„Henryk Kaydan: Post Scriptum” - recenzja
Dodane: 25-10-2021 21:27 ()
Henryk Kaydan powrócił, co może, lecz nie musi wydawać się zaskakujące. Wszak debiutujący na polskiej scenie komiksowej w październiku 2011 roku bohater Jakuba Martewicza miał w sobie coś z tajnego agenta Jej Królewskiej Mości, a jak dobrze wiemy, ów posiadacz licencji na zabijanie do dzisiaj ma skłonność do powracania na kinowe ekrany, stronice powieści i komiksów. Po kilku zeszytach przygody Kaydana zostały przerwane. Dekadę później moda na tworzenie rodzimego superbohatera w stylu amerykańskim (bo do tej kultury w głównej mierze odnosił się Martewicz) nie minęła, ale też nie rozwinęła się przez ten czas na tyle, by stała się zauważalnie istotną gałęzią polskiego rynku komiksowego.
Trudno uznać Henryka Kaydana za typowego przedstawiciela herosów w pelerynach. Nie dysponuje on żadnymi supermocami, a w czasie swoich potyczek z przeciwnikami może liczyć jedynie na mięśnie, wyszkolenie i intelekt. Jednak cała otoczka, jaką wytworzył wokół niego Martewicz, kojarzy się właśnie z komiksem zza Wielkiej Wody, przefiltrowanym przez środkowo-europejską wrażliwość. Powrót Kaydana być może nastąpił w najlepszym możliwym dla niego czasie. Ilość niezależnie wydawanych produkcji wskazuje na to, że czytelnicy chętnie sięgają po komiks spoza oficjalnego obiegu wydawniczego reprezentowanego przez polskich edytorów. A że jest to już zupełnie inny niż dekadę wcześniej bohater, toteż wszyscy pamiętający tamte przygody, mogą poczuć się pozytywnie zaskoczeni.
Po pierwsze: Kaydan zgolił wąsy – niby szczegół, lecz istotny, bo symbolicznie zrywający z poprzednim wcieleniem. Po drugie: styl Martewicza zmienił się znacząco. Niemal nie do poznania. Jedynie twarze kobiet zdradzają, że to ten sam twórca. Owszem, zdarzają się tu anatomiczne niedociągnięcia i nienaturalnie wyglądające pozy, ale w ogólnym rozrachunku rozwój autora jest tak ogromny, że trudno, aby jego prace nie przynosiły satysfakcji z obcowania z nimi. Bawi się Martewicz kadrowaniem i perspektywą, dużo kreskuje, umieszcza pokaźną liczbę splashy, a nawet stworzył trzy nieme zeszyty („Droga Do Piekła”), pokazując tym samym, że doskonale radzi sobie z wizualną narracją. Jego pełne dynamiki rysunki (z czym niegdyś był ogromny problem) są najsilniejszą stroną niniejszej publikacji mocno zakorzenionej w popkulturowej estetyce drugiej połowy XX wieku.
Martewicz czerpie z amerykańskich zeszytów, a także wprost z kina sensacyjnego i wojennego klasy B. Dlatego też Kaydanowi bliżej do bohaterów granych przez Dolpha Lundgrena niż Arnolda Schwarzeneggera czy Sylwestra Stallone'a. Co wcale nie jest wadą tej produkcji. Ot, może sobie Martewicz z czystym sumieniem pozwolić na podwyższony stopień brutalności, choć nie przekracza on pewnych granic. Raczej woli wywołać odpowiednią atmosferę grozy i tajemnicy, jak w rozdziale o wrocławskim wampirze, czy sięgnąć po elementy oldskulowego science fiction („Planeta Nieumarłych”).
I o ile Martewicz tworzy dość atrakcyjnie przedstawiony zgrabny miks popkulturowych motywów, o tyle można mieć uzasadnione pretensje co do warstwy fabularnej niektórych rozdziałów. Zbyt często autor przechodzi obok tematu tak, jakby miał pomysł, ale nie umiał z niego wycisnąć wszystkiego, co wartościowe. Czasem można odnieść wrażenie, że poszczególnym zeszytom brakuje kilku stron. Zawiązanie fabuły trwa zbyt długo, a jej rozwiązanie następuje za szybko. Również zachowanie bohaterów nie zawsze bywa racjonalne, a śledztwa Kaydana prowadzone są na zasadzie „uwierzcie mi na słowo”. Do tego autor ma ciężkie ucho do dialogów, które często brzmią nienaturalnie. Może właśnie dlatego „Droga Do Piekła” wypada w tym tomie najlepiej.
„Post Scriptum” to niezobowiązująca zabawa artysty świadomego swoich ograniczeń i ułomności. Autoironia Martewicza w pewnym momencie rozładowuje całe skumulowane od pierwszej strony napięcie, wprowadzając tu nieco humoru. To miał być komiks inny, zrywający z przeszłością. Widać to gołym okiem. Cel udało się osiągnąć. Lecz bez wątpienia może, być jeszcze lepiej, kiedy tylko kolejne scenariusze swoim poziomem dorównają rysunkom.
Z całą dozą prawdopodobieństwa Henryk Kaydan powróci.
Tytuł: Henryk Kaydan: Post Scriptum
- Scenariusz: Jakub Martewicz
- Rysunki: Jakub Martewicz
- Data publikacji: 05.07.2021 r.
- Okładka: miękka, laminowana
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Ilość stron: 212
- Cena: 49,90 zł
Dziękujemy Autorowi za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus