Rozmowa z Franciszkiem Piątkowskim, twórcą „Powiernika”

Autor: Błażej Pasternak i Krzysztof Księski Redaktor: Motyl

Dodane: 22-02-2022 21:02 ()


 

Rozmowa z Franciszkiem Piątkowskim, twórcą „Powiernika”.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z książkami?

Moja przygoda z książkami zaczęła się zapewne podobnie jak u sporej części osób z mojego pokolenia czterdziestolatków, czyli od książeczek z wierszami Jana Brzechwy i „Lokomotywą” Juliana Tuwima. Z wczesnego dzieciństwa pamiętam jeszcze do dziś „Lato w Dolinie Muminków” Tove Jansson, „Kanapony” Kossakowskiej i Galewicza oraz „Bromba i inni” Macieja Wojtyszki. Potem były komiksy „Kajko i Kokosz”, „Tytus, Romek i A’tomek”, „Thorgal”, następnie był Karol May, Julius Verne, Alfred Szklarski i jego Tomki, a później wszystko, co ciekawego wpadło w ręce.

Kiedy sięgnąłeś po fantastykę? Co to było?

Po fantastykę po raz pierwszy sięgnąłem w siódmej klasie szkoły podstawowej i zacząłem od razu z górnej półki (o czym wtedy nie miałem jeszcze nawet pojęcia), bo był to „Władca Pierścieni” Tolkiena. Idąc za ciosem, przeczytałem też „Hobbita” i „Silmarillion”. Następnie płynnie przeszedłem do kolejnych, absolutnych klasyków. „Przerobiłem” Sapkowskiego, większość książek ze „Świata Dysku” Pratchetta, potem książki Eddingsa, Hobb, Holdstocka, Łukjanienki, Martina i już mi tak zostało do dziś z tą fantastyką.

Skąd zainteresowanie słowiańską przeszłością i bliskość z rodzimowierstwem słowiańskim?

Impuls był całkowicie prozaiczny. Był rok 2005 i będąc wówczas w Warszawie i wykorzystując kilka wolnych chwil, poszedłem do kina na film „Stara Baśń”. Spodobał mi się klimat i tajemnica spowijająca wierzenia naszych słowiańskich przodków, więc zacząłem grzebać w internecie. Tak natrafiłem na strony o słowiańskiej mitologii, demonologii, odnalazłem na półkach w domu rodzinnym książki o tej tematyce i zostałem całkowicie pochłonięty przez ten świat. Siłą rzeczy trafiłem również na współczesnych wyznawców dawnych słowiańskich wierzeń, czyli rodzimowierców. Po pewnym czasie zrozumiałem, że to jest mój świat, moja pasja i moja wiara.

Jaką książkową dotyczącą mitologii słowiańskiej byś polecił laikowi?

Od strony naukowej i popularnonaukowej osobom zainteresowanym wierzeniami, mitologią i demonologią słowiańską polecam na początek w szczególności „Mitologię Słowian” Aleksandra Gieysztora oraz „Religię Słowian” Andrzeja Szyjewskiego. Ponadto „Polską demonologię ludową” Leonarda Pełki i „W kręgu upiorów i wilkołaków” Bohdana Baranowskiego oraz serię książek popularyzatorskich Rafała Merskiego. Od strony beletrystycznej „Dary Bogów” Witolda Jabłońskiego, „Drzewo” Łukasza Wierzbickiego i oczywiście moje „Uniwersum Powiernika”

Jesteś praktykującym adwokatem, jak to się stało, że zacząłeś pisać i wydawać?

Oprócz bycia praktykującym adwokatem jestem też praktykującym rodzimowiercą i żercą w jednej z grup rodzimowierczych, dlatego piękny i bogaty świat słowiańskich wierzeń jest moim światem, życiem, codziennością. W czasach kiedy zacząłem pisać pierwszą książkę, czyli „Powiernika”, a było to ponad 10 lat temu, w zasadzie nie istniała w przyrodzie półka z napisem „Fantastyka słowiańska”. Nie był to temat zbyt popularny, „nośny”, może nawet lekko pogardzany. Nie było takich opowieści, gdzie mógłbym poczytać o naszych Bogach i demonach. Jednocześnie pragnąłem, aby ci Bogowie i demony słowiańskie pojawiły się „tu i teraz”, w naszym świecie. Postanowiłem więc, że sam sobie opowiem taką historię. I zacząłem pisać. Tak powstały pierwsze zdania w „Powierniku”. Gdy po pięciu latach książkę miałem właściwie ukończoną, dzięki staraniom mojej żony Karoliny i przyjaciół, i bez mojej wiedzy, wydrukowane zostało pierwsze sto egzemplarzy „Powiernika”, które dostałem w prezencie na czterdzieste urodziny. Kiedy po tygodniu książki mi się zupełnie rozeszły, zamówiłem dodruk, który rozszedł się po dwóch tygodniach. I tak zaczęła się historia „Uniwersum Powiernika”, na które składa się już pięć książek, a kolejne są w pisaniu. Pojawiły się już gadżety dedykowane dla tego uniwersum – boxy, koszulki, bluzy, tworzą się audiobooki i ebooki. Świat Powiernika rozwija się w tempie, które jest dla mnie ogromną radością i niesamowitym zaskoczeniem.

Jak łączysz pracę jako adwokat z pisaniem?

Dosyć ciężko łączy mi się oba zawody, wręcz mogę powiedzieć, że one się nieco rozmijają. Staram się po prostu „wydzierać” ze zwykłego dnia pracy czas na szlifowanie przeróżnych spraw związanych z rozwojem Uniwersum, a sama praca twórcza możliwa jest dzięki mojej żonie, która dzielnie znosi moją literacką pasję i pozwala mi od czasu do czasu na wyjazdy w „dzicz”, czyli w niemalże odcięte od świata i zdobyczy cywilizacji miejsca, gdzie przez całe dnie pracuję nad kolejnymi książkami. Czasami jednak zawód adwokata pomaga mi w sprawach „okołoksiążkowych”, czyli wystąpieniach publicznych na spotkaniach autorskich, w kontaktach z czytelnikami na targach książki czy konwentach. Czasem jest nawet kopalnią tematów do niektórych, mrożących krew w żyłach historii i wątków z Uniwersum.

Jak powszechnie wiadomo, faktyczna wiedza dotycząca wierzeń słowiańskich na naszych ziemiach jest dość uboga i zatarta w większości przez kościół katolicki. Co było inspiracją do podjęcia się pisania o temacie, o którym nauka nie może poszczycić się zbyt dużą bibliografią w większości opierającą się na domysłach i eksporcie wierzeń z terenu Bałkanów, Białorusi, Ukrainy czy Rosji?

Inspiracją do pisania w nurcie słowiańskiej fantastyki była moja fascynacja życiem i wierzeniami naszych przodków oraz przebogatą kulturą zachowaną w naszym rodzimym folklorze. W pewnym momencie sam zacząłem określać się jako rodzimokulturowiec, następnie rodzimowierca. Jednocześnie zacząłem odkrywać, że wbrew pozorom ta wiedza o mitologii słowiańskiej nie jest tak uboga, jak się powszechnie wydaje. A słowiańska demonologia jest wręcz przebogata. I tę wiedzę staram się „przemycić” pod strzechy i zaszczepić ją u moich czytelników. Ogromnie się cieszę, że mi się to udaje.

Którzy twórcy są dla Ciebie autorytetem, inspiracją i dlaczego?

Moim niedoścignionym mistrzem jest Carlos Ruiz Zafon, którego podziwiam za umiejętność budowania niesamowitego klimatu tam, gdzie pozornie trudno się go doszukać, mistrzowskie konstruowanie kwiecistych, barokowych wręcz, ale nigdy nienużących zdań i wylewający się z jego książek realizm magiczny. Poza tym Siergiej Łukjanienko, który zaszczepił we mnie atencję do urban fantasy, George Martin, ale nie za ciągnącą się jak glut „Pieśń Lodu i Ognia”, tylko za zasianie we mnie miłości do opowiadań, bo opowiadania Martina uwielbiam. Terry’emu Pratchettowi wdzięczny jestem za humor, a Robertowi Wegnerowi za przywrócenie wiary w polską fantastykę, a Howardowi Lovecraftowi za klimat.

Jak bardzo twoje osobiste wierzenia i przekonania rzutują na prozę, którą piszesz?

Moje wierzenia i przekonania w oczywisty sposób rzutują na moją prozę. Właściwie jest ona odbiciem moich przekonań, mojej wiary i staram się do niej także „przemycać” nieco mojej filozofii życiowej. Poza tym staram się w moich książkach przedstawiać słowiańskie wierzenia, Bogów i demony w sposób naukowo i wierzeniowo przyjęty, co powoduje, że dbam o merytoryczną stronę tego, o czym piszę i czasem serce mnie boli, kiedy widzę, jak niektórzy twórcy, szczególnie filmowi, tę merytoryczną treść mają gdzieś, bo pasuje im do intrygi „fajna” nazwa demona lub ciekawe imię Boga. Powstają potem z tego różne dziwne „quasi-słowiańskie” potworki, niemające w istocie żadnego umocowania w jakimś głębszym kontekście, a nawet sensie.

Czy seria „Powiernik” jest transkrypcją twoich marzeń?

Faktycznie, Uniwersum Powiernika jest w zasadzie transkrypcją moich marzeń. Kiedyś przyjaciel powiedział mi, że opisuję świat nie taki, jaki jest, ale taki, jaki chciałbym, żeby był. I tak jest w istocie. Wprawdzie opisuję nasz świat „tu i teraz” - Lublin, miasto, w którym żyję, miejsca na Lubelszczyźnie i w Polsce, ale jednocześnie zasiedlam ten nasz świat słowiańskimi Bogami i demonami.

Czy  planujesz napisać książkę z innego gatunku niż słowiańskie fantasy?

Na razie Uniwersum Powiernika tak głęboko mnie wciągnęło, że nie jestem w stanie stwierdzić, czy kiedykolwiek porzucę słowiańszczyznę i wyruszę w inne rejony literackie. Mam też jeszcze sporo planów do zrealizowania w Uniwersum. Kto wie? Może kiedyś chwycę się za coś zupełnie innego? Na razie takich planów nie mam. Za dużo ich mam w świecie, który obecnie opisuję.

Skąd pomysł na okładki twojej serii?

Wszystkie okładki do Uniwersum Powiernika projektuje nieoceniona Marta Żurawska i to są jej pomysły, które w zasadzie tylko akceptuję. Rzecz w tym, że kiedy wysyłam Marcie tekst, żeby przeczytała i pomyślała nad jego zilustrowaniem (bo Marta tworzy również ilustracje do Uniwersum) lub zaprojektowaniem okładki, to po pewnym czasie otrzymuję od niej projekt tak bardzo „trafiony”, że biorę go w całości. Marta po prostu czyta mi w myślach.

Jak radzisz sobie z promocją powieści jako samowydawca?

Jestem samowydawcą, więc także i promocja Uniwersum spoczywa na mojej głowie. Jednak jest to dla mnie niesamowita przygoda i pasja. Dzięki temu mam niesamowity kontakt z czytelnikami, fantastyczny odbiór i feedback moich książek, cieszą mnie pozytywne opinie i recenzje mojej twórczości, a spotkania autorskie, targi czy konwenty, na których pojawiam się regularnie, dają mi tak ogromny ładunek pozytywnej energii, że w tej chwili nie jestem w stanie bez tego żyć. Cały proces wydawniczy od postawienia pierwszej litery do promocji książki i wręczenia jej czytelnikowi jest czymś absolutnie fantastycznym.

Co Cię najbardziej motywuje do pisania?

Najbardziej motywuje mnie do pisania moja rodzina: żona, córeczki i mama, które stoją za mną murem, cieszą się z mojej pasji literackiej i niesamowicie mnie wspierają oraz oczywiście czytelnicy, od których otrzymuję tak niewiarygodny ładunek wsparcia i dobrych słów, a nawet czynów, że mimo że jestem pisarzem, to nie jestem w stanie opisać, jak bardzo motywuje mnie to do dalszego tworzenia.

Dla ludzi, w jakim wieku są przeznaczone Twoje książki?

Uniwersum Powiernika przeznaczone jest w zasadzie dla dorosłego czytelnika, ale wiem, że czytają moje książki już nastolatki. A że dostaję takie informacje od rodziców tych nastolatków, to wiem, że wszystko jest pod właściwym nadzorem. Nie będę udawał. Nie posługuję się grzecznym językiem, zatem takiego języka używam również w książkach. Nie lukruję rzeczywistości.

Czy nie sądzisz, że polski rynek jest lekko przesycony słowiańską fantasy? Jak to odbierasz?

Nie wydaje mi się, żeby rynek był przesycony słowiańską fantasy. Mam wręcz wrażenie, że jeszcze jest dla niej sporo miejsca na tym rynku. Świadczy o tym choćby dzisiejszy niesamowity boom na słowiańskie motywy, i to nie tylko w literaturze, który nie tylko się nie kończy, ale wręcz ciągle nabiera rozmachu. Kiedy zaczynałem pisać Powiernika, prawie nikt nie zajmował się tym nurtem. Moda na słowiańszczyznę zaczęła się pojawiać około czterech – pięciu lat temu i wciąż zwyżkuje. Okazuje się, że nawet uznani autorzy piszący dotąd w innych gatunkach literackich, zaczynają sięgać do słowiańskiej mitologii i demonologii albo przynajmniej zaczynają spoglądać w tę stronę łakomym wzrokiem. Wprawdzie różne są tego skutki, ale chyba mogę już stwierdzić, że słowiańska fantastyka przestała być niszą i energicznie zmierza do fantastycznego mainstreamu. Z jednej strony cieszy mnie to jako twórcę w tym nurcie, z drugiej nieco martwi, bo już zauważam pojawianie się pozycji kiepskich merytorycznie, a wręcz szkodliwych, których sztandarowym przykładem jest ocierająca się o absurd literatura „turbolechicka”.

Nad czym obecnie pracujesz?

Obecnie pracuję nad szóstą książką z Uniwersum Powiernika, a czwartą częścią głównej serii, bo w skład Uniwersum wchodzą też dwa tomy opowiadań ze świata Powiernika. Równocześnie mam „rozgrzebane” słowiańskie science fiction, dziejące się również w Uniwersum oraz kolejny zbiór opowiadań. Poza tym w tym roku planowane są trzy antologie, w których mają pojawić się moje opowiadania. I oczywiście rozwijam Uniwersum. Nagrywają się audiobooki, na wiosnę pojawią się ebooki, a że jestem samowydawcą, to cały proces wydawniczy koordynuję osobiście.

Czy zamierzasz poświęcić się twórczości i porzucić praktykę adwokacką?

Być może kiedyś powiem sobie dość jako adwokat i poświęcę się wyłącznie twórczości, ale chyba jeszcze nie mam na to odwagi. Jednak nie wykluczam niczego.

W jakim miejscu w panteonie polskich pisarzy będzie Franciszek Piątkowski za 5 lat?

Za pięć lat mam nadzieję być poczytnym i lubianym twórcą słowiańskiej fantastyki. Nie chcę wykuwać pomnika trwalszego niż ze spiżu i wstąpić na piedestał. Chcę dopilnować, żeby pisanie i wydawanie książek było dla mnie tak niesamowitą przygodą i pasją, jaką jest teraz. Za pięć lat chciałbym cieszyć się z tego jeszcze bardziej i sprawiać moim czytelnikom coraz więcej radości każdą kolejną książką. I być może mieć odwagę poświęcić się zawodowo wyłącznie pisaniu.

Co byś poradził młodym autorom, którzy chcieliby pójść w Twoje ślady?

Najważniejsza rada dla młodego, początkującego autora, z której sam kiedyś skorzystałem i staram się ją przekazywać dalej, jest jedna: pisz! Jeżeli masz historię, którą chcesz opowiedzieć, to pisz. Nie udawaj, że piszesz, nie opowiadaj wszem wobec, że tworzysz książkę, okłamując samego siebie, że ją faktycznie tworzysz, tylko usiądź na rzyci i pisz. Poza tym uwierz w swoją opowieść i bądź konsekwentny w drodze do obranego celu. I podpatruj tych, którzy kiedyś byli tam, gdzie ty, a teraz są tam, gdzie ty chciałbyś dojść. Z pewnością są to komunały, ale czasem najbardziej oczywiste rzeczy najtrudniej zrealizować.

Na jakich imprezach literackich można Cię będzie spotkać w tym roku?

W tym roku postaram się być na większości odbywających się w Polsce targach książki oraz na kilku konwentach fantastycznych. Spotkać będziemy się mogli w Warszawie, Poznaniu, Krakowie, Wrocławiu, Katowicach, Gdańsku, Białymstoku, Zakopanem i oczywiście w Lublinie. Zapraszam serdecznie!

Zatem do zobaczenie na literackim szlaku! Dzięki za rozmowę i powodzenia!


comments powered by Disqus