Jan Łada „W nawiedzonym zamczysku” - prolog do historii z „Ogniem i mieczem”
Dodane: 28-06-2021 19:49 ()
Powieści Jan Łady (literacki pseudonim księdza Jana Gnatowskiego) „Oman”, „W zaklętym zamczysku” czy „Antychryst” cieszyły się olbrzymią popularnością w dwudziestoleciu międzywojennym. W okresie PRL-u jego książki objęte zostały całkowitą cenzurą i wycofane z bibliotek. Jan Łada uważany jest za twórcę polskiej powieści gotyckiej w manierze powieści historycznej Waltera Scotta. W 2020 roku w bestsellerowej antologii „Z duchami przy wigilijnym stole” ukazała się po raz pierwszy po wojnie jego mini powieść „Lucyfer”.
W nawiedzonym zamczysku
- Jan Łada
- Rok wydania: 2021
- Stron: 480
- Oprawa: twarda z obwolutą
- Premiera: 6 LIPCA
„W nawiedzonym zamczysku” (zmieniony tytuł „W zaklętym zamczysku”) rozpoczyna się w 1633 roku na Wołyniu . Ukazuje wydarzenia na kresach będące jakby prologiem do historii z „Ogniem i mieczem” Sienkiewicza.
Książka opisuje dzieje zwaśnionych rodów Miśniakowskich i Turobojskich. Zło zasiane przez Hrehora Miśniakowskiego, okrutnego i chciwego wojewodę, jest krwawym dziedzictwem - klątwą, z którą zmagają się bohaterowie powieści, szczególnie jego prawnuk rotmistrz Kazimierz.
Książka przemawia filmowym klimatem i tempem zdarzeń. Jest napisana według oczekiwań dzisiejszego czytelnika, poszukującego opisu obrazami, a nie słowem, połączenia magii, cudowności z rzeczywistymi wydarzeniami historycznymi.
Książka na nowo opracowana i zredagowana zgodnie z wymogami współczesnej polszczyzny.
OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA
Powieść Jana Łady W zaklętym zamczysku zaczęła się ukazywać w odcinkach w „Słowie” w 1914 roku. W 1925 — roku śmierci pisarza — wydał ją Gebethner i Wolff . Takie było zwieńczenie żywota niezwykle popularnego autora okresu międzywojennego. Ale też — literata, estety, jednej z najkulturalniejszych i najbardziej europejskich postaci swoich czasów. Bywały w świecie, dobrze wykształcony. Prowadził salon literacki we Lwowie. Dajemy czytelnikowi ostatnią wydaną za życia pisarza książkę pod nieco zmodyfikowanym tytułem — W nawiedzonym zamczysku, sądząc, że lepiej oddaje on jej istotę. Zmiany dotyczą nie tylko tytułu, ale przede wszystkim warstwy językowej, pewnych niedoskonałości i niedopracowań fabuły. Czy mieliśmy do tego prawo? Wyobraźmy sobie, że przychodzi do wydawnictwa ceniony przez nas autor, daje nam tekst nie tylko do wydania, ale także do zredagowania. To obowiązek wydawcy. Jan Łada od wczesnych lat zmagał się z postępującym kalectwem. Tracił wzrok. Kiedy pracował nad swoją ostatnią powieścią, był już właściwie niewidomy. Książki nie pisał, lecz ją dyktował w odcinkach. Tak zresztą kiedyś zaczęła się literatura, od gawędy i opowieści. Od przekazu ustnego. Paradoksalnie ślepota wyostrzyła wyobraźnię autora, tak jak niewidzący muzycy są często obdarowani genialnym słuchem. Ale jednocześnie te okoliczności spowodowały, że autor nie był w stanie tekstu korygować. Wcześniejsze książki Jana Łady, jak choćby Mag, Oman (Omam) czy apokaliptyczna wizja dziejów zawarta w Antychryście, były bardzo chwalone. Większość recenzentów jednak dość krytycznie oceniła W zaklętym zamczysku. Dlaczego? Jako wady wytykano akurat to, co w tej książce jest dla dzisiejszego czytelnika niezwykle atrakcyjne — elementy fantasy, łączenie poziomu ziemskiego z nadprzyrodzonym. Pozbawiony wzroku autor wskrzeszał przed swoimi oczyma świat swojego dzieciństwa, magii Kresów Rzeczpospolitej, świat baśni i podań, opowiadanych na Wołyniu przez nianię i dziadków. Malował historie o nawiedzeniach, upiorach i wilkołakach. My właśnie w tej powieści widzimy olbrzymi potencjał. Prezentujemy ją czytelnikowi w momencie, gdy polska literatura popularna święci trumfy czytelnicze nie tylko w Polsce (Andrzej Sapkowski, Jacek Inglot, Jacek Komuda, Andrzej Pilipiuk czy najpopularniejsza współczesna pisarka powieści historycznej Elżbieta Cherezińska, która w błyskotliwy sposób wplata wątki fantastyczne w bardzo realistyczne sytuacje historyczne). I, co ciekawe, większy sukces odnoszą ci autorzy, którzy opowiadają językiem współczesnego czytelnika, niż ci, którzy nieudolnie stylizują swe powieści na nikomu nieznaną średniowieczną polszczyznę czy barokowe zawijasy. Powieść Jana Łady jest niesłychanie filmowa, stanowi jakby preludium do Trylogii Sienkiewicza. Jej zaletą jest też wątek romansowy, szybkie tempo akcji, a także świetnie naszkicowane postacie. Autor dał nam książkę z bardzo ciekawym rozwiązaniem fabularnym, a z dzisiejszego punktu widzenia jemu współczesne krytyczne uwagi recenzentów przemawiają raczej na jej korzyść. Realistycznie napisana powieść historyczna na początku XX wieku odchodziła, nie tylko za oceanem, w przeszłość. Rodziła się ubrana w szaty magii i miecza powieść o zapomnianych legendarnych krainach, o pradawnych czasach, znanych współczesnemu czytelnikowi z książek Lorda Dunsany czy Lovecrafta o mitologii z Cthulhu. Łada współgrał z tą światową tendencją swoją opowieścią o cudownej kresowej krainie, o pełnym magii stepie, o życiu niepozbawionym grozy i horroru. Mówiono, że to autor będący zaledwie naśladowcą i epigonem Sienkiewicza. Nic podobnego! Raczej kontynuator i dopełnienie naszego noblisty. I prekursor! Nie chcieliśmy oddawać czytelnikowi tekstu cennego, ale pokrytego — nie z winy autora — patyną, bo to tak, jakby znakomita akcja i obrazy powieściowe przesuwały się za przybrudzoną szybą. Ową patyną, oprócz wspomnianych już usterek w warstwie fabularnej i psychologicznej, jest także nieczytelna w dużej mierze dziś warstwa staropolszczyzny, tekstów w języku ukraińskim czy po łacinie. Usunęliśmy ich nadmiar, który mógłby powodować znużenie czytelnika, jednakże zostawiając je w ilości takiej, by zachować klimat. Powinniśmy poczuć się trochę obco, w innych czasach, w innej przestrzeni, otoczeni ludźmi mówiącymi inaczej. By nie zgubić kolorytu tego, co minęło, ale i trwa. Nie wszystko musimy znać, wiedzieć, ale też nadmiar niezrozumienia nie może nas przygnieść. To kwestia proporcji. Jednocześnie uznaliśmy, że nie przysłużymy się powieści, wprowadzając setki przypisów, tłumacząc czytelnikowi, jak ma poszczególne zdania rozumieć, jak czytać, co przeżywać i czuć. Bo uczucia grają tu jedną z głównych ról. Musieliśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy dzisiejszy czytelnik uwierzy w uczucia kochanków, którzy patrząc sobie w oczy, przemawiają w staroświecki, niezrozumiały dla niego sposób. Jak nazwać to, czemu został poddany pierwotny tekst W zaklętym zamczysku? Adaptacją, redakcją, opracowaniem? Może najwłaściwszym słowem jest „tłumaczenie”? Tłumaczenie na język współczesny. Każde tłumaczenie coś gubi, ale jego zadaniem jest ocalenie. Choćby cząstki. Taki cel przyświecał nam przy pracy nad tekstem Jana Łady — uratować, ocalić od zapomnienia. Pisarz chce po śmierci żyć, a nie być traktowany z udawanym szacunkiem przez tych, którzy jego książki chowają do magazynów, zabezpieczone na wieczne nieczytanie. Dwa razy w historii książki Jana Łady przegrywały. W międzywojniu przez niestaranną edycję, ale też przez zaściankowość polskiej krytyki, która nie potrafi ła dostrzec i docenić tego, co dzieje się w światowej literaturze popularnej. I po wojnie, gdy zostały zakazane i usunięte z bibliotek, gdyż uznano je za nośnik wstecznictwa. Podobny los groził „religiantowi i nacjonaliście” Sienkiewiczowi, którego przed niebytem uratował Józef Stalin. Powitał na Kremlu delegację polskich literatów z Ogniem i mieczem w ręku i zawyrokował: „Eto charoszaja kniga”. Czy ją przeczytał? Nieważne. Poszła natychmiast depesza do Warszawy. Łady nigdy nie zawiedli czytelnicy. To dla nich się pisze i oni decydują o życiu książki i pisarza. Jak pisał nasz autor w liście do Zygmunta Sarneckiego: „Nową powieść, którą dopiero zacząłem, mam już sprzedaną”. W jego historii o kresowym zamczysku rzeczywiście się rozczytywano.
comments powered by Disqus