„Oszołomiające bajki urłałckie” - recenzja

Autor: Piotr Dymmel Redaktor: Motyl

Dodane: 16-04-2021 21:16 ()


Dawno, dawno temu, tak dawno, że stąd nie widać, była sobie kraina Urłałcja, w której rządził Prosiak, przez gmin złośliwie przezywany Krzysztofem Owedykiem. W przeciwieństwie do innych władców lubił zmęczyć się robotą, co wychodziło krainie na zdrowie, bo istniała tylko wtedy, gdy ten siadł i ją sobie fest wyobraził. Spędzał na tym lata całe, a że kraina obrastała tłuszczem historii, kmiotki biegłe w utrwalaniu wykwitów Prosiakowych bajań postanowiły wyjrzeć za krawędź Urłałcji i posłać te zmyślne historyjki w to coś, co tam smętnie lewituje bez sensu. W ten oto sposób w roku 2021, w Polsce, mamy okazję cieszyć się  zbiorem „Oszołomiających bajek urłałckich Krzysztofa Owedyka potocznie Prosiakiem zwanego”, który wydała Kultura Gniewu.

Uwierzcie, bardzo trudno oprzeć się pokusie snucia narracji, którą prowokuje lektura tego komiksu, bo krótkie, zabawne historyjki Owedyka działają, żeby oddać sprawiedliwość duchowi czasów, jak wirus infekujący język i wyobraźnię. Zresztą, kto zetknął się z fenomenem „Bajek”, gdy ich pierwsze przykłady autor „Ratboya” dostarczył przeszło dwie dekady temu, ten ma świadomość, jaką mają moc oddziaływania. Zebrane w tom „Bajki urłałckie” ukazały się po raz pierwszy we wspomnianej Kulturze Gniewu w 2003 roku. Teraz, poszerzone o kilkadziesiąt (sic!) nowych historii doczekały się wydania godnego władcy/klasyka - twardych, lakierowanych okładek i dobrej jakości szytego papieru, świetnie oddającego kolory. Na szczęście ten wielkopański blichtr nie osłabił mocy i zbytnio nie ucywilizował „Oszołomiających bajek urłałckich”, bo każda z zawartych w zbiorze historii „śmieszy, tumani i przestrasza”, czyniąc z niego album ze wszech miar udany. Warto ten fakt podkreślić, ale też zrobić zastrzeżenie - siła komiksu Owedyka bierze się bowiem ze źródła, które równie łatwo może pogrążyć każdy projekt, gdy satyra, na której to wydawnictwo się zasadza, minie się z poczuciem humoru czytelników czy forsowanym przez twórcę światopoglądem, bo są to przecież bajki z morałem itd. Powinienem więc raczej napisać, że „Bajki” to album udany według kryteriów, które mnie osobiście satysfakcjonują na wielu poziomach.

Po pierwsze „Oszołomiające bajki” to zbiór stojący na bardzo wyrazistym koncepcie, a ja lubię komiksy o wyrazistym koncepcie, bo świadczą o tym, że autor ma do zaproponowania jakąś wizję siebie i świata. Nie jest to oczywiście prosta sprawa, bo żeby taki koncept uwiarygodnić, trzeba posiadać narzędzia, które to umożliwią. W przypadku Krzysztofa Owedyka takim narzędziem jest zupełnie osobny i oryginalny język narracji tekstowej. Wizja świata, w którym rozgrywają się poszczególne historyjki „Bajek”, jest forsowana już z poziomu okładki, zapowiadającej cyrylicą bajki o polsko-ruskich korzeniach kulturowych. Spójność świata gwarantuje w dalszym rzędzie legenda Urłałcji, krainy uwiarygodnionej istnieniem na mapach prezentujących rozrost Urłałcji w następujących po sobie epokach historycznych. Te zaś w mglisty, ale dość czytelny sposób odpowiadają okresom z życia twórcy, w których powstawały określone grupy bajek. Fajne? Fajne.

Po drugie lubię komiksy igrające z konwencją, a w przypadku „Oszołomiających bajek…” ostra i celna ironia Owedyka wypruwa z bajek flaki, układając z nich nowe sensy, zaskakujące rozwiązania historii i morały rzucające zupełnie inne światło na prezentowane wydarzenia. Jest to niezwykle satysfakcjonujący proces, bo w zasadzie nigdy nie wiadomo, w jakim kierunku rozwinie się opowieść poza tym, że na pewno nie w tym, który zakłada czytelnik, wygodnie rozpostarty w kulturowym ciepełku oczywistości. „Królowa śniegu”? No, przecież wiadomo, o co chodzi. Nie, nie wiadomo.

Strategie narracyjne Prosiaka są zaskakująco ożywcze, ale nie powinny szczególnie dziwić nikogo, kto kojarzy rebelianckie korzenie autora, czasy „Pasażera”, estetykę kultury punk, która swoją siłę w wymiarze werbalnym opierała na żonglerce celną metaforą, niecodzienną zbitką słowną obliczoną na wywołanie estetycznego wstrząsu czy nośnym hasłem mogącym wzmacniać przekaz i forsowany światopogląd. Język w „Bajkach” funkcjonuje na tej samej zasadzie i służy podobnym celom – jest skutecznym narzędziem demistyfikującym opresyjne kody kulturowe, język władzy (w zbiorze – najczęściej carskiej), reklamowy bełkot, korporacyjną nowomowę itp. Dlatego nie dziwi, że na przykład w puentę bajki o „Antku Muzykancie” Owedyk wplata słowa piosenki zespołu Dezerter.

Na tym autor nie poprzestaje, bo choć ostrze satyry boleśnie punktuje reprezentantów wyżej wspomnianych bytów społecznych, wydaje się, że najbardziej interesuje Owedyka przyglądanie się przemianom, jakim ulegała obyczajowość i mentalność Polaków pod wpływem przemian historycznych, które rozpoczęły się wraz ze zmianą ustroju z końcem lat 90.  Najwcześniejsze bajki kapitalnie parodiują propagandę sukcesu na modłę zachodnią, gdzie wizja oszałamiających karier niosła ze sobą plagi w rodzaju patologicznych stosunków pracy. Kolejne bajki niosą portrety fałszywych proroków, nabzdyczonych ideologii groźnych tylko do pierwszej salwy śmiechu („Ballada o czowieku – kuniu”) i to, co w nich najpiękniejsze, czyli ludową mądrość opartą o trzeźwy ogląd świata, która jest w stanie stawić czoła wszelkim przeciwnościom losu i wynagrodzić krzywdy. Oczywiście Owedyk nie byłby sobą, gdyby również owej mądrości nie poddał ironicznej obróbce, a narodowe wady (np. niski poziom higieny osobistej, jak w bajce „Wojna kozacka”) nie przekuł w dwuznaczne zalety. No i jak przystało na autora „Ósmej czary", Prosiak między bajki wkłada chrześcijańską, a mówiąc precyzyjniej - katolicką narrację, bez pardonu zderzając dogmatyczne opowieści z tekstami kultury (bajka „Pinokio”), co w oczach wyczulonych religijnie czytelników może przywodzić na myśl bluźnierstwo podane z uśmiechem na ustach. Nie inaczej sprawy się mają, gdy Prosiak bierze na warsztat obyczajowość kleru, drwiąc z niej w kapitalnie absurdalnym „Stoliczku nakryj mię” czy boleśnie aktualnym „Księdzu Roztrzepku”. Paradoksalnie, „Oszołomiające bajki” dość swobodnie obchodząc się z polskim idiomem kulturowym, tym bardziej go nobilitują, pokazując, że nawet Ministerstwo Głupich Kroków, słynny skecz Monty Pythona, nie jest niczym oryginalnym, bo pijany rodak odgrywa ten skecz od niepamiętnych czasów (apokaliptyczne „Buty siedmiopromilowe”). No i w Urłałcji też występuje modrzew.  Zupełnie na koniec warto też wspomnieć o rzeczy pierwszorzędnej, czyli niesamowitej inwencji słowotwórczej Owedyka, który naginając słowa, poszerzając ich znaczenia, stylizując język na gwarę wzmacnia wyjściowy koncept i na grach słownych wielokrotnie opiera strukturę narracyjną. Czuć w tym dalekie echo zabaw, jakim oddawał się Stanisław Lem w „Bajkach robotów”, dziele o zasadniczo tożsamej z „Oszołomiającymi bajkami” strategii.

Chronologia, jakiej podporządkowany został układ komiksu, doskonale też pokazuje ewolucję Owedyka jako artysty, który z historii na historię coraz bardziej odchodzi od zinowych przyzwyczajeń - gęsto szytych, drobnych kadrów dopakowanych treścią, ku historiom, w których nie boi się on zagrać coraz śmielszym kolorem czy nastrojem w miejsce przekazu, pozwalając sobie na całostronicowe ilustracje bogate w detal. Wiele z nich, gdyby nie towarzysząca im treść, mogłyby ozdabiać tytuły skrojone pod młodszego miłośnika komiksów. Wyjściowo agresywna karykaturalna, lekko niedbała kreska początkowych bajek ulega uspokojeniu w bajkach najnowszych. Widać, że wypracowany przez Owedyka styl krzepnie i jest coraz bardziej świadomym wyborem estetycznym.

Nie warto tego komiksu czytać ciągiem. To są zbyt smaczne kąski, by opychać się nimi jak kartoflami. Warto się w lekturze „Bajek urłałckich” zatrzymać, by docenić koncept poszczególnych historyjek, cmoknąć nad inwencją językową autora, czy celnym, zazwyczaj zjadliwym komentarzem społecznym. No i koniec końców, co w kontekście twórcy komiksów nie jest znów tak oczywiste, docenić biegłość, z jaką Prosiak panuje nad językiem obrazu - bardzo plastycznym, cholernie narracyjnym, kolorowym, dynamicznym, swoim. To autor bez wątpienia posiadający styl.

Czuć, że praca nad „Oszołomiającymi bajkami” sprawiała Owedykowi kupę frajdy. Gwarantuję, że czytelnik, obcując z tymi rebelianckimi bajkami, odnajdzie w nich ducha przekornej zabawy, która z dziką satysfakcją ściąga w miejscu publicznym gacie konwenansowi, kulturze, polityce, dogmatom religijnym czy tłumionym popędom, by salwami śmiechu wzbudzić w czytelniku zdrowy dystans względem tzw. ludzkich spraw. Bierzcie i śmiejcie się z tego wszyscy.


Tytuł: Oszołomiające bajki urłałckie

  • Scenariusz: Krzysztof Owedyk
  • Rysunki: Krzysztof Owedyk
  • Wydawnictwo: Kultura Gniewu
  • Data publikacji: 13.04.2021 r.
  • Druk: kolor
  • Oprawa: twarda
  • Format: 200x268 mm
  • Stron: 140
  • ISBN: 978-83-66128-57-6
  • Cena: 79,90 zł

Dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus