„Czarna Wdowa” - recenzja druga

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 20-07-2021 20:50 ()


Solowy film należał się Nataszy Romanowej już dawno temu. A na produkcję z Czarną wdową w roli głównej przyszło nam czekać ponad 10 lat. No, ale mówi się, że cierpliwość jest gorzka, ale jej owoce słodkie. Niestety nie tym razem. Drażni to, że po tylu latach wyczekiwania przyszło nam oglądać produkcję tak... letnią...
 
Pierwsze problemy pojawiają się już na początku – Czarna Wdowa jest prequelem. Jednym będzie to przeszkadzać, innym niekoniecznie. Mnie owszem, bo z góry wiem, że co by się w filmie nie wydarzyło, to  wpływu na całokształt filmowego uniwersum Marvela mieć nie będzie – wszak w toczących się w późniejszym okresie fikcyjnej linii czasu historiach brak choćby marginalnej wzmianki o przedstawionych tu wydarzeniach. A szkoda, bo właśnie jedną z najatrakcyjniejszych cech MCU jest właśnie ta wzajemna sieć połączeń i nawiązań. Natomiast film Cate Shortland istnieje w niemal kompletnym oderwaniu od pozostałych produkcji spod szyldu MCU i szczerze mówiąc, gdyby tytułowa bohaterka nazywałaby się inaczej, mógłby zaistnieć jako twór zupełnie odrębny.
 
Twór chciałbym dodać wyjątkowo średni. Widać, że twórcy kreujący solowe przygody tytułowej bohaterki chcieli iść w kierunku szpiegowskiego thrillera pełnego podnoszącej ciśnienie akcji – filmu w typie wyjątkowo dobrze przyjętego Kapitana Ameryki: Zimowego Żołnierza. Wyszło im to ani szczególnie dobrze, ani rażąco źle. Niby ogólna historia o wyzwoleniu indoktrynowanych i zniewolonych zabójczyń spod władzy szalonego ekstremisty z manią wielkości to nic szczególnie oryginalnego, ale film kotlet ten odgrzewa umiejętnie i  serwuje w przebraniu, które sprawia, że w gruncie rzeczy miałka historia jest jak najbardziej strawna. Akcja toczy się w przyzwoitym tempie, są też i jakieś jej zwroty i retrospekcje, które fabułę uatrakcyjniają, więc specjalnie na treść narzekać nie mogę. Tym bardziej że jak na materiał, z którym przyszło im pracować, aktorzy ze swojej roboty wywiązali się zaskakująco dobrze.

ScarJo emanuje charakterystyczną pewnością siebie i dobrze oddaje rzeczowy i mało odporny na przysłowiowy bullshit charakter bohaterki, w którą się wciela, a towarzysząca jej Florence Pugh świetnie wcieliła się w tyle zagubioną, ile zbuntowaną i permanentnie poirytowaną młodszą „siostrę” Nataszy. Pozwolę sobie jednak na uszczypliwą uwagę – choć Pugh wspominam bardzo ciepło z Midsommar, a jej gra w Czarnej Wdowie również wyjątkowo przypadła mi do gustu, to trudno mi oprzeć się wrażeniu, że mając na uwadze sceny akcji, w jakich bierze udział kreowana przez nią postać, w roli tej obsadzić można było kogoś, kto po ekranie poruszać się będzie bardziej żwawo albo przynajmniej napisać z myślą o dość korpulentnej (choć zdecydowanie urodziwej aktorce) sceny akcji, które pozwalałyby jej błyszczeć w inny sposób. Niestety, ale Florence na tle reszty obsady biorącej udział w licznych potyczkach, pogoniach i pościgach wypada, mówiąc delikatnie – blado...

A co z resztą obsady? Rachel Weisz w roli podstarzałej, ale wciąż jarej czarnej wdowy zajmującej się obecnie zagadnieniami logistyczno-naukowymi jest dobrym uzupełnieniem i świetnym narzędziem do ekspozycji, a David Harbour jako Red Guardian ogarnięty manią wielkości wnosi do filmu odrobinę humoru, czasami nawet śmiesznego. Inna sprawa, że równie często niezmiernie irytuje. Na szczęście w ten dobry, zamierzony przez scenarzystów sposób. A co z czarnymi charakterami? Postać Taskmastera, która prześladuje na każdym kroku naszych bohaterów – miała potencjał, ale w ostatecznym rozrachunku sprowadza się do pozbawionego większej głębi chłopca na posyłki, a zapewne w zamierzeniu scenarzysty szokująca fabularna wolta, której Taksmaster jest częścią, po prostu nie robi takiego wrażenia, na jakie zapewne twórcy liczyli. Na szczęście Generał Drejkow odgrywany przez Raya Winstona jest postacią o wiele przyjemniejszą w odbiorze – niekoniecznie wyjątkowo skomplikowaną, ale z pewnością napisaną i zagraną w sposób, który wywołuje autentyczną antypatię i sprawia, że na to, kiedy podły Rusek zbierze w końcu w papę za swoją niegodziwość, czeka się, siedząc jak na szpilkach. Na plus mogę również zaliczyć to, że dowiedzieliśmy się co nieco o przeszłości granej przez Scarlett Johansson postaci. Będzie to dla fanów bohaterki nie lada gratka, gdyż jak dotąd wiedzieliśmy o przeszłości rudowłosej heroiny zaskakująco mało. Inna sprawa, że informacje te zaserwowano nam w sposób odrobinę ciężki do przełknięcia – stanowiący pretekst do wspominek wątek rodzinny jest mocno żenujący, i oglądanie scen „familijnych” u niejednego wywoła pewnie mocne zgrzytnięcie zębami.
 
Czy polecę Czarną Wdowę? Owszem. Pomimo wielu wytkniętych w recenzji wad to na filmie bawiłem się całkiem nieźle dzięki solidnemu połączeniu intrygi i dobrze zaprezentowanej akcji oraz przekonującemu aktorstwu. Czy produkcji należą się za coś szczególne pochwały? Nie. W szkolnej skali byłby to taki film na trzy z plusem. Całkiem sporym plusem, ale jednak nie zasługującym na czwórkę. W czasie seansu można się całkiem porządnie wybawić, ale fabularnych i realizatorskich wodotrysków nie oczekujcie.

Ocena: 3+/6

Tytuł: Czarna Wdowa

Reżyseria: Cate Shortland

Scenariusz: Eric Pearson, Jac Schaeffer, Ned Benson

Obsada: 

  • Scarlett Johansson
  • Florence Pugh
  • Rachel Weisz
  • David Harbour
  • Ray Winstone
  • Ever Anderson
  • Violet McGraw
  • O-T Fagbenle
  • William Hurt

Muzyka: Lorne Balfe  

Zdjęcia: Gabriel Beristain

Montaż: Leigh Folsom Boyd, Matthew Schmidt

Scenografia: John Bush, Jess Royal

Kostiumy: Lisa Lovaas, Jany Temime

Czas trwania: 133 minuty

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus