„Criminal” tom 4: „Zły czas, złe miejsce/Parszywy weekend”- recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 30-05-2021 22:12 ()


Co łączy młodego chłopaka będącego synem przestępcy i podstarzałego rysownika mającego odebrać nagrodę za całokształt swojej twórczości? Komiksy oczywiście. Pierwszy czyta je namiętnie. Jednak obcuje z nimi na zasadzie poznawczej. Interesuje go tylko historia, którą mają do opowiedzenia artyści odpowiadający za jego ulubione zeszyty. Nic innego się nie liczy. Drugi jest byłą gwiazdą, a może tylko gwiazdką komiksowego medium. Niezależnie od jego statusu, jest częścią historii tego brudnego, jak wszystkie inne, biznesu. Wyciskającego ze swoich pracowników ostatnie poty, tylko po to by oni mogli robić to samo z najbardziej oddanymi, bezkrytycznymi fanami. W końcu w życiu ważna jest tylko forsa. Kilka dolarów na archiwalny numer „Deadly Hands” lub tysiące zielonych za oryginalne prace, które można kupić, ukraść, wyjąć z budowlanego kontenera albo zdobyć na szereg innych sposobów.

Czwarty tom serii „Criminal” zbiera dwie znakomite nowele. W „Złym czasie, złym miejscu” podążamy po Ameryce lat 70. ubiegłego wieku za Tracym Lawlessem i jego ojcem – Teegem, który właśnie wyszedł z więzienia i zamierza dokończyć pewną niecierpiącą zwłoki sprawę z przeszłości. W „Parszywym weekendzie” przeszłość upomina się o Hala Crane’a, a on upomina się o nią, szukając pewnych skradzionych mu plansz. Ed Brubaker sprawia, że z pozoru dwa odmienne światy przenikają się ze sobą, tworząc harmonijną całość. Z charakterystycznym dla siebie dystansem do kreowanych postaci pisze zimne, surowe i cholernie przyziemne historie o frajerach mierzących się z szarą rzeczywistością, w której nie ma miejsca na ślepy traf czy łut szczęścia, a dobro występuje tylko na kartach komiksów (i to coraz rzadziej). To życie brutalne i bezpośrednie, zapełnione przez szereg typów gotowych wydymać swoją ofiarę na wszelkie sposoby. To życie, które po prostu trzeba przeżyć, jakiekolwiek by one nie było.

Dlatego nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że wspólna podróż ojca i syna nie jest dla nich szansą na zbudowanie zdrowej relacji opartej na miłości i szacunku. To nie „Doskonały świat”. Tutaj jeden nie zmieni drugiego i vice versa. Między nimi istnieje dystans nie do pokonania. Tak jak mentalnie nie da się wydostać z małej, zapyziałej mieściny, która zawsze upomni się o swojego mieszkańca, tak nie można nabrać szacunku do mordercy „miłej pani”, jak i sprawić, aby syn pokochał Cię, kiedy traktujesz go niczym zwykłe narzędzie, które w razie zepsucia można wyrzucić. Również Crane nie odmieni losu, nawet jeżeli odnalazłby to, czego z taką zapalczywością poszukuje. On przegrał swoje życie, zanim zdał sobie z tego sprawę. Teraz kiedy ma odebrać nagrodę za całokształt twórczości na jednym z komiksowych konwentów, których nienawidzi, jasno dostaje do zrozumienia od branży, że pora umierać. Jednak ten sukinsyn nie ma zamiaru się poddać.

I to może podobać się w bohaterach pisanych przez Brubakera. Nie ma ich za co lubić, a jednak straceńczy honor, a może zwykła zuchwałość, których trzymają się, jak nadziei na ostatnią fajkę przed śmiercią, pozwala czuć do nich toksyczną sympatię. Współczuć im losu, na który niekoniecznie zasłużyli. Taki po prostu jest świat, na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Rodzisz się wygrany albo przegrany. Tych drugich łatwiej nam zrozumieć. A kiedy ich obraz uplastycznia Sean Phillips pracujący od lat z Brubakerem, wtedy wszystko nabiera jeszcze wyraźniejszych konturów. Trudno nie docenić prac amerykańskiego rysownika. Fakt, nie znoszę tej jego maniery tworzenia okropnie sztucznych wyrazów twarzy. Tej nadteatralności chwili utrwalanej w krzywych do przesady grymasach, jakby między kadrami niemal zawsze brakowało kilku mniejszych ujęć lub gdyby to były najbardziej nieudane zdjęcia początkującego fotografa. Te, o których utrwaleni na nich chcą szybko zapomnieć, drąc je na kawałeczki. Lecz cała reszta, na czele z wysmakowaną, elegancką kompozycją plansz, podejściem do detalu, architektury i krajobrazu zachwycają wyrafinowaniem i tą niezbędną dla kryminalnych historii ponurą i gęstą atmosferą, w której między dymem papierosowym, potem i wonią alkoholu czuć zapach zmarnowanego życia. Ten efekt udaje się osiągnąć Phillipsowi przy nieocenionej pomocy Vala Staplesa i jego mrocznej, brudnej, a niekiedy neonowej kolorystyce. W końcu nawet najciemniejsze ludzkie sprawki od czasu do czasu potrzebują dawki światła.

Brubaker od lat naświetla człowieczą naturę. Tę egoistyczną, wredną, beztroską i bezlitosną. Jednak tak jak w innych seriach przygląda się jednostkom, tutaj przygląda się wszystkim nam – czytelnikom komiksów, wydawcom, artystom, fanom, recenzentom, kolekcjonerom, organizatorom konwentów itp. itd. Bierze pod lupę całe medium, patrząc na nie krytycznie, choć z romantycznym zacięciem. Przecież często to właśnie ten jeden zeszyt z anonimowym z początku bohaterem, ale z rysunkami przykuwającymi uwagę przyciągnął nas do tego świata zbudowanego z kadrów i dymków, za którym stoją wygrani i szereg przegranych. Nie ważne, że strony tego zeszytu były pogniecione i poplamione (tłuszczem, kawą, krwią). Ta pierwsza lektura była przeżyciem absolutnie czystym.

Jednak z upływającym czasem zapominamy o tym niewinnym doświadczeniu z zapleśniałym numerem przenoszącym nas do innej rzeczywistości. Niczym szarańcza zaczynamy oblegać nie zawsze ulubionych artystów, prosząc ich o jedną kreskę, na którymś z drogich albumów lub wariancie okładkowym za grubą kasę. Dziecinna radość znika, a każde zachowanie usprawiedliwiane jest nostalgią. Z wiekiem tkwimy coraz to bardziej i mocniej w komiksowym bagnie, widząc wszystkie chore zachowania, zależności i idiotyzmy tego środowiska, jednocześnie nie mając już sił na wyrwanie się z niego. Brubaker i Phillips poruszają niewygodną prawdę, rozgrzebują rany, pokazują, kim byliśmy i kim się staliśmy. Ich zwierciadło to perfekcyjne odbicie tego smutnego świata.

 

Tytuł: Criminal: Zły czas, złe miejsce/Parszywy weekend
  • Scenariusz: Ed Brubaker
  • Ilustracje: Sean Phillips
  • Kolory: Val Staples
  • Tłumaczenie: Paulina Braiter
  • Wydawnictwo: Mucha Comics
  • Liczba stron: 176
  • Format: 180 mm x 275 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • ISBN 978-83-66589-34-6
  • Wydanie pierwsze
  • Cena okładkowa: 79,00 zł
  • Premiera: 7 kwietnia 2021 r. 

 

  Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 


comments powered by Disqus