Recenzja książki "Mesjasz Diuny" Franka Herberta
Dodane: 07-08-2007 20:12 ()
Po ogromnym sukcesie, jaki odniosła „Diuna” Franka Herberta (20 mln sprzedanych egzemplarzy, nagroda Hugo i Nebula) autor postanowić napisać jej kontynuację. To doprowadziło do napisania „Mesjasza Diuny” oraz następnych części cyklu, który otrzymał miano „Kroniki Diuny”.
Powieść jest znacznie krótsza od swojej poprzedniczki. W najnowszym wydaniu Domu Wydawniczego Rebis liczy sobie niespełna dwieście osiemdziesiąt stron. Znów mamy do czynienia, podobnie jak poprzednio, ze znakomitym wydaniem. Twarda oprawa, piękna obwoluta, gruby papier i ten właściwy dla nowych książek zapach robią duże wrażenie. Całość dopełniają grafiki Wojciecha Siudmaka – jak zwykle świetne i sugestywne.
Herbert przenosi czytelnika ponownie na Arrakis. Fabuła posunęła się wobec „Diuny” o ponad dziesięć lat. Paul Atryda zasiada na tronie imperialnym. W rządach pomagają mu siostra Alia, kochanka Chani oraz Stilgar, czyli ci, którzy pomogli mu wstąpić na tron. Matka Jessika włada Kaladanem. Przez ostatnie dziesięć lat znany świat zmienił się w ogromny sposób. Dżihad, który poprowadzili Fremeni z imieniem Muad’Diba na ustach, rozprzestrzenił się na całym świecie. Święci wojownicy podbili wszystkie niemal planety. Wszędzie zapanowały rządy Paula, który czczony jest niczym bóg.
Nie trudno się domyślić, że zrodziła się opozycja. Odsunięty od władzy zakon Bene Gesserit knuje, jak pozbawić Atrydę władzy. Księżniczka Irulana, formalnie żona Paula, ale w rzeczywistości jedynie uciążliwa mieszkanka pałacu, również pragnie władzy. Związana z zakonem, pożąda władzy dla siebie lub dla swoich nienarodzonych dzieci. Bene Gesserit postanawiają się sprzymierzyć z innym bractwem – Bene Theilax, specjalizującym się we wskrzeszaniu (w pewnym sensie) zmarłych. Oba zakony zawierają przymierze by przejąć władzę. Oczywiście, każdy z nich w ostatecznym rozrachunku liczy na to, że nie będzie musiał wywiązać się ze swojej części zobowiązania. Czy im się uda? O tym dowiecie się, jeśli sięgniecie po „Mesjasza Diuny”.
Powieść napisana jest właściwym dla Herberta stylem. Trochę poetyki, niedopowiedzeń, kwiecistego języka, a wszystko w niesamowitym nastroju pustynnej planety. Jak zwykle autor umieszcza na kartach powieści swoje rozważania. Niektóre myśli można by żywcem wyjąć i włożyć do zbioru sentencji. Pełno tu refleksji, zastanowienia się nad kondycją jednostki ludzkiej.
Interesującym pomysłem jest wprowadzenie ożywionego eksperymentami Bene Theilax Duncana Idaho, który zostaje podarowany imperatorowi. Jest dla niego zagrożeniem, ale również pomocą. Jest też wreszcie eksperymentem. Postać znakomitego wojownika wydaje się być wprowadzona nie tylko na potrzeby fabuły, ale również z innego powodu. Herbert zastanawia się nad możliwościami przedłużenia życia człowieka, nadania mu nowego ciała lub też ożywienia po śmierci. Ta tęsknota człowieka do życia ludzkiego nie jest również obca twórcy. Zastanawia się, jak mogłoby wyglądać przezwyciężenie śmierci przez naukę. W związku z tym zagadnieniem porusza również kwestie podmiany naturalnych części człowieka ich sztucznymi zamiennikami. Pretekstem ku temu są oczy, które zaaplikowane tym, którzy stracili swój narząd wzroku, mogą znów widzieć. Jak sztuczny twór wpłynie na człowieka, na jego myśli, czyny – to są pytania, które stawia Herbert. Nie robi tego oczywiście dosłownie, zaś wszystkie jego pomysły spójnie wplatają się w fabułę. Niemniej można doszukać się tych rozważań.
W porównaniu z „Diuną” w „Mesjaszu Diuny” nie ma zbyt wielu nowych elementów świata przedstawionego. Nadal mamy do czynienia z piaszczystą planetą, choć zaczyna postępować jej nawadnianie. Opisów Arrakis jest tym razem niewiele – autor zakłada jej znajomość u czytelnika. Nie spotykamy więc niczego nowego, tak jak to miało miejsce przy „Diunie”. Nie jest to oczywiście wada, ale szkoda, że Herbert nie chciał pokazać kolejnych wytworów swojej niesamowitej wyobraźni.
Niemniej jednak „Mesjasz Diuny” nie zawodzi w najmniejszym stopniu. Ciekawa, zaskakująca intryga, świetny język, ważkie przemyślenia czynią z powieści znakomity koktajl. Herbert nie obniża poprzeczki, i choć nie jest to tak skomplikowane i wielowarstwowe dzieło jak pierwsza część, wciąż trzyma bardzo wysoki poziom. To przykład, że kontynuacja wcale nie musi być wtórna i znacznie gorsza od oryginału. Dlatego też bez wahania polecam ją każdemu miłośnikowi fantastyki.
Tytuł: „Mesjasz Diuny”
Tytuł oryginału: „Dune Messiah”
Autor: Frank Herbert
Przekład: Marek Marszał
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 272
Wymiary: 150 x 225
Oprawa: twarda
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...