„Zakazany port” - recenzja

Autor: Piotr Dymmel Redaktor: Motyl

Dodane: 20-05-2021 19:07 ()


Patrzę – komiks o tematyce marynistycznej. Lepszej rekomendacji na początek nie trzeba. Wiatr we włosach, pełne żagle, Kompania Wschodnioindyjska, morskie potyczki, portowe speluny, skarby zagrzebane w piaskach dziewiczych wysp, klątwy, sztormy, rum i kobiety. Kiedy więc Mandioca zaczęła chwalić się „Zakazanym portem” duetu Teresa Radice (scenariusz) i Stefano Turconi (rysunek), wiedziałem, że to tytuł, wobec którego nie przejdę obojętnie. Tym bardziej że intrygowało mnie pytanie, jak wypadnie kolorowy świat morskiej przygody oddany jedynie przy pomocy ołówka. Czy to w ogóle możliwe?

Zawiązanie fabuły jest klasyczne, oparte o motyw bohatera bez pamięci. Na jednej z plaż Syjamu starszy oficer brytyjskiego okrętu HMS „Expolorer” William Roberts odnajduje jasnowłosego chłopaka o imieniu Abel. Ten, poza imieniem, nie pamięta nic z własnej przeszłości. Czy służył na statkach, czy był pasażerem – rozbitkiem? Czy ma rodzinę? Skąd pochodzi? Z braku odpowiedzi na powyższe pytania Roberts proponuje, by Abel dołączył do załogi „Explorera” i po wykonaniu przez statek planowej misji wrócił razem z załogą do angielskiego  portu Plymouth, w którym Roberts zostawił serce. Tam, w gospodzie „Albatross Inn”, mieszkają bowiem trzy córki kapitana „Explorera” Stevensona: najstarsza Helen, młodsza Heather i najmłodsza Harriet. Oficer durzy się bez wzajemności w Helen, ale wiezie ze sobą złą wiadomość, która - paradoksalnie - może poprawić jego notowania. Otóż okazało się, że podczas postoju na Syjamie kapitan „Explorera” Abel Reynold Stevenson ukradł skarb korony zdobyty na wrogu, zabił strażników i uciekł. Dlaczego to zrobił? Nie wiadomo. Nie ulega jednak wątpliwości, że w świetle owego zdarzenia przyszłość córek Stevensona maluje się w czarnych barwach: bez środków do życia prawdopodobnie stracą gospodę. Gdyby jednak Helen zgodziła się wyjść za Robertsa…

Znajda Abel, oprócz dzielonego z zaginionym kapitanem imienia, na pokładzie „Explorera” wykazuje się talentami, o których posiadanie sam siebie by nie posądzał. Zna się wieloaspektowo na żegludze, potrafi grać na skrzypcach, jednać sobie przychylność załogi. Po dotarciu do Plymouth rekomendowany przez Robertsa chłopak zamieszkuje w gospodzie i staje się cenną pomocą dla przytłoczonych wiadomościami o ojcu sióstr.

W mieście znajduje się także dom publiczny o nazwie „Pillar To Post”. Na jego czele stoi płomiennoruda Rebeka Riordan. Pewnego dnia Abel, pomagając Heather dostarczyć produkty spożywcze do „Pillar To Post”, natyka się na Rebekę, która na jego widok reaguje gwałtownym wybuchem złości. Ewidentnie chłopak przywołuje w kobiecie jakieś mgliste, mroczne wspomnienia. Jednak z biegiem czasu tych dwoje połączy szczególna więź. Okaże się, że ta dwójka potrafi dostrzec na horyzoncie miraż tzw. Zakazanego Portu, fantomowej przystani, która przyciąga istoty o szczególnych właściwościach. Ten fakt zmieni nastawienie kobiety wobec chłopaka. Rebeka zacznie zapraszać Abla pod swój dach i poznawać… każąc mu czytać wybrane ustępy z ulubionych, romantycznych poetów angielskich. Ten specyficzny dialog z biegiem opowieści nabierze głębszego sensu i znaczeń.

Żeby wprowadzić do opery (tak nazywają swój komiks Radice i Turtoni, bo rzeczywiście dużo jest tu śpiewu, zwłaszcza w ostatnim akcie „Zakazanego portu”) wszystkie postaci, należy przedstawić jeszcze Nathana MacLeoda, porywczego kochanka Rebeki i kapitana statku „Last Chance”. Ten postawny mężczyzna o łagodnym sercu odegra w komiksie jedną z kluczowych ról, chociaż na początku historii zdaje się, nawet we własnych oczach, jedynie poszkodowanym rodzącej się, dziwnej relacji między Rebeką i Ablem.

Komiks duetu Radice/Turtoni to niejednoznaczny twór. Z początku daje to, co zapowiada na pierwszy rzut oka. Mamy więc rasową, marynistyczną historię, zaskakująco poważną w tonie – wbrew dość cukierkowej, szytej jakby pod młodszego czytelnika okładce komiksu. Przygody, jakie przeżywa Abel na pokładzie „Explorera”, są pozbawione elementów fantastycznych, ułożone według logiki zdarzeń, jakie mogły być udziałem członka załogi statku Kompanii Wschodnioindyjskiej w początkach XIX wieku. Wraz z aktem/rozdziałem drugim, gdy akcja zawija do portowego Plymouth, komiks zmienia się w powieść obyczajową w duchu Jane Austen. Perypetie córek kapitana Stevensona, ich walka o byt, stawianie czoła rodzinnej infamii i, jak w przypadku Helen, niechcianemu uczuciu, wciągają i w zupełności rekompensują zejście fabularne na ląd. Autorzy umiejętnie przesuwają pionki na planszy, uwagę czytelnika przenosząc z Abla na córki Stevenson, a z nich na pogmatwane losy Rebeki Riordan, bo w pewnym momencie to ona staje się główną bohaterką „Zakazanego portu”, prowokując ciąg zdarzeń, które w połowie komiksu eksplodują fantastycznym zwrotem akcji wywracającym relacje i życiowe perspektywy bohaterów. Wraz z fabularnym twistem satysfakcjonująca historia przygodowo-obyczajowa dostaje skrzydeł i mknie w kierunku niedającej się uniknąć tragedii, która położy cień na losach niektórych bohaterów. Jest to tak dobrze wygrany zabieg fabularny, że nawet przepowiadające go znaki i domysły, których autorzy porozrzucali wokół czytelnika całkiem sporo (vide tytuł komiksu), nie osłabiają jego efektu.

Wraz ze zmianą perspektywy i ciężaru opowieści, który przejmuje od Abla Rebeka, zmienia się również narracja komiksu. Jako że kobieta jest wytrawną znawczynią romantycznej poezji angielskiej, duże partie „Zakazanego portu” opowiedziane zostają poprzez cytaty z utworów Coleridge’a (ulubieńca Rebeki), Wordswortha czy niezmiernie eksploatowanego przez co ambitniejszych twórców komiksów Williama Blake’a. W tym miejscu trzeba wspomnieć o fenomenalnej pracy, jaką wykonała tłumaczka Paulina Kwaśniewska – Urban, w sytuacji braku gotowych przekładów poezji, proponująca przekłady własne. Co więcej – w partiach komiksu, w których język poetycki wychodzi poza cytaty i staje się językiem bohaterów, tłumaczka utrzymuje nastrój i intensywność cytowanych dzieł, nasączając go liryzmem, głębią i melancholią.

Czy to znaczy, że wraz z rozwojem fabuły „Zakazany port” przestaje być historią przygodowo-awanturniczą? Nic bardziej mylnego. Komiks jest długi, więc na przestrzeni czterech aktów zdążą wybrzmieć i wspomniane wątki stricte przygodowe i rozkwitnie wspaniały, pogłębiony psychologicznie romans, który przerodzi się w głębokie uczucie, i zostanie rozwikłana tajemnica amnezji Abla. Ba, pod koniec fabuły pojawi się rasowy kryminał, co czyni z „Zakazanego portu” mieszankę absolutnie satysfakcjonującą i pozbawioną szwów, bo poszczególne tematy przeplatają się ze sobą, dopełniają i pokojowo koegzystują.

Zagłębiając się w lekturę komiksu małżeństwa Radice/Turconi czuć, że duet napędza wspólna pasja, co poświadcza zabawna notka na tylnym skrzydełku okładki, ale i bez tych dopowiedzeń widać, jak bardzo ołówek, którym z niezwykłą biegłością posługuje się Turconi, współgra z konwencją scenariusza Radice. Czy to sceny batalistyczne, czy scenki rodzajowe eksponujące temperaturę danej sceny – ołówek włoskiego artysty radzi sobie dobrze w każdym z tych wymiarów, kreśląc światy wiarygodne, bogate w detal, pięknie kładziony cień, rozpięte na stylistyce, z jednej strony opartej o cartoonowe przerysowanie, z drugiej będącej wariacją akademickiej rzetelności. Próbując odpowiedzieć na pytanie z początku tekstu, czy da się opowiedzieć zadowalająco w ołówku historię opartą w dużej mierze o żywioł natury i eksplorację świata,  odpowiedź jest twierdząca. Jednak jest to doznanie specyficznego rodzaju, bo brak koloru generuje ciekawe zjawisko – wszystkie wymiary komiksu zamienia w rodzaj intymnej relacji czytelnika z bohaterami i światem przedstawionym. To bardzo przyjemne doznanie, ale nadal jestem ciekaw, jak „Zakazany port” przemówiłby w kolorze.   

Zabierając się do lektury dzieła duetu Radice/Turconi, spodziewałem się dostać lekką opowieść o dzielnych wilkach morskich, może szczyptę bildungsromanu (młodzieńczy portret Abla na okładce), a dostałem dużo, dużo więcej. „Zakazany port” to niespodziewanie poważna, wzruszająca historia o różnych aspektach miłości, relacji międzyludzkich, godzenia się ze stratą. Jest to komiks opowiedziany pięknym, zniuansowanym językiem, bogaty w walor edukacyjny (dodatkowe kolorowe plansze przybliżają specyfikę XIX-wiecznej żeglugi), pamiętający jednak o tym, że walor rozrywkowy jest nie mniej istotny niż głębia refleksji na temat życia, którym oddają się bohaterowie. Decydując się na lekturę „Zakazanego portu”, dostajemy kilka komiksów pod zbiorczym tytułem, więc nie warto się zastanawiać, tylko ruszać w kierunku majaczącej na horyzoncie widmowej przystani. Żeglarska legenda głosi, że mogą przybić do niej tylko nieliczni. Warto być nielicznym.

 

Tytuł: Zakazany port

  • Scenariusz: Teresa Radice
  • Rysunki: Stefano Turconi
  • Tłumaczenie: Paulina Kwaśniewska-Urban
  • Wydawca: Mandioca
  • Data publikacji: 05.05.2021 r.
  • Druk: czarno-biały
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Format: 170x260 mm
  • Stron: 320
  • ISBN: 9788396023414
  • Cena: 79 zł

Dziękujemy wydawnictwu Mandioca za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus