„Spider-Gedon” - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 13-01-2022 23:42 ()


„Spider-Gedon” to wzorcowy przykład udanego niszczenia marki. Kiedy J. Michael Straczynski przejął w swoje ręce losy Spider-Mana w pierwszej dekadzie XXI wieku, postanowił zrewolucjonizować jego przygody. Peter Parker został nauczycielem, ciocia May w końcu dowiedziała się, kto nosi maskę Pająka, a naczelny heros Queens stanął w obliczu totalnych rewelacji dotyczących swoich superumiejętności. I co chyba najważniejsze, na scenę wkroczył potężny Morlun. Wampiryczna istota żywiąca się ludźmi o totemistycznych mocach, mająca ogromną chrapkę na esencję życiową Spider-Mana. Ów dramatyczny pojedynek przypominał ten stoczony niegdyś z Władcą Murów (The Amazing Spider-Man 2/1990, TM-Semic). Starcie na śmierć i życie wygrał ostatecznie Peter, inaczej być nie mogło, jednak debiutujący łotr zrobił na czytelnikach ogromne wrażenie.

Po latach z tego doświadczenia nie zostało nic. Rodzina Morluna rozrosła się do sporych rozmiarów, ale Dziedziczący (tym mianem należy ich określać) nie mają za wiele do zaoferowania oprócz tego, że ciągle mówią o jedzeniu. Więcej niż Makłowicz w swoim programie. Niestety indolencja kulinarna owych niepokonanych istot, które rzekomo stanowią śmiertelne niebezpieczeństwo dla pajęczego multiwersum oraz ich szefów w postaciach scenarzystów i redaktorów wręcz poraża. Rozumiem, że czarne charaktery muszą mieć cechy szczególne, a ich osobowość powinna być tworzona za pomocą czynów i dialogów, lecz budowanie tychże na zdaniach typu (to nie są dosłowne cytaty): Zjedz go, bo ja go zjem, Jestem głodny, Posil się nim bracie, Posil się nią siostro, Co za smakowita przystawka, Teraz cię zjem itp. itd., kojarzy się raczej z jedną z książeczek o przygodach sympatycznej Kici Koci, a nie ze starciem na… Najlepszy przepis z żywego Pająka (Wiecie, żywe są smaczniejsze).

A więc „Spider-Gedon” to już któreś tam setne, a może tysięczne „epickie wydarzenie” zdolne zachwiać posadami marvelowskiego uniwersum. Skala niebezpieczeństwa została wyolbrzymiona do niebotycznych rozmiarów, choć w ogóle tego zagrożenia nie czuć podczas lektury, a rozmieniony na drobne Spider-Man, będzie musiał przeciwstawić się całej rodzinie Dziedziczących, przy pomocy kilkunastu/kilkudziesięciu swoich totalnie nieciekawych i niewyróżniających się niczym szczególnym odpowiedników z innych Ziem, których numeracja jest ciekawsza od samych charakterów obcych Peterów Parkerów i nie tylko. Zresztą, w sumie… całą akcją sprzymierzonych dowodzi Doctor Octopus, czy jak kto woli Superior Spider-Man. Eh… Jeden pies, pająk, ośmiornica… Tak, idzie się zirytować.
Patrząc na bardzo długą listę autorów pracujących nad „Spider-Gedonem”, szybko staje się jasne, dlaczego ta historia jest tak chaotyczna, bezbarwna, płaska i pozbawiona emocji. Dosłownie wyssana z nich do cna. A do tego pisana w tak przewidywalny sposób, że jakiekolwiek zwroty akcji nie mają tu większego sensu, ponieważ najzwyczajniej na świecie bohaterowie tego wydarzenia nas nie obchodzą. Ba, nie obchodzą również scenarzystów na czele z Christosem Cagem, którzy nie umieją zawiązać, chociażby w minimalnym stopniu ciekawych interakcji między noszącymi kostiumy Pająka. Nie wspominając już o naprawdę drętwym poczuciu humoru i koszmarnej warstwie dialogowej.

Tocząca się na łamach zbyt wielu zeszytów opowieść z obowiązkowym wprowadzeniem w postaci kilku rozdziałów przybliżających wybranych aktorów tego tandetnego i do bólu nudnego spektaklu ukazuje fatalne w skutkach decyzje redaktorów naczelnych Marvela na przestrzeni lat. Był sobie kiedyś Spider-Man, jedyny, prawdziwy i niepowtarzalny. Jednak wraz z upływem czasu komuś znudziła się wyjątkowość tego bohatera. I tak krok po kroczku, Pajączki zaczęły oplatać ten (i nie tylko) świat swoją pajęczyną. Oczywiście z ilością w parze nie szła jakość ani ponad przeciętna pomysłowość. No bo nie nazwiemy nią zmiany kostiumów, płci, nazwisk noszących uniform itp. I choć zdaję sobie sprawę, że nawet z takiego podejścia do Spider-Mana można stworzyć arcydzieło, jakim bez wątpienia jest najlepszy kinowy film o Człowieku Pająku – „Spider-Man Uniwersum” – to kanibalizacja tej ikony popkultury, która dokonała się na naszych oczach, jest przerażająco smutna.

Nigdy więcej takiego Spider-Mana, Spider-Manów, Spider-tegoiowego!

PS. W całym tym galimatiasie warto zwrócić uwagę na trzeci zeszyt „Edge of Spider-Gedon”, za który odpowiadają Jason Latour (scenariusz) oraz Tonči Zonjić i Brahm Revel (rysunki). Panowie, jako jedyni stworzyli nad wyraz ciekawą i dojrzałą nowelkę, dotykającą w interesujący sposób relacji między dwunastoletnim Peterem Parkerem a Wujkiem Benem. Zgrabnie napisana z fatalistycznym zacięciem i znakomicie zilustrowana w minimalistycznym duchu wizja niezaprzeczalnie warta dłuższej opowieści.

Tyle dobrego.

 

Tytuł: Spider-Gedon

  • Scenariusz: Christos Gage
  • Rysunki: Carlo Barberi, Jorge Molina
  • Przekład: Nika Sztorc
  • Wydawca: Egmont
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Objętość: 332 strony
  • Format: 167x255
  • ISBN: 978-83-281-5230-4
  • Cena: 79,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus