„Chainsaw Man” tom 4 i 5 - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 16-07-2021 17:12 ()


Uwielbiam w mangach niekiedy nietypowe, ale co za tym najczęściej idzie w parze też dynamiczne, widowiskowe i pełne dramaturgii i akcji sceny. Są to momenty, które na długo zapadają w pamięć i w pewien sposób klasyfikują daną mangową serię, wkładając ją – mówiąc oczywiście kolokwialnie – w pewne ramy. Dodatkowo sprawia to też, że tego typu scena, w zależności od tego, jak na nas zadziała, że nasza ocena całości albo szybuje w górę, albo wręcz odwrotnie pikuje w dół. W „Chainsaw Man”, a dokładnie w piątym tomiku tej serii, właśnie tego typu moment dostajemy. Mam tu na myśli pewną scenę walki, która odbywa się we wnętrzu pociągu. Boże drogi, ile tam, na przestrzeni zaledwie kilku plansz się dzieje, a jak ogromną przyjemność sprawia jej oglądanie wiedzą tylko ci, którzy po tę mangę sięgną. Uwierzcie mi jednak, że warto dla tej jednej sceny rozpocząć lekturę serii autorstwa Tatsuki Fujimoto, która w Polsce ukazuje się dzięki Waneko.
 
Oczywiście ten jeden element nie jest jedynym pretekstem do sięgnięcia po ten tytuł, który bliski jest animowanej ekranizacji, ale podczas lektury czwartego i piątego tomiku zdecydowanie rzucił się on w oczy, dlatego o nim wspomniałem. No dobrze, ale nie samą „pociągową sceną” te dwie najnowsze odsłony serii stoją, więc czego możecie spodziewać się po nich i czy poziom całości rośnie, maleje czy jest constans? Sprawdźmy wspólnie.
 
Czwarty i piąty tomik to kontynuacja wydarzeń z poprzedniej odsłony (cóż, żadne to zaskoczenie heh). Wówczas to na Denjiego rozpoczęło polowanie pewne bezwzględne ugrupowanie, które zapragnęło pozbawić bohatera…serca. Tak serca i tak chcą go pozbawić tego skądinąd potrzebnego do funkcjonowania organu. Napastnicy są bezwzględni, o czym 4 Specjalny Oddział Demonobójczy szybko się przekona. Nie będą oni jednak bierni i podejmą walkę, a oprawca z łowcy stanie się ofiarą. Będzie więc walka, próba odwetu, śmierć, krew i mnóstwo, mnóstwo brutalnych pojedynków. Możecie mi wierzyć na słowo, że tego akurat nie zabraknie. I oczywiście nie będę zdradzał fabuły tomiku piątego, aby uniknąć spojlerów, ale zdradzę tylko, że obydwa traktują o tym wątku, zamykając go w pewien sposób. Obydwa są też dynamiczne i nietypowe, o czym mogliśmy się przekonać już wcześniej. Żadna to więc nowość.
 
To, co wyróżnia te dwie najnowsze odsłony, to poza samą dużą dawką emocji, które wzbudzają, jest również to, że można w nich też dostrzec takie nastawienie na klimat i ciężką atmosferę. Ta kreowana jest przez elementy takie jak pojawiające się w komiksie zombie, występującą w hurtowych ilościach śmierć zadawana w najbardziej wyszukany i odjechany sposób, łącznie z ucinanymi kończynami, dekapitacją czy przecinaniem człowieka (demona?) wpół czy w końcu od groma pojedynków z mocnymi przeciwnikami. Owszem, mieliśmy z tym do czynienia wcześniej, ale tym razem jest to nad wyraz widoczne. Stwierdzenie, że mamy do czynienia ze swego rodzaju horrorem byłoby może nadinterpretacją, ale łatka +16 zdecydowanie do tych dwóch odcinków pasuje. Fujimoto spuścił przy tym nieco z tonu przy scenach podszytych erotyką, aczkolwiek pewna rozkładówka robi robotę (przepraszam za kolejny kolokwializm), przerzucając ciężar właśnie na nieco cięższe klimaty. Wyszło to serii naprawdę na dobre, gdyż po pierwsze pozwoliło zmienić nieco nastrój, a po drugie sprawiło, że odpoczęliśmy od tych dwuznacznych żartów i uniknęliśmy tym samym nudy, która mogłaby się wkraść. W zamian za to dostaliśmy naprawdę zmyślny scenariusz z często bezkompromisowymi rozwiązaniami.
 
Fujimoto nie byłby jednak sobą, gdyby gdzieś tam do głosu nie doszła jego natura autora kreatywnego, niebojącego się podejmować wyzwań i stawiającego na rozwiązania nietypowe. Daje on temu wyraz niemalże przy okazji każdego kolejnego tomiku i również jest tak w tym wypadku. Trzeba mieć wizję na swoją historię, aby tuż po tym, gdy ukazywał on odcinane kończyny i żywe trupy, nagle zmienić koncept i postawić na opowieść jakby żywcem wyjętą z romansidła. Wow! Obok gore mamy randki w kinie, śmiech, łzy i uczucia. Tworzy to niebanalne, ale też pasujące do siebie rozwiązanie, na które zdecydowaliby się nieliczni. Fujimoto jest jednym z tych nielicznych. To może wydawać się drobnostką, ale naprawdę wpływa na odbiór całości. Nieważne bowiem czy czytasz pierwszy, piąty czy dwudziesty piąty tomik serii. Tutaj zaskoczenie może Cię spotkać we właściwie każdym momencie. I to z miejsca eliminuje coś takiego jak znużenie czy powtarzalność. I właśnie ani jednego, ani drugiego nie znajdziecie w czwartym i piątym tomiku „Chainsaw Man”. Za to dostaniecie pełno mięsa, czyli dynamikę, bitki, zwroty akcji i humor w oparach ciężkiej klimatycznej atmosfery ze stale powiększającą się galerią postaci i demonów. Seria ta jest jak jej okładki (szczególnie ta z tomiku piątego). Krzykliwe, pełne pasji, dynamicznych ujęć i odważnych rozwiązań czy to fabularnych, czy to graficznych. „Chainsaw Man” jest bezpretensjonalną rozrywką dla wszystkich tych, którzy gotowi są na takie rozwiązania. Tom czwarty i piąty tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że przed nami jeszcze dużo dobrego, a mangaka nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

 

Tytuł: „Chainsaw Man” tom 4 i 5 

  • Scenariusz: Tatsuki Fujimoto
  • Rysunki: Tatsuki Fujimoto
  • Wydawca: Waneko
  • Tłumacz: Wojciech Gęszczak
  • Premiera: 08.04 i 08.06.2021 r. 
  • Oprawa: miękka
  • Format:  195 x 138 mm
  • Papier: offset
  • Druk: cz-b
  • Stron: 200
  • ISBN-13: 9788380969278
  • ISBN-13: 9788380969261
  • Cena: 22,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus