„Lucky Luke” tom 21: „Góry Czarne” - recenzja
Dodane: 22-03-2021 18:45 ()
Okładka dwudziestego pierwszego tomu przygód samotnego kowboja odbiega od standardowych ilustracji zdobiących serię stworzoną przez Morrisa. Tym razem charakter przygody jest nieco inny, a zadanie Luke'a wybiega poza jego typowe usługi polegające na zaprowadzeniu porządku w jakiejś mieścinie czy sprowadzeniu Daltonów do więzienia po ich kolejnej brawurowej ucieczce.
W senacie Stanów Zjednoczonych dochodzi do burzliwej debaty, czy kolonizować tereny po zachodniej stronie Gór Czarnych na obszarze Wyoming, czy zostawić je w swej dziewiczej formie, unikając tym samym gniewu plemienia Czejenów. Postęp cywilizacyjny wręcz nakazuje eksplorację tych bogatych w dobra terenów, ale wizja szybkiej kolonizacji nie wszystkim jest w smak. Dokładnie sprzeciwia się jej jeden senator, który w tamtej okolicy prowadzi szemrane interesy. Toteż Lucky Luke dostaje od swoich mocodawców niecodzienne zadanie. Stanie na czele ekspedycji naukowców, która zbada nieodkryte tereny po drugiej stronie gór, zdając relację, czy może dojść do bezpiecznej kolonizacji. Najszybszy rewolwerowiec na Dzikim Zachodzie w obstawie czterech ekscentrycznych ludzi nauki wyrusza w niełatwą, usłaną przeszkodami i pułapkami drogę do Gór Czarnych. Tropem ekspedycji badawczej rusza niejaki Bull Bullets, szuler, kanciarz i rzezimieszek, który ma nie dopuścić do pozytywnego zakończenia tej misji.
W „Górach Czarnych” Lucky Luke musi zmierzyć się z rolą przewodnika i obrońcy czterech narwanych badaczy, którym niestraszne żadne niewygody czy zdradzieckie prawo Dzikiego Zachodu. To swoiste zderzenie świata nauki z rdzennymi mieszkańcami Ameryki może przynieść same kłopoty lub zaowocować postępującą kolonizacją niedostępnych do tej pory krain bogatych w przeróżne surowce. Jest to jedna z nielicznych opowieści z samotnych kowbojem, gdzie główne skrzypce grają postaci drugiego planu. Niemniej trudno się temu dziwić, skoro Goscinny popisowo rozpisał fabułę między czterech zaradnych, ciekawskich, a przede wszystkim niezwykle pogodnych krzewicieli postępu, których życiorysy skrywają same niespodzianki. Już podróż pociągiem przynosi wiele niespodziewanych zwrotów akcji, a im dalej w las, a dokładnie bliżej miejsca docelowego podróży, tym więcej otrzymujemy kuriozalnych sytuacji, z których kwartet badaczy wychodzi cało, nieraz grając na nosie swojemu prześladowcy. Moc tej opowieści tkwi właśnie w przedstawieniu urozmaiconych charakterów naukowców, z których każdy na swój sposób się wyróżnia. Poczynania oprycha, którym niewątpliwie jest Bull Bullets, i kolejne jego spektakularne porażki odpowiadają za rozwinięcie humoru sytuacyjnego. Zresztą o czwórce jegomościów niepasujących do realiów Dzikiego Zachodu trudno mówić w innych kategoriach niż o jako dostarczycielach sporej ilości gagów i słownych dowcipów. Goscinny z powodzeniem wykreował z nich interesującego drugoplanowego bohatera, który bez problemu przebił się przez pancerz popularności Luke'a, kradnąc dla siebie więcej niż kilka udanych scen.
O twórcy „Asteriksa” można powiedzieć śmiało, że ma głowę pełną pomysłów. Co ważniejsze, jego dowcip trafia w samo sedno, nie powtarza się i bawi za każdym razem, jeśli nie śmieszną sytuacją to żartem słownym. Przez kolejne perypetie naukowców przebijamy się błyskawicznie, żałując, że kończą się one tak szybko. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak tylko polecić kolejny tom przygód Lucky Luke'a.
Tytuł: „Lucky Luke” tom 21: „Góry Czarne”
- Scenariusz: René Goscinny
- Rysunek: Morris
- Wydawnictwo: Egmont
- Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
- Liczba stron: 48
- Format: 215x290 mm
- Oprawa: miękka
- Druk: kolor
- Data wydania: 10.03.2021 r.
- ISBN: 978-83-281-5923-5
- Cena: 24,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus