„Księgi Magii” - recenzja
Dodane: 23-09-2021 23:14 ()
Wyobraźmy sobie, że w wieku dwunastu lat zostajemy zaczepieni na ulicy przez zgraję odzianych w długie płaszcze podejrzanych typów, proponujących nam drogę ku wiedzy. A konkretnie drogę, która zaprowadzi nas w daleką przeszłość i w jeszcze dalszą przyszłość, bo aż na skraj istnienia wszechświata. W międzyczasie zaś otrzymamy sposobność zawitania do miejsc tak magicznych, jak magiczna może być wyobraźnia dobrego gawędziarza, znającego nieskończoną ilość historii. Tych strasznych kończących się tragicznie, tych pięknych niosących ukojenie lub tych awanturniczych obiecujących wartką przygodę…
Tym mistrzem opowieści jest oczywiście Neil Gaiman, zachęcający niejakiego Timothy’ego Huntera za pomocą swoich czterech przewodników (Phantom Strangera, Johna Constantine’a, Doktora Occulta i Mr. E) do wstąpienia na ścieżkę, mogącą zmienić życie jego, jak i losy całego świata. Otóż ów chłopak ma predyspozycje do tego, aby zostać największym i najpotężniejszym magiem w historii cywilizacji. Ta nieokiełznana moc może być wykorzystana przez siły dobra lub siły zła. A zatem przyszłość naszej i innych rzeczywistości jest niepewna. Śmierć Timothy’ego wydaje się najlepszym/najbezpieczniejszym rozwiązaniem, ale trzech z czterech przewodników nie zgadza się na taki stosunek rzeczy. Zatem rozpoczyna się podróż mająca pokazać młodemu okularnikowi jeżdżącemu na deskorolce, co go może czekać i czym jest magia.
Gaiman uwielbia konstruować fabuły oparte na motywie drogi. Pozwala mu to zajrzeć w głąb duszy kolejnych bohaterów, skonfrontować ich z przeciwnościami losu i ukazać rozmach świata przedstawionego, a ten jest naprawdę ogromy. W zasadzie nieograniczony. Po zakończonej pełnej przygód i dziwów wyprawie można odnieść wrażenie, że to tylko niewielki fragment tego rozpasanego uniwersum i szeregu rzeczywistości wchodzących w jego skład. Każdy kadr jest tu zaproszeniem do wstąpienia na kolejną ścieżkę. Obietnicą nieznanego i niezapomnianego. Gaiman skrupulatnie prowadzi nas przez magiczną domenę, skrzętnie wykorzystując podwaliny, które przez dekady kładli artyści tworzący dla DC. I to właśnie ten świat zrodzony z ich wyobraźni, a przefiltrowany przez wrażliwość Gaimana jest głównym bohaterem „Ksiąg Magii”.
Trudno bowiem nazwać Timothy’ego Huntera protagonistą pełną parą. To postać zagubiona, bezbarwna wśród tysięcy kolorów i kształtów stworzonych przez Johna Boltona, Scotta Hamptona, Charlesa Vessa i Paula Johnsona. Ciężko ją polubić, zbliżyć się do niej, poczuć jakąkolwiek więź pozwalającą przejąć się jej losem. Jeszcze nie mag jest tu tylko figurą, pionkiem rozstawionym na szachownicy złożonej z fantastycznych pomysłów. Obiektem manipulacji i wiary. Niknie w cieniu wielkich i zasłużonych. Poza tym sama aparycja chłopaka nie pozwala mu zaufać, tkwi bowiem w jego twarzy ukrytej za ogromnymi okularami pewna tajemnica, zapewne ta nieosiągalna dla byle śmiertelnika możliwość zostania zbawicielem lub oprawcą niosącym zagładę ludzkości.
Ogółem postać Huntera można uznać zaledwie za pretekst dla przebogatej wyobraźni i erudycji Gaimana oraz współpracujących z nim artystów. Strona wizualna omawianego przedsięwzięcia to prawdziwe szaleństwo. Złoto w najczystszej postaci. Realistyczna kreska Boltona przenosi nas z brudnych angielskich ulic do mrocznych, złowieszczych miejsc znajdujących się, gdzieś poza czasem. Onieśmielających swoją surowością i olśniewających monumentalizmem. Bolton tworzy ciąg przenikających się obrazów, często unikając klasycznego kadrowania na rzecz subtelniejszego podziału plansz. Z kolei Scott Hampton ze swoją malarskością oddaje oniryzm podróży Timothy’ego, który pod opieką Johna Constantine’a wędruje przez Amerykę w sposób dalece odbiegający od zwyczajnego przemieszczania się. Dlatego też można odnieść wrażenie, że obrazy Hamptona wręcz płyną, przenikają się nawzajem w towarzystwie grozy, koszmaru i złowieszczości.
Kontrapunktem dla tego etapu wędrówki są prace Charlesa Vessa operującego delikatną, cienką linią. Amerykanin zabiera nas w najbardziej baśniowy fragment tej tułaczki po świecie Magii, a mianowicie do Krainy Letniego Zmierzchu, lub jak kto woli do Krainy Wróżek. Wbrew pozorom to miejsce zgoła niebezpieczne, w szczególności dla każdego, kto nie zna panujących tu zasad. Wśród bajecznej przyrody, pięknych przedmiotów i nienagannych manier kryją się pułapki mogące zamienić życie nieświadomej istoty w prawdziwe piekło. Vess i Gaiman oddają hołd powieści fantasy, grając przy tym na sentymencie czytelnika tęskniącego za czasami własnego dzieciństwa. Za najbardziej dramatyczny akt tej wędrówki odpowiada Paul Johnson, którego ilustracje są niczym roztrzaskane zwierciadło obłąkania. Agresywne, ostre, krzyczące. Pełne ekspresji, dynamiki, narkotycznej psychodeli i chaosu nieustannie mierzącego się z harmonią.
„Księgi Magii” to obok „Sandmana” oraz „Morderstw i tajemnic” najlepsze komiksowe dokonanie Neila Gaimana. Dzieło oferujące bezmiar wyobraźni. Zapraszające nas do wędrówki przez umysł artysty, który wie, jak operować magią, aby skutecznie uwieść i zachwycić czytelnika swoją wizją. Potrafi też nim manipulować, podsuwając mu odpowiednie obrazy i tropy w niebanalnej formie dzięki czterem wybitnym przewodnikom/ilustratorom. Wkraczając do tego świata, możecie już nie odnaleźć wyjścia, ale czy rzeczywiście warto go szukać w tym labiryncie rozmaitości? W końcu, dopóki nikt nie otworzy nam oczu, dopóty wszyscy jesteśmy Hunterami.
Księgi Magii
- Scenariusz: Neil Gaiman
- Rysunki: John Bolton, Scott Hampton, Charles Vess, Paul Johnson
- Przekład: Paulina Braiter
- Oprawa: twarda
- Objętość: 208 stron
- Format: 170x260
- ISBN: 978-83-281-6072-9
- Cena: 79,99
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus