„Reaktor 1F” - recenzja
Dodane: 15-10-2021 20:54 ()
11 marca 2011 roku na stałe zapisał się w historii nie tylko Japonii, ale i świata. Tego to bowiem dnia doszło do awarii reaktora jądrowego w Elektrowni Atomowej w Fukushimie. Ta była bezpośrednio spowodowana trzęsieniem ziemi w rejonie Honsiu, którego następstwem była z kolei fala tsunami na niespotykaną wcześniej skalę, która przewinęła się przez Japonię. Woda zalewająca elektrownię doprowadziła do wybuchów w reaktorach, a tym samym przedostanie się do atmosfery trujących substancji. Jak się miało okazać wkrótce, pomimo całego tragizmu sytuacji, ta mogła wyglądać zdecydowanie gorzej i praktycznie tylko cudowi zawdzięczamy, że nie doszło do kataklizmu mogącemu zagrozić całej Japonii. Tak czy inaczej, jednak ta po dziś dzień nie uporała się z tą całą sytuacją. Mieszkańcy pochodzący z rejonów Fukushimy, którzy musieli opuścić swoje domy, nadal są stygmatyzowani, środowisko naturalne poniosło niepowetowaną stratę. Nie wspominając już o ofiarach śmiertelnych tych, którzy zachorowali lub zachorują na skutek wystawienia na promieniowanie czy nie pisząc o stratach finansowych, zniszczonych i opuszczonych domach i dobytku. 11 marca 2011 r. to bez wątpienia jedna z czarnych kart historii Japonii, która jak zawsze stara się w takich wypadkach po prostu podnieść z kolan.
O Fukushimie powiedziano już naprawdę dużo, bo i jest o czym opowiadać. Władze Tepco, do którego należy elektrownia w Fukushimie, stanęły przed sądem (ostatecznie zostali oni… uniewinnieni) za „zaniedbania, które spowodowało śmierć i obrażenia wielu osób”, jak zawsze w tego typu sytuacjach tworzone były różne teorie, ale i zainteresowanie było ogromne, a teren Fukushimy jest dla eksploratorów dzisiaj tym, czym jest też dla nich Czarnobyl. Zainteresowanych odsyłam do m.in. dwóch książek, tj. „Słońce jeszcze nie wzeszło. Tsunami. Fukushima” Piotra Bernardyna i „Ganbare! Warsztaty umierania” Katarzyny Boni, które to książki w ciekawy i pozbawiony sensacji sposób opisują te wydarzenia i reakcję ludności. Polecam też już w tym momencie mangę Waneko zatytułowaną „Reaktor 1F” autora występującego pod zmienionym nazwiskiem Kazuto Tatsuta. Wpisuje się ona bowiem w ten kanon poważnych, pozbawionych chęci szokowania publikacji, które podnoszą tematykę Fukushimy.
Recenzowana pozycja jest wyróżniającą się przynajmniej z kilku względów. „Reaktor 1F” jest mangą z pogranicza biografii, natomiast w największym stopniu jest to reportaż. Tego typu tytułów na polskim rynku mangowym nie ma wiele, więc jest to jej jeden z wyróżników. Ponadto Tatsuta opisuje zdarzenia z Fukushimy już po wybuchu i to opisuje z perspektywy osoby, która była tam na miejscu. Pomagała w ratowaniu sytuacji i doprowadzała do tego, aby nie stanowił on już zagrożenia dla Japonii i Japończyków. Tatsuta jako mangaka-półamator zatrudnił się w firmie, która organizowała pracę przy oczyszczaniu elektrowni i usuwaniu skutków jej awarii. Co ciekawe, Japończyk nie myślał z początku o tym, aby przekuć swoje doświadczenia na komiks. Jadąc do Fukushimy, kierowały nim inne pobudki. Chciał przyczynić się do poprawy sytuacji, ale też myślał o tym, aby zarobić trochę pieniędzy, gdyż praca w zagrożonej strefie wiązała się z wyższymi zarobkami. Pomysł na mangę przyszedł później i dobrze, że udało się go zrealizować, gdyż dostaliśmy możliwość zajrzenia za kulisy całej sytuacji, zyskaliśmy dostęp do miejsc, do których nigdy nie mielibyśmy możliwości trafić. Tatsuta widział wiele, również rzeczy objętych tajemnicą, więc musiał się kontrolować, aby ich przypadkowo nie zdradzić. Z racji tego, że przeżył to wszystko na własnej skórze, miał też dzięki temu wiele do opowiedzenia. Efektem tego jest niezwykle dokładny i dopracowany obraz, a zarazem obszerne dzieło, które ukazało się w Polsce (w oryginale były to historie podzielone na części) w ramach linii „deluxe”, czyli z odpowiednią oprawą, na którą tytuł ten z pewnością zasługuje.
Recenzowana manga – jak wspomniałem wcześniej – to reportaż, który z ogromną precyzją oddaje to, z czym miał do czynienia mangaka. Sięgając po ten tytuł, de facto przechodzimy za bramy Fukushimy, dowiadujemy się, na czym polegała praca w elektrowni, z jakimi problemami i zagrożeniami mierzyli się pracownicy, co robili i jak wyglądało wówczas ich życie po tych zajęciach. Niezwykłe jest to, jak dużo treści można przekazać za pomocą mangi. Komiks ten śmiało może konkurować o tytuł jednego z najlepszych reportaży i stawać w szranki z filmami dokumentalnymi. Ważne jest to, że autor nie chce szokować, nie szuka poklasku. Wręcz odwrotnie - z różnych względów stara się zachować anonimowość oraz tonować nastroje. Obnaża on tym samym prawdę o Fukushimie i pokazuje, że po awarii można normalnie żyć, natomiast z drugiej strony wskazuje, że i w tej sytuacji można „kręcić” i szukać interesu i zarobku (sytuacja z firmami różnego szczebla, które zarabiają jedna na drugiej). Nietrudno zauważyć, że mamy do czynienia z samą prawdą, opisaną ręką osoby, która przeżyła to i doświadczyła wszystkiego, co teraz przekazuje. Pod tym względem nie sposób tytułowi niczego zarzucić.
Fakt, że mamy do czynienia z reportażem wymusza też specyfikę prowadzenia historii. Sporo tu tekstu, różnego rodzaju rysunków z mapkami i tego typu elementów. Nie brakuje też dynamiki, mimo pozornej statyczności pewnych zdarzeń. I choć autor nie ma ogromnego doświadczenia w tworzeniu komiksów, to odnajduje się w tej produkcji. Kadry - tworzone w "staroszkolnym" i klasycznym stylu, są bardzo poprawnie narysowane, ale też „prawdziwe” tzn. można zauważyć ubytki warsztatowe. Nie przeszkadzają one jednak w żaden sposób w lekturze. To, co najważniejsze, czyli sama treść jest dopracowana pod każdym, najdrobniejszym szczegółem. Emocje, które towarzyszą podczas lektury mangi, są tożsame z tymi, które są naszym udziałem podczas oglądania filmów dokumentalnych.
„Reaktor 1F” to manga, która kształci, wzbudza emocje i którą bardzo dobrze się czyta. To też tytuł, który warto poznać, bo pokazuje prawdę i dramat będący udziałem Japonii i Japończyków. Jednocześnie też Tatsuta z aptekarską precyzją ukazuje codziennie zadania, kulisy oczyszczania elektrowni co w dużej mierze stanowi i sile tego komiksu. Jest on jednocześnie dramatyczny, ale i stonowany. Pokazuje prawdę, ale nie szokuje w tani sposób. Autor w żaden sposób nikogo w mandze nie oskarża, nie stawia się w roli moralizatora, a statecznego narratora, który prostymi, ale też dopracowanymi środkami ukazuje swoje losy, nie zapominając o tych, którzy mu wówczas towarzyszyli. Nie spodziewajcie się w tej mandze ogromnej dynamiki czy gnającej na złamanie karku akcji. Jej siła wynika z czegoś innego. Jej siłą jest dokumentalny charakter, który pozwoli wam spojrzeć na tragedię w Fukushimie z innej perspektywy. Sięgnijcie po ten tytuł, bo warto i ogromnie cieszę się, że Waneko podjęło ryzyko wprowadzenia na rynek tak trudnej de facto – z uwagi na tematykę i charakter reportażu - w odbiorze mangi.
Tytuł: Reaktor 1F
- Scenariusz: Kazuto Tatsuta
- Rysunki: Kazuto Tatsuta
- Tłumaczenie: Wojciech Gęszczak
- Wydawnictwo: Waneko
- Data publikacji: 15.09.2021 r.
- Druk: czarno-biały
- Oprawa: twarda
- Format: 114x162 mm
- Stron: 558
- ISBN: 9788382421323
- Cena: 69,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus