącej sobie trzysta epizodów) przyłącza się do wędrownej grupy tzw. eko-świrów. To właśnie w tej wspólnocie epigonów rewolucji hipisowskiej John odnajduje względnie bezpieczną przystań w swojej rozpisanej na mnogość zwrotów akcji życiowej podróży. Jak jednak przystało na komiksowe przedsięwzięcie wyrosłe przecież na konwencji superbohaterskiej, to jedynie przysłowiowa cisza przed burzą. Do tego z gatunku wszechogarniających i redefiniujących status przynajmniej (choć być może nie tylko) ziemskiej sfery egzystencjalnej. Przy czym niekoniecznie na lepsze, jako że uczestnikiem w owych paranormalnych zapasach okazać się może istota, wobec której najbardziej nawet odstręczające byty rodem z kart okultystycznych bestiariuszy jawią się niczym namiastki faktycznego zagrożenia…
Jak zatem widać, John Constantine na nudę narzekać zdecydowanie nie może. Mało tego, ma on do czynienia z wyzwaniem porównywalnym z jego debiutem w miesięczniku poświęconym Potworowi z Bagien. Przysłowiowa stawka jest zatem bardzo wysoka, a odpowiadający za skrypt „Maszyny strachu” (tj. opowieści, w której zawarto udział rzeczonego w zmaganiach z owym dojmującym zagrożeniem) sprawnie i bez znamion choćby śladowej fuszerki zrealizował owo w swojej klasie epickie założenie. Dla części czytelników odchowanych na bliższych nam chronologicznie produkcjach być może formuła narracji wyda się pod względem przyjętego tu modelu nieco zbyt przytłaczająca. Jak bowiem przystało na powstające u schyłku lat 80. realizacje ówczesnego Vertigo (choć gwoli ścisłości nazwa ta pojawiła się kilka lat później), także Delano nie szczędził rozbudowanych opisów oraz partii dialogowych. Jednak z perspektywy czytelnika pokroju piszącego te słowa tę okoliczność wypada potraktować w kategorii waloru, środka stylistycznego udatnie poszerzającego ramy świata przedstawionego oraz pogłębiającego osobowościową złożoność zarówno głównego bohatera, jak i wybranych przez autora postaci.
Ponadto zachowano pierwotną formułę konceptu Constantine’a i stąd zjawiska paranormalne są stosownie wyakcentowane. Znalazło się miejsce także dla lansowanej w toku wspomnianej chwilę temu dekady kontestacji konserwatyzmu w odmianie reprezentowanej przez Margaret Thatcher, swoistej „cioci samo zło” w postrzeganiu osobników takich jak Alan Moore czy Grant Morrison. Nie wypadało zatem, aby z tak przyjętej linii wyłamywał się autor scenariuszy do niniejszej serii. Jest w tym swoiście pojmowana konsekwencja; aczkolwiek owa zajadłość w wykonaniu materialnie dobrze sytuowanych osobników pozujących na społecznych wrażliwców niepozbawiona jest także niezamierzonej autoparodii. Niemniej wzmiankowana „Maszyna strachu”, podejmująca motyw tajnych (a przy okazji bardzo wpływowych) stowarzyszeń okultystycznych zmierzających do przepoczwarzenia się naszej rzeczywistości w piekło na Ziemi, została zrealizowana z pełnym powodzeniem. Do tego także w wymiarze plastycznym, jako że w tej inicjatywie uczestniczyli z brawurą wręcz odnajdujący się w poetyce wczesnego Vertigo Mark Buckingham i niezmiennie znakomity Alfredo Alcala.
To zresztą nie wszystko, co oferuje niniejszy, grubo ponad czterystustronicowy zbiór. Znajdziemy tu bowiem także przedruk jedynego w dziejach tej serii „rocznika”, a w nim zaś obowiązkową w przypadku twórców wywodzących się z Wysp Brytyjskich reinterpretację tradycji mitycznych związanych z osobą Artura Pendragona. Na szczególną jednak uwagę zasługuje zaprezentowana pierwotnie w dwóch odsłonach (a przy tym jako wydanie specjalne, poza numeracją regularnej serii) „Horrorystka”. Choćby już z tego względu, że za jej zilustrowanie odpowiadał David Loyd, współtwórca jednej z najważniejszych prac w dorobku przywoływanego Alana Moore’a, tj. „V jak Vendetty”. Pomyślana pierwotnie jako swoisty „powrót na moment” Jamiego Delano do realiów przedstawionych, na których ów autor odcisnął trwałe piętno („Horrorystka” trafiła do dystrybucji kilka lat po opuszczeniu przezeń „pokładu” miesięcznika) okazała się jedną z najbardziej udanych fabuł w jego zawodowej karierze.
Druga okazja do rozpoznania dokonań Jamiego Delano w ramach jego twórczego stażu przy miesięczniku „Hellblazer vol.1” potwierdza talent i twórczą biegłość tego autora oraz uzasadnione pochwały formułowane pod jego adresem w kontekście tej właśnie realizacji. Nie bez znacznej dozy prawdopodobieństwa pokusić się zatem można o przypuszczenie, że niezgorzej sprawy będą się miały także przy okazji tomu konkludującego ów dorobek.
Tytuł: Jamie Delano „Hellblazer” tom 2
- Tytuł oryginału: „Jamie Delano Présente Hellblazer, Volume II”
- Scenariusz: Jamie Delano
- Szkic i tusz: Richard P. Rayner, Mike Hoffman, Marc Buckingham, Bryan Talbot, Ron Tiner, David Loyd Alfredo P. Alcala
- Kolory: Lovern Kindzierki, Thomas J. Ziuko
- Ilustracje na okładkach wydania zeszytowego: Kent Williams, David Lloyd, Dave Mckean
- Projekt graficzny albumu: Pascal Chirat
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Jacek Żuławnik
- Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
- Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
- Data publikacji wersji oryginalnej: 26 czerwca 2020 r.
- Data publikacji wersji polskiej: 10 listopada 2021 r.
- Oprawa: twarda
- Format: 17,5 x 26,5 cm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 464
- Cena: 129,99 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięczniku „Hellblazer vol.1” nr 14-24 (grudzień 1988-listopad 1989), „The Horrorist” nr 1-2 (grudzień 1995-styczeń 1996) oraz „Hellblazer
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus