„Doktor Strange” tom 1 - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 12-09-2021 23:31 ()


Jakby tu to napisać… Może tak – Doktor Strange stracił swoje moce! A może inaczej – biedny Doktor Strange stracił swoje moce, jak on sobie teraz poradzi? Nie, nie, nie… Doktorze Strange, gdzie podziały się twoje moce?! Nie, to też nie. Teraz powinno być lepiej – Doktor Strange nie posiada już swoich mocy. Eee…, nie. Pozbawiony mocy Doktor Strange staje do walki z mrocznymi siłami zła. Już nic, nigdy nie będzie takie samo! No, mniej więcej tak to by brzmiało, ale że to wierutne kłamstwo, to chyba niewielu redaktorów odważyłoby się na hasła w tym stylu, prawda? No dobra, nie jestem przekonany. Ostatecznie i oficjalnie sprawa ma się tak: „Doktor Stephen Strange traci moc…”, głosi pierwsze zdanie zamieszczone na tylnej okładce premierowego  tomu poświęconego magowi z  Greenwich Village wchodzącego w skład linii wydawniczej „Marvel Fresh”.

Znowu? Znowu. I znowu nic z tego nie wyszło. Cieszyłem się, że schedę scenarzysty po Dannym Catesie przejął Mark Waid. I nawet nie przeszkadzałoby mi, gdyby seria została napisana w tym nieznośnie patetycznym tonie znanym z „Kingdom Come”. Lepsze to od festiwalu głupoty, z którym obcowaliśmy do tej pory. Oczywiście łudziłem się, że Waid zechce zrobić z Strange'em coś na wzór tego, co uczynił niegdyś z Daredevilem, czyli stworzyć powracające do korzeni postaci, proste, a przy tym pomysłowe i namacalnie „komiksowe” historie. Jednak do takiego zadania potrzebowałby rysownika z talentem Paolo Rivery, bo odpowiadający tu za ilustracje Jesus Sain i Javier Pina nie mają takich umiejętności, aby ich prace uznać za pełne nieskrępowanej magii. Choć przynajmniej nie można mieć większych zastrzeżeń do staranności rysunków obu  panów, którzy operują realistyczną, dokładną i dość statyczną kreską, za pomocą której drugi plan zawsze jest zagospodarowany odpowiednią dla danej sceny ilością szczegółów. Nie ma tu przesady, śmiałości i odwagi. Za to jest spokój i równowaga. Obu można przyrównać do dobrze ubranych, schludnych, ale niczym niewyróżniających się księgowych. Fantazja i radość, jakimi wykazywał się Rivera w czasie swojego krótkiego stażu nad Człowiekiem Nieznającym Strachu, są im obce.

Waid wbrew nadziejom konstruuje fabułę po łebkach. Zaczyna od obowiązkowej podróży, tym razem w kosmos, mającej na celu odnalezienie nowych magicznych artefaktów, ale też, co nie powinno  nikogo zaskoczyć, ów bohater znów będzie musiał wejrzeć we własną duszę. Jeszcze raz rozmówić się z życiem, ustawić hierarchię wartości oraz przedefiniować podejście do magii, jak i ją samą przy pomocy napotkanej na jednej z planet kobiety będącej Tajnolożką (!). Rodzące się nowe przyjaźnie i powracające błędy z przeszłości skutecznie mogły wyważyć tę wyprawę i uczynić z niej ciekawe studium odradzającego się herosa. Lecz Weid nie zasiał w swoim scenariusza ziarnka realizmu potrzebnego do uwierzenia, że na naszych oczach dzieje się coś ważnego i przejmującego. Zamiast tego poszedł w stronę sztampowych dialogów i głupiutkich pomysłów, powielając błędy poprzedników.

Wszystkie grzechy popełnione przez  Jasona Aarona, a potem przez Danny’ego Catesa dają tu o sobie znać. Waid wyraźnie nie jest w stanie wyjść poza schemat –  czego nie dotknie  protagonista, przemienia to w złoto – nawet jeżeli wydaje się, że jest wręcz przeciwnie. Niestety wszystkie dramatyczne wolty, które mają pokazać młodemu/wchodzącemu do tego świata czytelnikowi, jakim to trudnym charakterem i życiem został obdarzony człowiek, na którego barkach spoczywa obrona naszej planety przed siłami wykraczającymi poza możliwości „zwyczajnych” herosów, ani nie pchają  akcji do przodu, ani sprawiają, że odbiorca pochyli się nad losem Strange’a. Może to takie jego przekleństwo. Kolorowe lata 60. i rewolucja kulturowa, jaka się wtedy dokonała, sprawiała, że magia była czymś nietypowym, wspaniałym i pociągającym. A w dobie dzisiejszego stechnicyzowanego XXI wieku jest już tylko przeżytkiem, który trzeba uatrakcyjnić za pomocą podzespołów z doliny krzemowej, aby zupełnie o niej nie zapomniano. Być może to jest właśnie cena za nieumyślne jej używanie. Cena, którą nieświadomie płaci Doktor Strange. Oby w końcu scenarzyści zechcieli spłacić zaciągnięte długi.

 

Tytuł: Doktor Strange tom 1

  • Scenariusz: Mark Waid
  • Rysunki: Javier Piña, Jesús Saiz
  • Tłumaczenie: Weronika Sztorc 
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 25.08.2021 r. 
  • Oprawa: miękka
  • Format: 16,7 x 25,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 264
  • ISBN: 978-83-281-5228-1
  • Cena: 69,99 zł

 
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus