„Lucyfer” tom 2: „Boska tragedia” - recenzja

Autor: Damian Maksymowicz Redaktor: Motyl

Dodane: 27-12-2021 23:05 ()


„Boska tragedia”, drugi tom „Lucyfera” z „Sandman Uniwersum” (nie mylić z „Lucyferem” Mike’a Careya) zmienia ton w stosunku do swego poprzednika i jest to zmiana zdecydowanie na plus. Gwiazda Zaranna nie jest już łachmaniarzem, który towarzyszył nam przez większą część „Diabelskiej komedii”. Wróciwszy do formy, niegdysiejszy władca Piekła wskrzesza swą dawną kochankę, czarownicę Sycorax, matkę Kalibana. Ów czyn zostaje potraktowany jako bluźnierstwo przeciwko Jahwe i jego domenie. Niebo stawia ultimatum: Sycorax ma 72 godziny, później zostanie strącona w piekielne czeluści. Niosący Światło nie byłby sobą, stojąc biernie w miejscu. Zbuntowany syn Jahwe postanawia przechytrzyć swych niebiańskich braci i znaleźć alternatywne zaświaty dla tej, która kiedyś poruszyła serce zadufanego w sobie sukinsyna, jakim jest on sam. Lucyfer przejawia tu momentami cechy, o które byśmy o nie posądzili, nigdy nie był tak ludzki.
 
W przeciwieństwie do pierwszego woluminu nie mamy tu do czynienia ze śmiertelnikami. Akcja skupia się wokół mającej dość tego, że to inni decydują o jej życiu i śmierci Sycorax, „mieczu i zemście Pana archaniele Rafaelu i towarzyszącemu mu herubinowi, Kalibanowi, który za wszelką cenę chce nawiązać relację z ignorującym go Lucyferem oraz tym ostatnim, którzy przemierza różne wersje żyć po życiu. I właśnie ta wędrówka jest istotnym punktem „Boskiej tragedii”. Gwiazda Zaranna, zbierając po drodze przysługi, odwiedza kolejna krainy umarłych należące do upadłych, pozbawionych wystarczającej liczby wiernych religii. Ich chylący się ku upadkowi stan dobrze oddaje brudny styl rysunków braci Fiumara, odpowiedzialnych za oprawę graficzną głównej historii. O tym, że ich styl podbija jeszcze klimat scenariusza Wattersa, tworzony w duchu starego Vertigo, pisałem już przy okazji recenzji poprzedniej odsłony cyklu. Na kartach „Sandmana” Gaiman podszedł do pisania wymierających religii z większą erudycją, jednakowoż nie są one aż tak kluczowe dla fabuły „Lucyfera” Wattersa, o czym czytelnik przekonuje się w finale „Boskiej tragedii”.
 
Komiks jest przepełniony cierpieniem, które nierozerwalnie związane jest z życiem. Fizycznym uosobieniem tego uczucia jest Kaliban, w oczywisty sposób wzorowany na potworze Frankensteina. Jak już jesteśmy przy synu Lucyfera, to nie można nie wspomnieć o pojedynczej, ze wszech miar horrorowej historii z jego udziałem. Nie wnosi ona nic do głównego wątku, ale jest miłym urozmaiceniem ze względu na oprawę graficzną autorstwa Kelly’ego Jonesa. Do tego artysty mam spory sentyment, a jego Batman z mierzącymi metr uszami i peleryną, która musiała mieć długość co najmniej 5 metrów, stał się jednym z ikonicznych wersji postaci. Byłem dotąd zdania, że Jones z biegiem lat trochę się rozleniwił, ale tutaj mogłem zweryfikować swój pogląd. Kolory robią naprawdę kolosalną różnicę, dzięki czemu to, co widzimy w „Lucyferze”, wygląda znacznie lepiej niż jego ostatnie batmanowe projekty.
 
Nadal „Lucyfer” Careya wypada lepiej niż „Lucyfer” Wattersa, aczkolwiek nie żałuję lektury „Boskiej tragedii”. Komiks jest zdecydowanie lepszy niż tom otwierający serię i może nie w wielkim napięciu, ale jednak czekam na ciąg dalszy. Oby pojawił się szybciej niż za półtora roku. Obok „Śnienia” to jedyna warta uwagi serii z „Sandman Uniwersum”.

 

Tytuł: Lucyfer tom 2: Boska tragedia

  • Scenariusz: Dan Watters
  • Rysunki: Max Fiumara, Sebastian Fiumara
  • Przekład: Paulina Braiter 
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 08.12.2021 r. 
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • Objętość: 176 stron
  • Format: 170x260
  • ISBN:  978-83-281-5248-9
  • Cena: 69,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus