Arkady Saulski „Krew kamienia” - recenzja druga
Dodane: 07-06-2021 22:07 ()
Fantastyka jest na tyle pojemną „przestrzenią” twórczej aktywności, że zawiera w sobie mnogość odmian. Czytelnicy preferujący ten rodzaj literatury doskonale o tym wiedzą i nie ma sensu wymienianie jej poszczególnych nurtów. W kontekście tej akurat refleksji wypada wymienić heroic fantasy. Fabuły przybliżane w utworach tego podgatunku są proste niczym ostrze miecza Conana. Dlaczego napisałem Conana? Większość odbiorców powyższej prozy już wie. Postać Conana Barbarzyńcy, stworzył i opisał Robert E. Howard. Wszak to właśnie ów pisarz był prekursorem i twórcą gatunku magii i miecza (a zatem heroic fantasy właśnie).
Na kartach sygnowanych przezeń opowiadań, historie przedstawione są czytelne dla każdego, poprzez prostą (acz nie prostacką) konstrukcję fabuły. Po jednej stronie są pozytywni bohaterowie, którzy muszą przeżyć wiele przeszkód na drodze do celu, aby zdobyć nieprzebrane skarby lub zgładzić złego i wrednego adwersarza. W powyższą konwencję wpisuje się powieść pt. „Krew Kamienia” autorstwa Arkadego Saulskiego. Rzeczony przybliża w niej losy przede wszystkim dwójki bohaterów, tj. Harlana i Niry. Ten pierwszy to gardański zabijaka, człowiek od „mokrej roboty”. Wielokrotnie skazany za morderstwa i kradzieże (każdy wyrok to nowy tatuaż na jego twarzy). Stąd został on zmuszony zaciągnąć się do frontowej kompani karnej, przez co żołnierskim trudem i poświęceniem zdołał odkupić swoje przewinienia. Teraz wraca do swojego domu usytuowanego w tajemniczej Gardzie. Gardzie, tj. krainie, której znakami rozpoznawczymi są potężne i niezdobyte twierdze wznoszące się w trudno dostępnych górach, rośli i nie mniej groźni wojownicy, przepiękne kobiety oraz… miasta wybudowane w podziemiach. Nira, to dowódczyni oddziału zwiadowczego, który wchodził w skład korpusu ekspedycyjnego wysłanego w dobrym geście jako wsparcie dla sił Orlanu zmagającego się z zażartym powstaniem. Zostaje zdradzona przez Lidie, dowódcę lekkiej konnicy tegoż samego korpusu. A to z tego względu, że Lidia nie chciała dzielić się chwałą oraz łupami. Miała też inny cel, jako że chciała dotrzeć do Gardy w zamiarze odnalezienia skarbu z myślą o podarowaniu go swej królowej.
Cała historia opisana jest krwawo i brutalnie. Nie brakuje realistycznych opisów spalonych wiosek czy wymordowanej ludności. Trafimy też na spektakularne deskrypcje pola bitew. Każda z drugoplanowych postaci, napotkana przez naszych dwoje bohaterów, jest wprawnie przybliżona i dosadnie opisana: chłopi, oberżysta czy byli towarzysze broni Harlana, napotkani w gospodzie. Powieść można śmiało podzielić na dwie części. Pierwsza rozgrywa się na powierzchni ziemi, druga w jej czeluściach. Czytając część „naziemną”, ów tytuł nie wywarł na mnie przesadnie dobrego wrażenia. Wydawać się bowiem mogło, że odpowiadający zań autor nosił się z zamiarem „upakowania” jak najwięcej informacji o krwawym powstaniu i jego okolicznościach. Toteż rzecz czytał się bez entuzjazmu, by nie rzec, że chwilami wręcz nużąco. Druga część to odwrotność pierwszej. Jest mocno interesująco, nie brakuje nowych i oryginalnych pomysłów, tajemnic oraz wątku z udziałem mrocznej sekty, z miejsca wzbudzającej skojarzenia z twórczością H.P. Lovecrafta. Co do skojarzeń to podczas lektury miałem ich jeszcze bardzo wiele. Harlan niczym Sandor Clegane „Ogar”, odkupuje swoje winy. Działa też w podobnym stylu, szybko brutalnie, nie zadaje zbyt wiele pytań. Sekwencja w gospodzie wykazuje silne znamiona inspiracji „Grą o tron” George’a R. R. Martina (Ogar i Arya Stark rozprawiający się z żołdakami Lanisterów).
Akcja w tunelach podziemnego miasta, to już idealny scenariusz do gry fabularnej „Lochy i potwory” lub „Warhammer fantasy”. Jest ciekawie, choć równocześnie nieco irytująco. Dlaczego irytująco? Dwójka bohaterów wspomaga się magicznymi miksturami nabytymi na targowisku przed wyprawą do podziemi. Owe mikstury całkowicie leczą rany i pomagają w szybkim czasie zregenerować rany oraz odpędzić głód. Przyznam, że mnie ta okoliczność zaskoczyły. Każdy władca mógłby wyposażyć swoje wojska w podobne eliksiry i wojny toczyłyby się bez końca. Ale może się czepiam?
Sama fabuła nie jest może zbyt wymyślna, ale też nie można tego samego napisać o prozie Roberta E. Howarda. Jest prosta i czytelnik, który sięga po tego typu książki, wie, co będzie czytał. Jest zemsta, odkupienie win, epickie pojedynki oraz mroczny horror czyhający na śmiałków.
Czyta się zatem ów tytuł dobrze, bo w przypadku tej powieści mamy do czynienia ze sprawnie rozpisanym utworem. Co więcej, tej okoliczności nie zaburza nawet nieco leniwie rozwijający się początek (a przynajmniej tak było w moim przypadku). Podsumowując: interesujący i przekonująco scharakteryzowani bohaterowie, „klimatyczne” opisy podziemi oraz wartka akcja.
Wydawnictwo Fabryka Słów ewidentnie docenia autora „Krwi kamienia” i weń inwestuje. Znać to choćby po formie edycji tej książki wydanej „na twardo”, solidnie zszytej i tak też klejonej. Udanie prezentuje się także ilustracja na okładce autorstwa Alicji Kapustki. Stąd dobre wrażenie także w kontekście tej części tego przedsięwzięcia oraz trafne ujęcie „klimatu” powieści. Czytelnicy, którzy zaczytywali się podobną prozą w latach 90. czy nawet współcześnie (proza Joe Abercrombie’a) nie będą zawiedzeni. Polecam jako dobrą lekturę na wakacje.
Tytuł: „Krew kamienia”
- Autor: Arkady Saulski
- Ilustracja na okładce: Alicja Kapustka
- Wydawca: Fabryka Słów
- Data publikacji: 7 sierpnia 2020
- Oprawa: Twarda
- Format: 12,5 x 20,5 cm
- Druk: czarno-biały
- Papier: offset
- Liczba stron: 368
- Cena: 47,90 zł
comments powered by Disqus