„Dziewczyna do wynajęcia” tom 7 - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 12-11-2021 05:47 ()


Jeśli kiedyś przyszłoby mi do głowy, aby kolekcjonować obwoluty z mang i komiksów to te z „Dziewczyny do wynajęcia” znalazłyby się w gronie okładek, które chciałbym mieć w komplecie. I cóż z tego, że są one pstrokate, przesłodzone – eh, ten styl kawaii – czy wręcz „dziewczęce”. Spójrzcie tylko, jak świetnie się prezentują bohaterki na tych rysunkach. Pierwszy raz mi się zdarzyło, aby przejrzeć okładki na kilka numerów do przodu (te polskie są tożsame z oryginalnymi), bo nie mogłem się doczekać, kolejnej możliwości zachwytu nad nimi. Oczywiście piszę to tak półżartem, ale przyznać musicie, że obwoluty dużo o tej serii mówią i w sumie nie można się tym razem zgodzić ze stwierdzeniem, żeby nie oceniać książki po okładce. „Dziewczyna do wynajęcia” Reiji Miyajimy od początku była taka jak rzeczona obwoluta. Bogata w piękne kobiety, w których nie sposób się nie zadurzyć od pierwszego wejrzenia, romantyczna, niekiedy przesłodzona z nutką wyraźnie wyczuwalnej ostrości, w końcu kolorowa i humorystyczna. Miyajima serwuje nam te składniki od samego początku, tworząc z nich bardzo smaczne „danie jednogarnkowe”. Nie musicie więc odpalać – niczym Mizuhara - Getflixa, aby zanurzyć się w przygodach Kazuyi. Wystarczy, że sięgnięcie po kolejne tomiki mangi wydawanej w Polsce przez Waneko.
 
Tych jest już zresztą siedem, co może przy dwudziestu dwóch tomikach w Japonii nie jest może jeszcze liczbą ogromną, ale na pewno powoli ojczyznę serii gonimy, a i zdanie jest nam już sobie łatwiej o niej wyrobić. Na przestrzeni tych siedmiu tomików zdarzyło się przecież tak dużo, że poznaliśmy dość dobrze przynajmniej część grona naszych bohaterów i bohaterek. A właśnie…co do tych drugich to powoli się zaczynam w tych wszystkich dziewczynach i sytuacjach gubić, jednocześnie współczując Kazuyi, że on to musi „przeżywać”. Nic to jednak, bo mangaka zapewne szykuje jeszcze niejedną niewiastę… znaczy się niespodziankę dla naszego sympatycznego, choć niekiedy nieudolnego prawiczka. Czasami Kazuya irytuje, ale nie sposób mu jednak odmówić tego, że Mizuhara nie jest dla niego tylko „zasłoną dymną” dla babci, ale, że dziewczyna jest mu bardzo bliska. A, że on sam ma dobre serce to choć nasza dwójka w tym tomiku irytująco często się mija, to jednak jedno drugiemu dobrze życzy. A my mamy dzięki temu szansę obserwowania nie tylko, w jaki sposób zmienia się relacja, jak ona dojrzewa, ale też możemy obserwować kolejne dzieje losu, które są udziałem naszej dwójki. A te w siódmym tomiku są nie tylko ciekawe – interesującą ukazany wątek spektaklu – ale też mogą mieć ogromny wpływ na dalszą część serii (prośba babci czy finałowa scena) więc tym samym „siódemka” staje się ważną fabularnie odsłoną całego cyklu. I co ciekawe autor nieco spuszcza z tonu, jeśli chodzi o humor i zabawne momenty (ale też wspomniany wcześniej pieprz) na rzecz swoistego love story, podanego jednak w bardzo dobry sposób, bez zbędnego słodzenia. Mamy więc romansidło to fakt, ale z charakterystyczną nutą stylu Miyajimy. Nic nie jest tu więc proste ani tym bardziej nieskomplikowane. Nasza dwójka, choć ma się ku sobie, musi pokonywać kolejne przeszkody na drodze do szczęścia, a my zmagania te obserwujemy. Dla mnie osobiście były to obserwacje bardzo przyjemne, bo całość jest zręcznie skonstruowana i co może zaskakujące bardzo przemyślana. Autor nie boi się wracać do wątków, które ukazał już dawno temu – i o których każdy zapomniał – czyniąc z nich element ważny dla całego scenariusza. Konia z rzędem temu, kto pamięta jeszcze o scenie bodajże z trzeciego rozdziału, kiedy to Kazuya wręcza dziewczynie pieniądze… To zresztą niejedyna retrospekcja, gdyż wracamy również do niejakiej Sumi, obserwując ukazaną już kiedyś scenę tym razem z jej perspektywy. Cieszy, że mangaka ma taki plan na komiks, bo swego czasu zastanawiałem się, czy tytuł ten nie zje swojego ogona. Okazuje się, że nie. Wszystko ma swoje miejsce i czas efektem czego jest naprawdę dobra siódma odsłona serii.
 
A rysunkowo? Jak to w „Dziewczynie”, to co najlepsze to same bohaterki mangi i ich coraz to nowsze stroje, które na siebie zakładają. Aha no i te piękne mangowe oczy będące chyba kwintesencją „japońszczyzny” komiksowej. Seria ta jest doskonałym przykładem na to, że historia nie musi być ukazana wprost, aby pobudzać zmysły. Udowadnia, że niekiedy to, co niewidoczne jest bardziej interesujące. I właśnie takie są bohaterki tej mangi. Seksowne, pociągające, ale nie wulgarne, a wręcz urocze. Na tym buduje oprawę graficzną swojej serii Miyajima i to wychodzi mu najlepiej. Nawet gdy pokazuje ostrzejsze momenty – scena w kąpieli – to robi to z dobrym smakiem, nie przekraczając pewnej granicy przyzwoitości. Tym samym jest to więc seria, która nie tylko fabularnie, ale i graficznie prezentuje się naprawdę przyzwoicie, będąc godną polecenia.
 
Siódmy tomik udowadnia, że seria nie ma praktycznie słabszych momentów, że nie ma w niej powtarzalności (co w sumie by nie dziwiło) i że wciąż potrafi zaskakiwać. To też część, która rozwija kilka wątków, pchając je do przodu. Zakończenie historii w takim momencie, jakim uczynił to mangaka, było grzechem, dlatego apel do Waneko… dawać mi tu zaraz kontynuację!

 

Tytuł: Dziewczyna do wynajęcia tomy 7

  • Scenariusz: Reiji Miyajima
  • Rysunki: Reiji Miyajima
  • Tłumaczenie: Agnieszka Zychma
  • Wydawca: Waneko
  • Premiera: 20.10.2021 r.  
  • Oprawa: miękka
  • Format:  195 x 138 mm
  • Papier: offset
  • Druk: cz-b
  • Stron: 200
  • ISBN-13: 9788380968837
  • Cena: 22,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus