„Sędzia Dredd: Mandroid” - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 19-09-2021 23:28 ()


John Wagner, twórca postaci Sędziego Dredda, wielokrotnie przyznawał, że jego dzieło ma często charakter prześmiewczego pastiszu obnażającego zarówno wady społeczeństwa, jak i quasi-totalitarnego reżimu. I trzeba przyznać, że w wielu opowieściach o przygodach futurystycznego stróża prawa ten absurdalny i czarny humor jest wyraźnie widoczny. Z kolei Mandroid to zupełnie inna para kaloszy.

Nate Slaughterhouse - weteran wojen gwiezdnych - zostaje poważnie okaleczony w walce. Korpus odbudowuje jego ciało i odsyła go do cywila, gdzie nasz bohater nie radzi sobie zbyt dobrze, a jego działania ostatecznie sprowadzają na niego tragedię w postaci zabójstwa syna i zniknięcia ukochanej żony. Zdegustowany bezradnością wymiaru sprawiedliwości Nate postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Niestety w Mega City One nie ma miejsca na samozwańców. Brzmi znajomo? Skojarzenia z Punisherem jak najbardziej na miejscu. Czy to źle? Bynajmniej. Mandroid to świetnie napisana i poprowadzona opowieść o stracie (na wielu płaszczyznach) i zemście. A zarazem jedna z poważniejszych i przyziemnych opowieści tego uniwersum – brak w niej charakterystycznych dla Dredda absurdalnych koncepcji i czarnego humoru. Ponawiam pytanie – czy to źle? Ponownie, nie! W tej opowieści nie ma po prostu miejsca na fantasmagoryczne wizje dystopicznej przyszłości oraz na czarny humor – czy też humor w ogóle. A jednak pomimo ciężkiej, przytłaczającej atmosfery i ponurej, nieprzyjemnej tematyki oraz relatywnej prostoty opowieść o losach Nate’a czyta się z ogromnym zaangażowaniem i fascynacją. Jednakowo dzięki temu, że narracja poprowadzona jest w świetnym tempie, ukazując nam naprzemiennie walkę Slaughterhouse’a oraz starania usiłującego wytropić samozwańczego mściciela sędziów. A jest co śledzić, bo kłody, jakie rzuca protagoniście pod nogi los, są w całej swojej mrocznej krasie tyleż nieprzyjemne i brutalne, ileż oryginalne – szczególnie w drugiej połowie opowieści. Pomimo pewnej formulaiczności ta historia potrafi naprawdę zaskoczyć, a intryga i wątek śledztwa doskonale przeplata się z akcją. Do niezwykle pozytywnego odbioru tej opowieści przyczynia się również to, że główny bohater nie jest pustą wydmuszką, ale wyraźnie zarysowaną i, jak na standardy tego typu opowieści, złożoną postacią targaną nad wyraz autentycznymi emocjami. Fakt, że komiks oferuje nam również wgląd w psychikę nie już tak czarno-białego jak we wczesnych opowieściach Dredda, to już wisienka na torcie.

Do udanej historii i bardzo dobrze napisanych bohaterów dołącza również rewelacyjna oprawa. Rysownicy wyraźnie postawili na oszczędny realizm, odpuszczając sobie  co bardziej groteskowe aspekty wykreowanego na przestrzeni lat świata Mega City One  i pomimo prostoty szkice są bardzo wyraziste i ekspresywne. Gdy zaś fabuła przechodzi od cichego dramatu do wysokooktanowej akcji, to dzięki świetnemu rozplanowaniu plansz i zawartości poszczególnych kadrów akcję śledzi się nad wyraz przyjemnie. Całość zaś uzupełnia dopasowana do klimatu paleta brudnych kolorów podkreślających ponurość i brak nadziei.

Mandroid to zdecydowanie jedna z ciekawszych opowieści, jakie do zaoferowania ma wykreowane przez Wagnera uniwersum – ponura i brutalna, a jednocześnie zaskakująco angażująca pomimo swojej prostoty i przerażająca dzięki swoistej „przyziemności”. Różna od wielu innych najbardziej znanych i uznanych opowieści o Dreddzie, a jednak stojąca na równie wysokim poziomie co inne historie pełne szalonych niesamowitości. Po prostu ludzka. Jeżeli macie okazję, to szczerze polecam zapoznać się z tym innym, bardziej trzeźwym spojrzeniem na świat Sędziego Dredda.

 

Tytuł: Sędzia Dredd: Mandroid

  • Scenariusz: John Wagner
  • Rysunki: Kev Walker
  • Wydawca: Studio Lain
  • Data premiery: 30 maja 2018 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 21,5 x 29,5 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 156
  • Cena: 84,90 zł

comments powered by Disqus