Recenzja antologii "Czarna msza t. II"

Autor: Inken Redaktor: druzila

Dodane: 23-08-2007 11:39 ()


Z przyjemnością sięgnęłam po drugi tom „fabrycznego" almanachu rosyjskiej fantastyki. Nawet okładka nie była w stanie mnie odstraszyć, bo znając pierwszy tom spodziewałam się ciekawej zawartości. Wstęp informował, że Fabryka Słów postanowiła zacząć tę serię wydawniczą, w której miały znaleźć się również teksty publicystyczne. W poprzedniej części ich nie było, natomiast tutaj jest, a dokładniej są - dwa teksty polemiczne.  Mimo że znajdują się na końcu książki, pozwolę sobie zacząć od nich. Dotyczą w szczególe wyróżnionego nagrodami opowiadania Siegieja Siniakina „Mnich na skraju Ziemi", a w ogóle kondycji rosyjskiej science-fiction. Napiszę krótko - Rosjanie za bardzo nie różnią się od Polaków (albo my od nich) i potrafią dogryzać sobie jak nasi, przy czym zachowują się nadal kulturalnie. Niejedna podobna debata toczyła się już na łamach polskich miesięczników, a ostatnią z nich jest chociażby polemika wywołana przez Jacka Dukaja („Krajobraz po zwycięstwie, czyli polska fantastyka AD 2006", NF 1/2007). Jedyne, czego mi brakuje w tekstach publicystycznych w Almanachu, to informacja o tym, kiedy zostały one napisane. Z jednej strony Paweł Amnuel wspomina nagrodę Interpresskon-2000 jakby była to nagroda dla niego tegoroczna, z drugiej zaś na początku antologii znajduje się copyright na ten tekst z roku 2007, a z trzeciej znów opowiadanie „Mnich na skraju Ziemi" zostało wydane w Polsce w antologii rosyjskiej wydawnictwa Solaris „Zombi Lenina" na początku 2005 roku. Przydałoby się umieszczenie pod tekstami publicystycznymi daty powstania, nie wymagam na razie miejsca publikacji, chociaż z wypowiedzi Łukina wnioskuję, że tekst Amnuela został zamieszczony w Internecie.

Przechodząc do opowiadań zamieszczonych w antologii, to o ile w pierwszym tomie miałam swojego faworyta, o tyle w drugim ciężko wybrać tekst, który podobałby mi się najbardziej.

 

Władimir Wasiliew „Niańka"

Do tego opowiadania podchodziłam jak pies do jeża. Przede wszystkim dlatego, że bardzo nie lubię wykorzystywania motywów wymyślonych przez innych autorów, nawet jeśli wyrazili oni na to zgodę. W tym wypadku jest to wiedźmin Geralt walczący ze zdziczałymi maszynami, a zgodę wyraził Sapkowski. Pojawia się nawet podopieczna Geralta o znajomo brzmiącym imieniu Cynthia. Na szczęście nie było tak źle, jak to może wynika ze streszczenia. Wasiliewowi udało się napisać opowiadanie, które, owszem, fabularnie jest bardzo podobne do kilku opowiadań Sapkowskiego, ale postać Cynthii jest tutaj najważniejsza i to ona wydaje się dodawać uroku opowiadaniu.

A było to tak... Geralt otrzymał zlecenie zaopiekowania się bogatą pannicą - Cynthią właśnie - i nauczenia jej kilku wiedźmińskich zasad. Zlecenie zostało zaaprobowane, a wręcz lekko wmuszone przez Wesemira, więc Geralt zrobił co mu kazano. A w czasie spędzonym z wiedźminem Cynthia nauczyła się trochę o życiu poza murami willi i zrozumiała co nieco na temat samej siebie.

Czy taki zarys fabuły sugeruje odkrywczy tekst? Niekoniecznie, jednak mimo braku tej odkrywczości warto przeczytać opowiadanie Wasiliewa.

Ale ja i tak wolałabym bardziej... autorskie opowiadanie. W końcu jak nie wykorzystanie motywów z Wiedźmina, to współpraca z Łukjanienką („Dzienny patrol").

 

Oleg Diwow „Dynks Billy'ego"

To jest przykład opowiadania, jakie lubię. Autor najpierw wrzuca czytelnika w akcję. Niekoniecznie jest to wir wydarzeń, w tym wypadku dopiero ich początek. Ale nic nie jest wytłumaczone, dopiero stopniowo padają odpowiedzi na pytania, które przychodzą do głowy czytelnikowi. Informacje dotyczące świata i wydarzeń przeszłych nie są podane jak na wykładzie, tylko zręcznie wplecione w fabułę. A na początku wcale nie wiadomo, kim są bohaterowie, Wanja i Billy, na czym polega ich siła, ani czego się po nich spodziewa ich pracodawca. Po prostu dwaj kurierzy zamarudzili w małym amerykańskim miasteczku, a szeryf postanawia wykorzystać ich obecność i skłonić do pomocy w poszukiwaniach, o których sam ma przekonanie, że są już niepotrzebne. W między czasie dowiadujemy się, że człowiek przestał osobiście eksplorować kosmos. Dlaczego?

Świat przedstawiony mimo rozwiniętej techniki nie może być chyba aż tak daleki od dnia dzisiejszego, bo małe miasteczko nadal jest bardzo małomiasteczkowe. A może to właśnie normalne dla takich miejsc, że się uchowały nawet w czasach szybkiego rozwoju technologicznego i bezzałogowej eksploracji Księżyca? Z drugiej strony państwa nadal istnieją i tak samo istnieją stereotypy dotyczące walki i konkurencji Rosji z USA.

To, co najbardziej poruszyło mnie w tym opowiadaniu, to smutna historia ukrywająca się w przeszłości bohaterów, którzy przez wszystkich postrzegani są jako twardziele. Owszem, są twardzielami, ale mają chwile ludzkich odruchów. Smutek, który się za nimi ciągnie, niespełnione marzenia, beznadzieja ich sytuacji i tylko cień wiary, że może kiedyś to się zmieni, to wszystko sprawia, że bohaterowie nabierają wiarygodności. Aż chce się wiedzieć, co było później, po ostatniej kropce opowiadania.

 

Wiera Kamsza „Płomień Eterny"

Opowiadanie, a właściwie nowela, w bardzo subtelny sposób wprowadza czytelnika w świat przedstawiony. Narracja sprawia, że już od pierwszych stron wydarzenia wciągają i zachęcają do dalszej lektury. „Płomień Eterny" to fantasy i to bardzo przekonywujące fantasy, chociaż przyznam, że do ostatniej chwili broniłam się przed uznaniem, że w noweli występuje działalność sił nadnaturalnych.

Bohaterami są bracia z królewskiego rodu. Było ich czterech, ale najstarszy - Anesti - niedawno zginął, władzę sprawuje jego młodszy brat Eridani. Trzeci pod względem starszeństwa Rinaldi jest bardzo porywczy i kochliwy, a najmłodszy - Ernani - nie ma szans na przejęcie władzy ponieważ jest niepełnosprawny.

Czy komuś mylą się te imiona? No cóż, w tym miejscu przyznaję szczerze, że mnie się myliły.

Najmłodszy Ernani wraz ze swoim nauczycielem rysunku Diamni Koro są świadkami tego, jak Beatrice Borrasca domaga się sprawiedliwości za to, że Rinaldi więził ją i gwałcił póki nie zaszła w ciążę. Ponieważ dziewczyna należy do wysokiego rodu ze względu na pochodzenie męża, oskarżenie ma groźne konsekwencje dla Rinaldiego - od odsunięcia od władzy po karę śmierci. Jednak młody następca tronu uważa się za niewinnego choć dowody przemawiają przeciwko niemu. W dociekaniu prawdy największą rolę odgrywa Diamni Koro, który nigdy nie lubił oskarżonego.

Czy to brzmi jak kryminał? Być może, ale przedstawiony jest w bardzo przyjemny sposób, a wplecione w fabułę znaczenie malarstwa dodaje miłego smaczku, mimo że wydaje się momentami odrobinę naiwne. Ciekawym motywem jest umieszczenie w świecie przedstawionym bóstw, które odeszły. Przypomina to trochę uśpionych bogów z opowiadania „Przebudzenie" Roberta M. Wegnera (SFFiH 17, 18).

Nowela „Płomień Eterny" jest prologiem do cyklu „Odblaski Eterny", z którego w Polsce wydano pierwszą część, „Czerwień na czerwieni", a w Rosji cztery tomy. Na podstawie noweli zaprezentowanej w almanachu podejrzewam, że sięgając po książki z cyklu, można spodziewać się fantasy na porządnym poziomie, chociaż nie jest to raczej dzieło rzucające na kolana czy zmuszające do długich przemyśleń.

 

Jelena Pierwuszyna „Czarna msza Arkanaru"

Przyznam, że to krótkie opowiadanie wywołało u mnie mieszane uczucia. Pisane jest nierówno, to znaczy akcja nie jest rozłożona równomiernie w czasie. Część wydarzeń opisana jest dokładnie jak w opowiadaniach fantasy się zwykło robić, część potraktowana jest bardzo skrótowo. Pojawiają się przeskoki, które nie od razu są zrozumiałe, a rozmowa, która chyba miała wszystko wytłumaczyć, stawia jedynie dodatkowe znaki zapytania. Opowiadanie nie jest łatwe i przyjemne, a fakt, że jego tytuł został częściowo wykorzystany jako tytuł całej antologii o czymś z pewnością świadczy (poza tym, że z wszystkich tytułów jest najbardziej marketingowy).

Wydaje się, że narracja jest poszatkowana tak, jak poszatkowane są zasady rządzące światami przedstawionymi. Bo to nie jest takie zwykłe fantasy, jakby się mogło z początku wydawać. I nawet tytułowa czarna msza nie jest aż tak odstająca od zwykłych ram fantasy (podobną scenę można było przeczytać w „Kodzie Leonarda da Vinci" Dana Browna, chociaż to akurat nie jest fantasy... chyba). W każdym razie narracja „Czarnej mszy Arkanaru" zdaje się odpowiadać wydarzeniom i ich ustawieniu w czasie, jeśli można tak napisać nie zdradzając za wiele z fabuły. Opowiadanie daje trochę do myślenia, ale wciąż nie jestem pewna, czy można nazwać je wybitnym. Może raczej dyplomatycznie stwierdzę, że ma potencjał.

To wszystko jeśli chodzi o opowiadania i publicystykę. Pozwolę sobie jeszcze zwrócić uwagę na notki o autorach. Pomijając fakt, że wyjaśniają kto jest kim i co napisał (informacje ważne dla czytelnika podobnie jak ja nie obeznanego z rosyjskim rynkiem), niektóre notatki są napisane z przymrużeniem oka. Przyjemniej się je czyta niż same suche fakty.

Nie wolno zapomnieć jeszcze o tłumaczach. Gdyby nie ich staranna praca, opowiadania nie byłyby napisane tak wciągającym językiem. Nigdy dość pochwał dla tłumaczy, chyba najmniej docenianych osób pracujących nad książką. Podobnie jeśli chodzi o ilustratorów, bo pomijając fakt, że nie zawsze utrafi się w gust, to jednak ilustracje ożywiają książkę. Choć przyznam, że nie wszystkie do mnie przemówiły i nie wszystkie zdawały się pasować do „swoich" opowiadań.

 

Tytuł: „Czarna msza. Almanach rosyjskiej fantastyki 2"

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Rok wydania: 2007

Wymiary: 125 x 195

Liczba stron: 512

Oprawa:  miękka

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...