„Lucky Luke” tom 20: „Billy Kid” - recenzja
Dodane: 05-04-2021 21:56 ()
Postać Billy’ego Kida, a właściwie Henry'ego McCarty'ego działającego też pod pseudonimem William H. Bonney, gościła wielokrotnie na łamach książek, w filmach czy piosenkach. Nie mogło zabraknąć więc również komiksowej interpretacji żywota tego legendarnego bandziora Dzikiego Zachodu. A legendą stał się już za życia, mimo że nie wszystkie fakty z jego krótkiej egzystencji by na to wskazywały. Nie mogło więc zabraknąć tej barwnej osobowości również na kartach serii o najszybszym rewolwerowcu na Dzikim Zachodzie. I mimo że nie dostajemy tu portretu bezwzględnego bandyty posądzonego o liczne zabójstwa, to Morris z Goscinnym zadbali, aby ich Billy Kid mocno się wyróżniał.
Syn Patricka i Catherine dał się poznać jako niepokorna, a nade wszystko wybuchowa dusza, która już od wczesnych lat, wręcz po opuszczeniu kołyski, przejawiała niezdrowe zainteresowanie bronią, a co za tym idzie, fascynację napadami rabunkowymi. Już w młodym wieku z uwagi na swoje niepochlebne hobby Billy opuścił rodzinne strony, wyruszając w świat, by napadać i plądrować dobytek nieco zamożniejszych od siebie ludzi. Tym samym w dość krótkim czasie sterroryzował mieszkańców Fortu Weakling, którzy całkowicie oddali się do dyspozycji nowego pana. A dokładnie tańczyli, jak im Billy w takt wystrzeliwanych z rewolweru pocisków zagrał. Pechowo dla niego w okolicy pojawił się szukający pracy Lucky Luke. Szybszy od swojego cienia bohater w lot przekonuje się, że w mieście dzieje się coś niedobrego, a za wszystkim stoi niedorostek, który wymachując koltem, sieje postrach wśród lokalnej, bez dwóch zdań tchórzliwej, społeczności. Toteż Luke stawia sobie za punkt honoru doprowadzenie przed wymiar sprawiedliwości i wsadzenie Billy’ego do paki. Początkowo zadanie wydaje się łatwe, ale z czasem Billy ucieka się do forteli z zastraszaniem mieszkańców, a Luke, mając związane ręce przebiegłą działalnością malca, postanawia zagrać mu na ambicji.
Billy Kid to popisowy album w wykonaniu Rene Goscinnego (poprzednie wydanie, również nakładem Egmontu, pochodzi z 2007 roku). Historia jest przemyślana od początku do końca, bez słabych punktów, najeżona licznymi gagami. Billy nie jest papierową postacią, ale złoczyńcą w całym tego słowa znaczeniu, mimo że przejawia wiele cech kapryśnego dzieciaka. Prowadzi przebiegłą grę z Lucky Lukiem, a rywalizacja z nieustępliwym stróżem prawa stanowi dla niego doskonałą zabawę. Patrząc tylko na zmiany, które wprowadził w mieście dzięki swojej groźnej aparycji, mamy do czynienia z szeregiem komicznych sytuacji bawiących czytelnika do łez. To jednak nie wszystko, bo taktyka samotnego kowboja również zasługuje na uwagę, a wraz z nią przejawia się kunszt Goscinnego w wymyślaniu nieszablonowych, a zarazem lotnych pomysłów. Billy Kid to również popis wirtuozerskich umiejętności Morrisa, odmieniony Luke w jego wykonaniu to całkiem interesująca interpretacja na temat postaci, która nagle postanowiła obrać ścieżkę występku.
Rywalizacja Lucky Luke’a z Billy Kidem ma wszelkie znamiona opowieści kompletnej. Nie ma tu słabych momentów, emocje trzymają do samego końca, a rozstrzygnięcie zaskakuje. Jeśli nie mieliście jeszcze okazji zagłębić się w przygody najszybszego rewolwerowca na Dzikim Zachodzie, to niniejszy album jest ku temu najlepszą okazją.
Tytuł: „Lucky Luke” tom 20: „Billy Kid”
- Scenariusz: Rene Goscinny
- Rysunek: Morris
- Wydawnictwo: Egmont
- Tłumaczenie: Marek Puszczewicz
- Liczba stron: 48
- Format: 215x290 mm
- Oprawa: miękka
- Druk: kolor
- Data wydania: 12.11.2020 r.
- ISBN: 978-83-281-9822-7
- Cena: 24,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus