Graham Masterton „Susza” - recenzja

Autor: Luiza Dobrzyńska Redaktor: Motyl

Dodane: 04-08-2021 16:16 ()


Graham Masterton to już nie nazwisko, a marka. Dlatego właśnie, gdy czytelnik dostaje do ręki kolejną książkę tego autora, oczekuje bardzo wiele. I czasem może się boleśnie rozczarować - nawet nie z powodu obiektywnych braków powieści, a dlatego, że niespodziewanie okazuje się ona adresowana do kogoś zupełnie innego. Miałam tak z "Suszą" Grahama Mastertona, skądinąd jednego z mych ulubionych autorów. Zabrałam się za tę książkę z ochotą - i szybko tego pożałowałam.
 
Wskutek katastrofalnego braku opadów w San Bernardino zaczyna brakować wody pitnej. Władze podejmują decyzję o ograniczeniu dostaw do instytucji i domów prywatnych, zaczynając od dzielnic biedaków. W krótkim czasie doprowadza to do zamieszek i dosłownie z dnia na dzień sytuacja wymyka się spod kontroli. Były komandos, a obecnie pracownik służb socjalnych, Martin zostaje w trybie pilnym wezwany do gubernatora. Musi ogarnąć dwie sprawy jednocześnie - ogromne zagrożenie w mieście i kwestię swego syna, Tylera, aresztowanego pod zarzutem udziału w wyjątkowo okrutnym gwałcie. Jego bezkompromisowa postawa sprawia, że w krótkim czasie ma przeciw sobie i przestępców, z którymi zadarł, i agentów rządowych, których korupcję odkrywa.... 
 
"Susza" należy do cyklu katastroficznego Mastertona podobnie jak "Głód" czy "Geniusz". Bardziej jest to sensacja niż thriller i pod względem formuły sensacyjnej nie można niczego jej zarzucić. Co jednak zraziło mnie do niej, to nadmierne epatowanie seksem, i to wynaturzonym. Co prawda dla Mastertona to żadna nowość. Elementy erotyczne można znaleźć w niemal każdej jego powieści. W tej jednak są szczególnie odrażające, począwszy od precyzyjnego opisu zbiorowego gwałtu, który zresztą stanowi punkt wyjścia jednego z wątków. Później jest tylko gorzej. Mam tu to samo zastrzeżenie, jakie miałam podczas czytania opowiadania "Posocznica". Może się mylę, ale opowiadanie grozy powinno chyba budzić u czytelnika strach, nie mdłości. A opis aktu erotycznego ma za zadanie podniecić, a nie - ponownie - pobudzić do wymiotów. Graham Masterton ma jednak widać inne zdanie.
 
W dodatku to wszystko wcale nie służy wiarygodności fabularnej. To prawda, że nie mam bladego pojęcia o pracy agencji rządowych, a tym bardziej o schematach działania marines. Nawet dla zupełnego laika jest jednak rzeczą wysoce nieprawdopodobną, by w każdej sprzyjającej i niesprzyjającej chwili tajni agenci szli jeden z drugim do łóżka/w krzaki/na tylne siedzenie wozu (niepotrzebne skreślić). Najlepiej zaś w samym środku bardzo niebezpiecznego zadania, gdy w każdej chwili grozi im śmierć, a dookoła świszczą kule różnych wrednych typów. Wiem, że obecnie takie akcje są modne w filmach, serialach i powieściach, ale to nie znaczy, że stały się przez to mniej absurdalne.
 
Drugim minusem powieści jest postać głównego bohatera, przy którym James Bond, Chuck Norris i Steven Segal wyglądają jak zasmarkane ze strachu przedszkolaki. Ba, nawet Superman schowałby się ze wstydu w swej lodowej twierdzy, gdyby zobaczył jego wyczyny. Poważna przesada, szczególnie gdy jako przeciwwagę ma on przy sobie syna, najbardziej irytującego i rozmazanego mięczaka, o jakim zdarzyło mi się czytać. Oczywiście musi "zrobić z niego mężczyznę", nim uratuje swój świat, bo jakże inaczej. Idzie mu jednak tak sobie, bo materiał jest wyjątkowo oporny.
 
Trzecia wpadka, jak dla mnie najbardziej irytująca (uwaga spoiler). Kiedy Tyler odwiedza w szpitalu ofiarę gwałtu, ta zwraca się do niego z całkowicie absurdalnymi słowami przebaczenia (Musiałeś to zrobić, bo inaczej by cię zabili i właściwie cieszę się, że się im nie postawiłeś). Jest to tak psychologicznie niemożliwe, że aż dziw bierze, jak autor, przecież seksuolog, mógł napisać coś takiego. Tak jakby nie miał pojęcia, czym jest trauma po tego rodzaju wydarzeniu i jakie ślady zostawia w psychice. Rzeczona scena jest nie tylko kompletnie nierealistyczna, ale też wysoce niesmaczna, a nawet oburzająca. Kobieta po tak strasznym przeżyciu nie myśli bowiem logicznie, i nawet latami nie jest w stanie znieść nie tylko dotyku, ale i widoku mężczyzny. Co dopiero jednego z gwałcicieli, choćby i zmuszonego rewolwerem do tak ohydnego czynu. Nawiasem mówiąc, co to za mężczyzna? Jego zachowanie może budzić tylko pogardę i nie usprawiedliwia go nawet wrodzone tchórzostwo. Ta scena jest policzkiem wymierzonym wszystkim ofiarom gwałtu i Masterton bardzo mnie nią rozczarował, choć przecież nie jestem wojującą feministką oskarżającą wszystko i wszystkich o seksizm.
 
Reasumując, mamy do czynienia z książką dość dobrze oddającą to, co może się stać w dużym mieście podczas klęski braku wody, aczkolwiek nie nowatorską. Dokładnie to samo, tylko bez Supermanów w tle i sprośnych scenek, opisywał Heinlein w swojej kultowej powieści "Przestrzeni! Przestrzeni!". Zresztą nie trzeba być geniuszem, żeby przewidzieć, jak mogłaby się skończyć większa posucha w nowoczesnej metropolii. Graham Masterton opisał to właściwym dla siebie stylem, jednak powieść nie prezentuje się ani oryginalnie, ani zbyt porywająco. Drugi raz bym po nią nie sięgnęła.
 
 
Tytuł: Susza
  • Autor: Graham Masterton
  • Gatunek: sensacja
  • Wydawnictwo: REBIS
  • Data premiery: 13.07.2021 r. 
  • Przekład: Wiesław Marcysiak
  • Okładka: miękka
  • Ilość stron: 352
  • ISBN: 978-83-8188-288-0
  • Cena: 39,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus