Biały Kruk - recenzja
Dodane: 07-08-2007 15:51 ()
Biała Podlaska to od pewnego czasu kolejne konwentowe miasto w Polsce. Po zeszłorocznym, wrześniowym Białym Kruku, druga edycja odbyła się w dniach 27 - 29 lipca, niecały rok później. Początkowo termin imprezy miał wypaść dwa tygodnie wcześniej, ostatecznie jednak był to ostatni weekend lipca.
Na konwencie zjawiło się około 100 osób, licząc zarówno zwykłych uczestników, jak również twórców programu i organizatorów. To bez wątpienia dość mało, tym bardziej, że imprezie patronowało sporo znanych serwisów internetowych o tematyce fantastycznej. Poza tubylcami, konwent odwiedziły ekipy z Lublina i Warszawy, jak również z okolicznych miejscowości.
Każdy uczestnik otrzymywał na wejściu tradycyjne wyposażenie konwentowe: plastikowy identyfikator oraz informator wraz z kilkoma ulotkami reklamowymi. Dodatkowo, co było bardzo dobrym pomysłem, wszyscy konwentowicze otrzymali po egzemplarzu kieszonkowego wydania książki „Klątwa elfów" Agaty Waszkiewicz - debiutującej 14-latki.
Identyfikator nie wyróżniał się estetycznie w żaden sposób, podobnie 20 - stronnicowy informator - jakkolwiek schludny i przejrzysty, ale pozbawiony grafik. Z ciekawostek, które z tytułu wykształcenia wychwyciłem, rzucił mi się w oczy rozległy, 29 - punktowy regulamin konwentu. Szczególnie ujął mnie punkt 23, który brzmiał: „Organizatorzy zastrzegają sobie prawo do dowolnej interpretacji niniejszego Regulaminu". Chyba nie trzeba posiadać wykształcenia prawniczego by wiedzieć, że taki przepis jest kompletną bzdurą.
Biały Kruk zorganizowany był w bardzo dużej szkole - I LO im. J. I. Kraszewskiego, której część była przeznaczona na potrzeby imprezy. Nie szkodziło to konwentowi, bowiem i tak rozległe przestrzenie sprawiły, że generalnie na korytarzach było dość pusto. Jedyną więc stratą okazał się zamknięty basen, na który liczyłem jeszcze przed wyjazdem. A tak obszedłem się tylko smakiem.
Wracając jednak do rozkładu konwentu. Całość znajdowała się na pierwszym piętrze i była zorganizowana w kształt podkowy. Na jej lewym ramieniu, przy końcu, znajdowały się cztery sleep roomy oraz sala konkursowa. To odizolowanie czyniło odległość do większości punktów programu dość dużą, ale z drugiej strony pozwalało na spokojny sen śpiących.
Drugie ramię podkowy gromadziło barek konwentowy prowadzony przez organizatorów, trzy sale prelekcyjne, games room, organizatorkę oraz sklep Portala. Rozlokowane w zasadzie w jednym ciągu, umożliwiały szybkie przemieszczanie się z jednego punktu programu na drugi. Gros atrakcji miało miejsce wewnątrz budynku, niektóre jednak, z racji swojego charakteru, odbywały się na szkolnym boisku, pokrytym krótko skoszoną, soczystą trawą. Żałowałem, że nie dane mi będzie rozegrać tu choć jednego meczu.
Jak jednak przedstawiał się program? Niestety, słabo.
Gdy w Internecie pojawił się program Białego Kruka, byłem nim pozytywnie zaskoczony i nastawiony bardzo dobrze. Cztery bloki programowe i sporo ciekawych tytułów, to brzmiało zachęcająco. Rzeczywistość zrewidowała moje oczekiwania.
Zacznę od bloku konkursowego. Znalazło się w nim sporo konkursów odnoszących się do RPG, literatury lub filmu. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Gorzej jednak poszła praktyka - źle zorganizowane, słabe pokazywanki (w obu odsłonach) z nierównymi hasłami, muzyczny skierowany przede wszystkim do fanów metalu, czy też kilka konkursów, które nie odbyły się z braku chętnych. Reszta prezentowała dość przeciętny poziom, wyjątkami są tutaj bardzo zabawny konkurs na Supermutanta oraz konkursy plenerowe. Do nich należały turniej walki na miecze PCV oraz konkurs rzutów nożami i shurikenami. Te punkty programu zgromadziły sporą publiczność, dobrze wyglądały i były rzadko spotykanymi atrakcjami na innych konwentach.
Bardzo źle rozwiązano kwestię nagród. Nie mówię tutaj o ich wysokości, bo zazwyczaj jest tak, że im mniejszy konwent tym mniejsze nagrody. Na Białym Kruku nagrody nie były przyporządkowane do konkretnych konkursów, tylko wręczane na bieżąco. Wynikiem takiej organizacji było to, że dobre nagrody „poszły" w piątek i sobotę rano, natomiast później wybór był minimalny - np. za konkurs trzyosobowy odbywający się w sobotni wieczór organizatorzy przekazali jedną koszulkę.
Niestety, źle było również z częścią bloków prelekcyjnych. Podział na trzy „nitki" programowe zupełnie się nie sprawdził. Tylko jedna trzecia z programu prelekcyjnego trzymała dobry poziom. Mam tu na myśli blok postapokaliptyczny, który okazał się naprawdę dobrym pomysłem. Całość odbywała się w jednym pomieszczeniu. Niewielka sala, góra na 20 osób, została przygotowana specjalnie dla potrzeb tej części programu. Do sufitu przymocowano siatkę maskującą, zaś całe wnętrze pełne było rekwizytów znanych z zajęć z przysposobienia obronnego, jak np. maska gazowa czy mundur. Zainteresowanie blokiem było spore, a prelekcje stały na niezłym poziomie, choć umieszczenie prezentacji systemu „Neuroshima", istniejącego na rynku od najmniej czterech lat i powszechnie znanego, było dość kuriozalne.
Pozostałe dwa bloki były słabe. Znalazły się tam pojedyncze prelekcje, które można określić mianem interesujących (np. obie Kaduceusza). Reszta, niestety, do nich nie należała (z małymi wyjątkami). Słabo przygotowani prelegenci, mało ludzi na prelekcjach - to z pewnością minusy. Duża wada omawianych bloków tkwiła też w samej ich konstrukcji. Znalazły się w nich prelekcje dwu, a nawet trzygodzinne, albo też takie, które zachodziły na inne atrakcje o podobnej tematyce. Kilka prelekcji zostało wciśniętych na siłę, widać, że organizatorzy nie otrzymali tylu zgłoszeń ilu oczekiwali. Trzeba było raczej ścieśnić prelekcje i zmniejszyć liczbę bloków.
Największym jednak mankamentem były zmiany w programie. Sporo prelekcji się nie odbyło, w tym spotkanie z gwiazdą programu - Staszkiem Mąderkiem. Niektóre zaś, zostały przeniesione na inny termin, odnośnie czego informacja nie zawsze na czas docierała do uczestników. Niestety nie odbyły się również pokazy astronomiczne i pokazy walk rycerskich.
Gdy nie bardzo jest co robić, uczestnik konwentu może udać się do games roomu, by pograć w jedną z udostępnionych gier w czasie, kiedy nic ciekawego się nie dzieje (kiedyś tę rolę pełniły sale kinowe). Tu wiele było takich chwil. Niestety, games room był słabo przygotowany. Kilkanaście gier, żadnych nowości. Nic specjalnego, bo ileż można grać w „Jungle speeda" lub „Osadników z Catanu" albo „NS Hex". W ramach planszówek odbyło się parę turniejów, ale nie zgromadziły wielu uczestników.
Jeżeli chodzi o plusy konwentu, w programie znalazły się trzy dość udane larpy oraz F.O.P.A. - Festiwal Obciachowej Piosenki Amatorskiej. Ten ostatni szczególnie był jednym z niewielu jasnych punktów konwentu - zgromadził sporą widownię oraz uczestników, którzy może nie mieli wielkiego talentu wokalnego, ale na pewno zapał i umiejętność zabawy. A przecież jak wiadomo „śpiewać każdy może...".
Ogólnie rzecz ujmując program okazał się jednak słaby. Wynikiem powyższego na konwencie było nudno. W programie znalazło się niewiele ciekawych punktów, nic więc dziwnego, że snułem się po terenie konwentu, nie mogąc znaleźć zajmującego zajęcia. Dzięki temu jednak poznałem kilka lokali białopodlaskich, z Galeonem - knajpą konwentową na czele. Zintegrowałem się też z paroma tubylcami, choć przede wszystkim z lubelską ekipą.
Organizacyjnie oceniłbym ten konwent jako przyzwoity. Organizatorzy nie popełnili żadnych większych wpadek, nie zaskoczyli też nadmiernymi staraniami. Trzeba przyznać, że byli mili i pomocni, co się chwali. Przez cały czas trwania konwentu obecna była profesjonalna ochrona, jej interwencja nie była całe szczęście konieczna, bo do żadnych ekscesów nie doszło. Natomiast zarówno ona, jak i organizatorzy nie zwracali uwagi na to np. czy uczestnicy noszą identyfikatory, co mogło spowodować, że osoby, które nie wykupiły akredytacji mogły wejść do budynku. Co prawda niewielka ilość uczestników sprawiała, że łatwo było wszystkich zapamiętać, niemniej jednak było to drobne niedopatrzenie. W łazienkach zawsze obecny był papier toaletowy i mydło, co nie zawsze jest standardem na konwencie. Zabrakło pryszniców, a w ciepłe lato mogło się to dać we znaki. Nie uświadczyłem także wody mineralnej dla prelegentów w salach, za co należałoby poskarżyć się na organizatorów, co niniejszym czynię.
Podsumowując, muszę stwierdzić, że bardzo zawiodłem się na konwencie. Biały Kruk, jak głosi definicja, to wyjątkowy okaz, coś bardzo rzadko spotykanego i bardzo cennego. A tutaj niestety lipa. Słaby program, mnóstwo zmian i bardzo mało uczestników, co dopełniało niedosyt. Do tego bardzo wysoka akredytacja (25 zł), jakiej nie spotyka się na imprezach tej wielkości i rangi, która z pewnością odstraszyła część potencjalnych przyjezdnych. Ale i tak dzięki chłopaki za konwent, za starania. Mam nadzieję, że w przyszłości wyniki będą lepsze. Bo chęci to nie wszystko.
Korekta: Słonik
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...