„Wiedźmin” tom 6: „Wiedźmi lament” – recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 11-02-2022 23:58 ()


Dołączenie Vanesy R. Del Rey do ekipy pracującej nad przygodami wiedźmina napawało nadzieją na to, że ów komiks w końcu doczeka się nietuzinkowej warstwy plastycznej. I  po części tak właśnie się stało. Artystka kreuje mroczną atmosferę, wypełnia plansze po brzegi tak, że biel z rzadka przebija się przez plamy czerni i ponure kolory Jordie Bellaire. Z pozoru niechlujna kreska tworzy rozbudowaną mozaikę składającą się z ludzkich leków i win. Pajęczyna strachu i żalu oplata bohaterów, którzy muszą sobie wybaczyć czyny podłe, te popełnione przypadkiem i z premedytacją. A za każdą tragedię, jak zwykle odpowiada potwór, czający się we wnętrzu człowieka. Nie inaczej jest i tym razem. Zwiastujący burzę Geralt wplątuje się w miasteczkową aferę, kiedy doprowadza do egzekucji Laimy, która przyczyniła się do śmierci kilku mężczyzn. Jednak z pozoru oczywista sprawa (udowodniona wina), zaczyna prześladować głównego bohatera, spychając go na skraj szaleństwa.

Bartosz Sztybor buduje fabułę wokół tłumionych emocji Geralta i Giltine – uprowadzonej przez wiedźmy córki Portima, miejscowego bogacza. Kolejne zadanie wydaje się igraszką, tym bardziej że wiedźmin szybko wpada na trop zaginionej i sprowadza ją do domu. Jednak miasteczka pokroju Neisse mają to do siebie, że za codzienną fasadą, skrywają tajemnice, których wyjawienie może zagrozić lokalnej społeczności. Geralt nie tylko będzie musiał dociec faktów, ale też stanąć oko w oko z własnym sumieniem. I w żadnym z tych starć nie może być pewny zwycięstwa. Podążając po nitce do kłębka, odkryje wstrząsającą prawdę. „Wiedźmi lament” miał spory potencjał na przerażającą historię rozgrywającą się w umyśle łowcy potworów, którego Sztybor niestety nie wykorzystał w pełni. Przede wszystkim w oczy kole naiwność Geralta w stosunku do mieszkańców Neisse. Trudno bowiem nie dostrzec, że w zachowaniu niektórych postaci jest coś nie tak. Znaki są aż nadto widoczne, a mimo to, „Rzeźnik z Blaviken” brnie w autodestrukcyjny taniec zakończony krwawą łaźnią.

Zawiązanie i rozwiązanie akcji może się podobać, choć nie są to zabiegi wyróżniające się na tle pozostałych komiksów uniwersum. Jednak gorzki finał nie jest już tak emocjonujący, jakby mógł być, a światopoglądowe starcie zostało sprowadzone do kilku prostych banałów, co dziwi, biorąc pod uwagę, że wiedźmin Sztybora to bohater niejednoznaczny. I choć bez problemów rozróżnia dobro od zła, to egzystuje w świecie zbudowanym z szarości, co pozwala mu lepiej rozumieć otaczające go siły. Najgorzej wypada tu akt drugi. Nie do końca przemyślany, jak gdyby zabrakło miejsca na rozwinięcie kilku wątków na czele z tym dotyczącym Giltine. I choć doceniam psychologiczne podejście do poczynań Geralta, to jednak całość wypada nienaturalnie, niczym twarze bohaterów rysowane przez  Del Rey. Bez życia, błądzące poza rzeczywistością, niezdolne do przekazywania szerszego wachlarzu emocji.

Zatem „Wiedźmin” nadal nie doczekał się artysty/artystki zdolnego/zdolnej udźwignąć w pełni na swoich barkach surowości i brutalności świata przedstawionego, a przede wszystkim kogoś, kto sprawi, że zamieszkujące go postaci nie będą tylko bezwładnymi kukłami wypowiadającymi przypisane im kwestie. Teatr lalek zdecydowanie nie służy tej opowieści. Może sytuacja zmieni się przy następnym spektaklu…

 

Tytuł: „Wiedźmin” tom 6: „Wiedźmi lament”

  • Scenariusz: Bartosz Sztybor
  • Rysunek: Vanesa R. Del Rey
  • Tłumaczenie: Zofia Sawicka
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data publikacji: 26.01.2022 r.
  • Liczba stron: 112
  • Format: 170x260 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • ISBN-13: 978-83-281-5408-7
  • Wydanie: I
  • Cena: 39,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus