„Deadpool” tom 1: „Najemnika śmierć nie tyka” - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 06-08-2021 21:54 ()


Ach, Deadpool, najemnik z nawijką, bohater świadomy swojego statusu jako postać w komiksie, słynący z ciętego języka, specyficznego poczucia humoru, paskudnej gęby i słyszenia w głowie licznych głosów. Król memów, internetowa sensacja, ulubieniec mas. A jednocześnie poza dwoma kinowymi filmami postać niemal zupełnie mi nieznana. Filmy widziałem i lubię, nawet bardzo, natomiast komiksowe przygody Deadpoola trzymam w rękach po raz pierwszy. I jakie są moje wrażenia z lektury?
 
Skonfliktowane. Z jednej strony wiedziałem, czego się spodziewać, a z drugiej miałem jakieś swoje (być może błędne) wyobrażenie. No ale po kolei – fabuła! Dykteryjka na tyle okładki dumnie obwieszcza, że DP zerwał z superbohaterstwem i powrócił do korzeni – „najemnikowania”! W związku z tym album serwuje nam kilka opowieści powiązanych ze sobą jedynie garstką pojawiających się w nich postaci. Deadpool odpiera atak z kosmosu, Deadpool odpiera atak zombie, Deadpool wyrusza do świata fantazji. Deadpool robi dużo deadpoolowych rzeczy, a my śmiejemy się, widząc, jaki jest nieprzewidywalny, nieokrzesany i szalony. A przynajmniej w założeniu autorów, bo zdecydowanie nie można powiedzieć, żeby lektura od początku do końca wywoływała co chwila salwy perlistego śmiechu. Problem z zawartymi w albumie historiami jest taki, że w zasadzie każda z nich zbudowana jest wokół bardzo konkretnego żartu i jeśli ten właśnie żart danemu czytelnikowi nie przypadnie do gustu, to cała reszta opowieści może iść sobie pobiegać... Humor stanowi swoisty fundament recenzowanej pozycji, a to, że w większości przypadków jest to humor zdecydowanie niskich lotów i na dodatek bardzo odtwórczy, oparty na nawiązaniach do popkultury i absurdzie, który nie do każdego przemówi, sprawia, że od komiksu tego bardzo łatwo się odbić. A jak było w moim przypadku? Dwojako – niektóre z opowieści mnie rozbawiły, w przypadku innych miałem ochotę strzelić siarczystego facepalma. Których było więcej? Było ich po równo.
 
To może recenzowany komiks przeciągnął mnie na swoją stronę kreacjami bohaterów? Cóż... Z wyłączeniem Deadpoola, o którym szerzej za chwilę, to o reszcie bohaterów „Najemnika śmierć nie tyka” za wiele powiedzieć nie można, bo poza nielicznymi wyjątkami nie pojawiają się poza epizodem, w którym przyszło im wystąpić. Najczęściej mają do „zagrania” jedną, wyraźnie określoną rolę i schodzą z komiksowej sceny. Są wyraziste, ale nie zapadają na dłużej w pamięć i na każdą postać zabawną przypada inna, która jest irytująca. To samo zresztą tyczy się głównego bohatera, o ile potrafi on błysnąć autentycznie zabawnym dowcipem i wpadającym w ucho tekstem, to równie często został napisany w sposób wywołujący uczucie zażenowania i zgrzytanie zębów. Nie wiem, czy ma to być celowy zabieg podkreślający schizofreniczną naturę bohatera, czy po prostu scenarzysta zaliczał w procesie twórczym wzloty i upadki, ale sposób charakteryzacji postaci zaprezentowany w albumie sprawia, że „Najemnika śmierć nie tyka” wydaje się lekturą bardzo chaotyczną i, z braku lepszego określenia – rozczłonkowaną.
 
Jeżeli obstawiacie, że moja opinia na temat oprawy graficznej jest równie dualistyczna to brawo, przybijcie sobie piątkę i pogłaszczcie się po głowach. Na każdą planszę lub kadr, który wypada bardzo dobrze lub miejscami wręcz spektakularnie przypada plansza bądź kadr, które sprawiają wrażenie tworzonych w pośpiechu, niedbale i bez wyraźnego pomysłu na to, jak zagospodarować przestrzeń. Świetne użycie barw graniczy w albumie z istnymi bohomazami i przewracając stronę, można jedynie dociekać czy natkniemy się na prawdziwy popis komiksowego kunsztu, czy na graficznego „bełta” rozlewającego się po planszy.

O komiksie tym można powiedzieć naprawdę wiele dobrego. Można też powiedzieć wiele złego. Thanos byłby zachwycony lekturą, bo balans pomiędzy materiałem bardzo dobrym a fatalnym jest niemalże idealny. Na każdą interesującą historię, śmieszny żart i fajnego bohater przypada irytujący dupek, popis żenującego humoru oraz opowieść mało angażująca i/lub nudna. A jakie są ostateczne, sumaryczne wrażenia i odczucia związane z obcowaniem z papierową inkarnacją najemnika z nawijką? Najgorsze możliwe – letnie, ociekające obojętnością i dualizmem. Jeżeli trafi do mnie jeszcze kiedyś komiks o przygodach Deadpoola to go przeczytam, ale jeśli publikacja taka nigdy więcej nie wpadnie mi w ręce, to nie będę z tego powodu płakał. Mam jednak szczerą nadzieję, że seria będzie się miała ku lepszemu, jej poziom będzie szedł w górę i nasze następne spotkanie nie wywoła aż tak skrajnych emocji.

 

Tytuł Deadpool tom 1:  Najemnika śmierć nie tyka

  • Scenariusz: Skottie Young
  • Rysunki: Scott Hepburn, Nic Klein
  • Wydawca: Egmont
  • Przekład: Paulina Braiter
  • Data wydania 28.07.21 r. 
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Stron: 152
  • Format: 167x255
  • ISBN: 978-83-281-5201-4
  • Cena: 39,99 zł


Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus