Robert J. Szmidt „Ostateczne rozwiązanie” - recenzja
Dodane: 05-07-2021 21:26 ()
Pisanie historii alternatywnej jest trudnym wyzwaniem. Wymaga wiedzy faktograficznej i przygotowania intelektualnego, bo jest to swego rodzaju zabawa „co by było, gdyby…”, która bez dobrej podstawy nie będzie wiarygodna. Jak zatem wyszła historia alternatywna autora, którego bardzo cenię za inne wspaniałe opowieści? Robert J. Szmidt w „Ostatecznym rozwiązaniu” pokazał, że ma w głowie jeszcze wiele nietuzinkowych pomysłów.
Przyznaję, że o książce dowiedziałem się dość niespodziewanie, jednak po szybkim zapoznaniu z zapowiedzią już wiedziałem, że czekam z niecierpliwością. Kiedy w końcu powieść dostała się w moje ręce i zacząłem jej lekturę, to byłem lekko zdziwiony. Zarówno zapowiedź, jak i blurb naświetliły tylko ogólne realia, przedstawiając postać niejakiego Georga Elsera. Zakładałem zatem, że oto poznałem głównego bohatera. Niby początek książki utrzymuje w tym złudzeniu, jednak już szybko historia przeskakuje na opowieść o losach zupełnie innej osoby.
Akcja „Ostatecznego rozwiązania” oscyluje wokół porucznika Jana Kozielewskiego, który znany może być niektórym pod nazwiskiem Karski. Wraz z agentem wywiadu brytyjskiego musi on dowiedzieć się, jak daleko posuwa się nazistowska machina zagłady, bo fakt, że stery w III Rzeszy przejął Himmler, nie znaczy, iż komukolwiek żyje się lżej. Na marginesie wydarzeń, gdzieś z tła dowiadujemy się, jak przebiega nowa linia wydarzeń. Kto z kim się dogaduje, kto ginie, kto poddaje się bez walki. Jest to całkiem ciekawe, bo prawdopodobieństwo wszystkich wydarzeń alternatywnych jest faktycznie dużo. Wystarczyło zmienić tylko jeden trybik w postaci udanego zamachu na Adolfa Hitlera, by cały świat przybrał czarno-czerwono-białe barwy w cieniu swastyki.
O fabule nie powiem dużo, jednak motyw przewodni jest właściwie podobny do działań tego historycznego Jana Karskiego. Opowieść jest przy tym bardzo autentyczna i obfitująca w wydarzenia, które można określić mianem „gdzieś, to już kiedyś…”. Co mam na myśli? Otóż sceny wydają się żywcem wyjęte z różnych wspomnień, raportów itp., z których część być może służyła już komuś za materiał źródłowy. Żeby nie było, nie twierdzę, że „Ostateczne rozwiązanie” jest wtórne. Nic z tych rzeczy. Wręcz przeciwnie, autor swoją pomysłowością i zestawieniem różnych elementów wyszedł zdecydowanie przed szereg twórców, którzy snuli już podobną wizję II wojny światowej.
Zanim ktoś zarzuci mi nadmierne zachwycanie się książką, muszę dorzucić łyżkę przysłowiowego dziegciu. Książka wydała mi się nierówna pod względem tempa akcji. Do połowy powieść ciągnęła mi się dość monotonnie, chociaż doceniam, że czytelnik dowiaduje się wtedy bardzo dużo o świecie, w którym toczy się fabuła. Końcówka była za to napakowana zarówno emocjami, jak i tempem akcji. Mamy tutaj również coś, co w wielu książkach mnie drażni – przeskoki czasowe. Zgoda, dają one czytelnikowi szansę na zobaczenie pewnej perspektywy, jednak osobiście wolałbym akcję skupioną na sednie sprawy w latach 1940-41 z pominięciem pierwszej i ostatniej „Części”.
Stylem „Ostateczne rozwiązanie” odbiega w moim przekonaniu od tego, co do tej pory serwował na Robert J. Szmidt. Przede wszystkim, poza faktem, że cała historia to alternatywna wersja wydarzeń, nie mamy tutaj ani grama fantastyki. Nie można więc schować się za nowinkami technologicznymi czy inną magią. To pełnokrwista powieść zbudowana na mocnych postaciach i interesujących rozważaniach „co by było, gdyby…”. Co ważne, autor naprawdę oddał w tekście zarówno ducha szpiegowskiego życia, jak i wskazał, jak niewiele trzeba, by zmienić nastroje w całych narodach. W tej drugiej kwestii trochę chyba po bandzie jest scena finałowa, ale to już moja opinia. Być może jest plan wypełnienia luki czasowej, która występuje między wydarzeniami z „Części ósmej” a „Epilogiem”.
No właśnie, budowa całej powieści na sam koniec wywołała mój uśmiech. Nie wiem, czy to zamierzony efekt, ale widząc podział na „Części” z dookreśleniem złożonym z wymownego tytułu, konkretnego miejsca i daty, od razu miałem przed oczami twórczość Tarantino. Z tego punktu trzeba przejść właśnie do kolejnej sprawy. „Ostateczne rozwiązanie” jest według mnie bardzo filmową historią. To uzasadnia większość rzeczy, o których marudziłem powyżej.
Do wydania książki nie mam żadnych zarzutów. Nie napotkałem żadnych rażących błędów czy literówek, a od strony technicznej wszystko wydaje się porządnej jakości. Ilustracja okładkowa znów zabrała mnie gdzieś w stronę tych filmowych skojarzeń, bo choć można ją nazwać minimalistyczną, to oddaje bardzo dobrze ducha tekstu. Gorzej wypada bardzo ubogi tył okładki. Rozumiem, że miało być klimatycznie i ponuro, ale te kilka odpowiednio spreparowanych logotypów można było jeszcze wcisnąć i klimat by nie ucierpiał, a zniknęłoby poczucie takiej ubogiej szaty graficznej.
Uff… rozpisałem się, ale nie żałują, bo ta książka jest warta drobiazgowej oceny. Ostatecznie wynik ten jest bardzo dobry. Najnowsza powieść Roberta J. Szmidta zasługuje na uwagę czytelników. Nie jest to traktat naukowy analizujący różne zmienne tory historii, ale pełnoprawna powieść prowadząca autentycznie żyjących w przeszłości ludzi innymi ścieżkami losu. „Ostateczne rozwiązanie” jest napisane z filmowym rozmachem i chociaż w związku z tym nie ustrzegło się mankamentów trapiących kinematografię, to lekturę będę wspominał naprawdę długo i pewnie jeszcze wrócę do tego tytułu, co nieczęsto mi się zdarza. Polecam bez chwili wahania!
Tytuł: Ostateczne rozwiązanie
- Autor: Robert J. Szmidt
- Wydawnictwo: Znak
- Data publikacji: 30.06.2021 r.
- Liczba stron: 384
- Format: 140x205mm
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Wydanie I
- ISBN-13:978-83-240-7941-4
- Cena: 44,99 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Znak za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus