„Boska komedia Oscara Wilde’a” - recenzja
Dodane: 26-12-2021 23:00 ()
Oscar Wilde zmarł w wieku czterdziestu sześciu lat, można zatem zastanawiać się, co jeszcze mógłby stworzyć, gdyby pożył dłużej. Po lekturze komiksu Javiera de Isusi nasuwa się jednak myśl, że nie napisałby zapewne nic więcej. Czy dlatego, że stracił wenę? Czy może z powodu traumy, jaką był dla niego pobyt w więzieniu? A może po prostu dlatego, że po tych bolesnych doświadczenia inną formę tworzenia sobie wybrał? Autor komiksu „Boska komedia Oscara Wilde’a” zdaje się skłaniać do tej ostatniej odpowiedzi.
Akcja komiksu rozgrywa się między czerwcem 1899 roku a 30 listopada roku 1900, czyli datą śmierci pisarza. Obserwujemy zatem ostatni okres życia Wilde’a. Mieszka w Paryżu i prowadzi bardzo aktywne życie towarzyskie – spotyka się z przyjaciółmi, pije, oddaje się uciechom cielesnym. No i przede wszystkim, nie pisze. Co gorsza, nawet nie ma zamiaru zabrać się za pisanie, czym wyprowadza z równowagi swoich przyjaciół. Mimo wszystkich jego kaprysów stoją oni u jego boku. Pożyczają mu pieniądze, prowadzą filozoficzne dysputy, towarzyszą mu w barach i kawiarniach. I nieustannie namawiają, by zapomniał o pobycie w więzieniu, oddzielił ten okres swojego życia grubą kreską i znów zaczął pisać. W odpowiedzi słyszą jedynie, że nie jest to możliwe. Wielki Oscar Wilde już nie napisze ani linijki. Teraz tworzy inne dzieło, a jego materią jest samo życie.
Wilde uważał, że życie jedynie naśladuje sztukę, a w ukazanym w komiksie okresie życia był przekonany, że jego życie naśladuje teraz to, co sam wcześniej napisał. Starał się zatem wyjść poza te ograniczenia. Chciał, żeby jego życie stało się prawdziwą sztuką, a nie tylko jej imitacją. Wszystko, co robił, miało zatem składać się na jego ostatnie dzieło. Poza tym, co podkreślał w rozmowach z przyjaciółmi, pisanie odwołuje się do zmysłu wzroku, podczas gdy w literaturze najważniejsze jest ucho potrafiące uchwycić piękno rytmu i melodii. Zatem to nie pisanie, ale mowa powinna być jego najważniejszym medium. No i realizował te swoje założenia, brylując w towarzystwie i nieustannie racząc swą publiczność pięknymi przemowami. To była jego forma sztuki w tym ostatnim okresie. Każdy jego gest, każde słowo, każda chwila spędzona na podziwianiu piękna ludzkiego ciała miały stanowić ostatni akt w jego twórczym szale.
Javier de Isusi nie tylko akcentuje tę właśnie stronę życia pisarza, ale wręcz czyni ją motywem przewodnim swojego komiksu. Opowieść otwiera oraz zamyka prezentacja sceny, na której rozgrywa się cały dramat czy też komedia. Na początku widzimy przygotowania do inscenizacji. Budowane są dekoracje, pojawiają się aktorzy, unosi się kurtyna i zaczyna się przedstawienie. Zaczyna się życie. Nie dziwi zatem, że końcem tego spektaklu musi stać się śmierć. Autor komiksu podkreśla zatem, że tak właśnie trzeba spojrzeć na ostatnie miesiące życie Oscara Wilde’a. To nie jest okres straconych szans, traumy i twórczej niemocy. Wręcz przeciwnie jest to eksplozja życia. Zatracanie się w codziennych działaniach i czerpanie z nich radości. Nawet jeśli to tylko maska, którą Wilde zakładał na potrzeby relacji z innymi, to czyż nie jest ona prawdziwa, właśnie dlatego, że pozostaje maską? Bardzo ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie do komiksu rozmów z przyjaciółmi Wilde’a. Każdy z nich opisuje go ze swojego punktu widzenia, w konwencji znanej ze współczesnych filmów dokumentalnych. To wrażenie wzmacnia również przepiękna warstwa graficzna. Artysta zdecydował się na delikatną, nieco rozchwianą kreską, za pomocą której powołuje do życia nieco surrealistyczny świat. Wszystko utrzymane jest w akwarelowych odcieniach sepii, dzięki czemu mamy wrażenie, że oglądamy rzeczywistość uchwyconą na starych fotografiach.
Warto zasygnalizować, że lektura komiksu przywołuje skojarzenia z książką amerykańskiego socjologa Ervinga Goffmana zatytułowaną „Człowiek w teatrze życia codziennego”. Od razu zaznaczmy, że polski tytuł jest nieco niefortunny i spowodował wiele błędnych interpretacji tego dzieła. Tytuł oryginału brzmi „The Presentation of Self in Everyday Life”. Goffman analizował rozmaite techniki prezentowania siebie w codziennym życiu. Dla niego właśnie to życie jest pierwotne wobec teatru. To nie zatem teatr ma być metaforą służącą do opisu codzienności, ale to codzienność dostarcza narzędzi do zrozumienia teatru, czyli sztuki. Na co dzień wszyscy stosujemy rozmaite techniki zaprezentowania siebie przed innymi – przed publicznością. Jesteśmy aktorami, gramy, zakładamy maski. Teatr stanowi jedynie wystylizowaną i sprofesjonalizowaną emanację tych działań. Z tego punktu widzenia wszyscy – trochę tak jak Oscar Wilde – na co dzień tworzymy swoje dzieło. Życie jest pierwotne wobec sztuki, która stara się je naśladować. Wilde co prawda uważał, że jest odwrotnie, ale swoimi działaniami chciał tę relację zakwestionować. Chciał, by jego życie stało się dziełem sztuki.
Portret Oscara Wilde’a odmalowany przez Javiera de Isusi jest niezwykle poruszający. Zamiast rozbitego, poniżonego człowieka, widzimy prawdziwego artystę, który do końca tworzy i trzyma fason. Owszem nie pisze, nie publikuje, a postronnemu obserwatorowi może wydawać się nieco pogubiony. Mimo tego każdy jego gest, każdy krok i każde słowo są elementem spektaklu, jaki gra na potrzeby paryskiej widowni. Mając świadomość, że życie zazwyczaj rozpaczliwie chce naśladować sztukę, próbuje ze swojego życia uczynić sztukę prawdziwą. I można odnieść wrażenie, że to mu się udało. Tym bardziej że jego dzieło jest nadal żywe i wbrew wszelkim przeciwnościom wytrzymało próbę czasu. Jest nadal żywotne i piękne, tak jak portret najbardziej znanego bohatera, którego Wilde powołał do życia na kartach swojej prozy.
Tytuł: Boska komedia Oscara Wilde’a
- Scenariusz: Javier de Isusi
- Rysunki: Javier de Isusi
- Tłumaczenie: Karolina Jaszecka
- ISBN: 978-83-8230-155-7
- Oprawa: twarda
- Ilość stron: 376
- Format: 150x210
- Cena: 79,99 zł
- Premiera: 8.12.2021 r.
Komiks możecie kupić w sklepie wydawnictwa Non Stop Comics.
comments powered by Disqus